Rozdział 26

2.4K 92 12
                                    


Santiano


- W wyniku wybuchu zginęło pięć osób, czworo zostało rannych - ojciec przetarł twarz dłońmi - Z tego co wiem ładunek podłożony był centralnie przed oknem pokoju w którym się zatrzymałeś, znaczy...zatrzymaliście. Ty i ta dziewczyna - zmrużył podejrzliwie oczy.

- Po pierwsze, prochy z ładunku zostały oddane do analizy - zaznaczyłem twardo - A po drugie jeśli chodzi ci po głowie myśl, iż uprawiałem seks z Kalią, to się grubo mylisz. Dwa lata miałem z nią pewien epizod - westchnąłem wpatrując się w okno sypialni.

- Mój najstarszy syn i pewien epizod? - zaskoczony uniósł wysoko brwi, oparł się o biurko i wsadził ręce do kieszeni spodni splatając razem nogi - Aż mam ochotę tego słuchać - parsknął.

- Nie teraz - jęknąłem - Powiedz mi lepiej co mam zrobić, skoro...skoro oni już o niej wiedzą - przełknąłem ślinę mając w sobie ogromne wyrzuty sumienia, że wciągnąłem nic nie mającą wspólnego z tym światem Kalię.

- Chronić? - było to bardziej pytanie niż odpowiedź - Spójrz na to z innej strony. Może to ma być twój test, a nie pieprzone przyrzeczenia po odpowiednim wieku? - parsknął sięgając po papierosa.

- Ojcze, ale...

- Nie ma żadnego ale, ta Kalia czy jak ona ma jest już w tym, zrozum wreszcie! Nie możesz jej opuścić tym bardziej widząc bezradność tej dziewczyny, to ty wyciągnąłeś ją w to i dlatego to ty...zajmiesz się jej ochroną.

- Nie wiem czy...czy dam radę - przyznałem całkowicie szczerze - Dotychczas pilnowałem jedynie Rash i Ariel... Kalia jest inna.

- Jeśli nie spróbujesz, nie przekonasz się - puścił mi oczko - Ciesz się, że odłamki betonu nie uderzyły w nią tylko w ciebie.

- Wiem - mruknąłem ledwo słyszalnie - To jedyne co chyba mi wtedy wyszło - syknąłem czując na plecach rany od obrażeń które uzyskałem dzięki obronie brunetki.

- Nie sądziłem, że wielki Santiano Ranches Garcia którego wychowywałem na pieprzonego władcę będzie w potrzasku przez zwykłą kobietę - bardziej melodyjnie mówił pod nosem sądząc chyba, że połowa słów do mnie nie dotrze.

- To, nie...

- Synu, powiem ci jedno. Jeśli cokolwiek w twoim sercu drgnie...- położył rękę na moim barku i go lekko poklepał - To nie czekaj, to znak, że znalazłeś, a szukanie dalsze nie ma sensu. Nie rób tego co ja, i nie trać chwil które możesz spożytkować choćby...na tworzenie młodszego rodu - uniósł w geście obrony wysoko ręce, a ja parsknąłem głośnym śmiechem.

- Ojcze...

- No co?! Ja tylko daje ci pomysły na spożytkowanie czasu ze swoją miłością życia, a teraz...

- Idę zobaczyć czy Kalia się obudziła, muszę z nią porozmawiać - uniosłem się obolały z kanapy w jego gabinecie i powoli ruszyłem w stronę wyjścia - A, ojcze...Kalia co najwyżej może zostać bliższą mi koleżanką, nikim więcej - jakoś trudno mi samemu było uwierzyć w te słowa, ale tak musiało być.

- Oj, synu...w naszym świecie nie ma koleżanek! Jest albo żona, albo narzeczona.

Nie odpowiedziałem już mu na tą zaczepną odpowiedź. Wolałem udać się do drugiego skrzydła w którym znajdowała się brunetka która swoją zawziętością wplątała się w pieprzone bagno.

Może i byłem chujem, ale...nie chciałem by stało się jej coś o dużo gorszego.

Uchyliłem drzwi od sypialni natrafiając na bladą twarz Kalii. Smacznie spała mając na klatce piersiowej zimny okład. Zamknąłem cicho wrota i postanowiłem po prostu przyglądać się jej.

***

- Uważaj, kurwa! - syknąłem w stronę Nico który mając zawzięty wyraz twarzy owijał mi bandaż na plecach - Chuju pierdolony!

- Pierdol, pierdol może ci ulży - mruknął - A poza tym dlaczego nie zszyli ci tego?! Kurwa! Poczekaj!

- Oj nie, kolego - pokręciłem głową - To, że nie wiem jakim cudem potrafisz szyć rany nie znaczy, że zaufam ci na tyle i dam ci poharatać swoje ciało do końca! - skarciłem go wściekłym wzrokiem.

- Bohaterze od siedmiu boleści, chcesz by została ci blizna wielkości spodka od kawy?! Dobra, wybrałeś - otrzepał dłonie - Spierdalaj jak ci się odmieni - splunął.

Zerknąłem w swoje odbicie w lustrze. Faktycznie rozcięcie na łopatce było głębokie i mimo kilku godzin krew ciekła jak strumień. Musiałem zaryzykować.

- Dobra nie jęcz jak baba, szyj to! - zacisnąłem dłonie na umywalce.

- A teraz? - parsknął śmiechem - Teraz to się pierdol, Santiano.

- Zaraz ty się już nigdy nie będziesz pierdolił jak odstrzelę ci kutasa!

- Groźny - próbował zachować powagę, widziałem go doskonale w odbiciu lustra - Pierdolony samiec - pokręcił głową wyjmując z dolnej szafki jakiś pojemnik - Nastaw się krowo! - klepnął mnie w dół pleców.

Skrzywiłem się z bólu, zaciskając przy tym zęby by nie wydać z siebie niepotrzebnego dźwięku.

- Jestem ciekaw - zaczął skupiony trzymając w dłoni sporą igłę - Czy Alexa wie, że teraz jej godziny są policzone? - niespodziewanie wykonał nakłucie.

- Ja pierdole, chuju! - przełknąłem ślinę.

- A, no tak. Zapomniałem dodać, że to będzie bolało, ale jesteś pieprzonym Garcia! Taki ból to nic! A teraz poczekaj...- zmrużył lekko oczy skupiają się na moje ranie - No i już po wszystkim! - gwałtownie się wyprostował.

- Alexa nie ma pojęcia, że trafiła na najgorszych z rodu. Ja jej nie odpuszczę - przyrzekłem - Będzie błagać o to by zdechnąć, jak jej ojciec czy bracia!

- No trzymam za słowo...a teraz może lepiej idź do tej swojej laleczki - schował wszystko do szafek - Z tego co wiem sieje niezłą panikę, a jeśli orientujesz się dobrze to wiesz, że mam sypialnię obok!

Kalia się obudziła, i to chyba było najważniejsze. Czekała mnie poważna rozmowa, nie mogłem powiedzieć jej wszystkiego, ale...kurwa coś trzymało mnie w środku by przyciskać ją najbardziej jak się da do siebie.

Kroczyłem mając gotowy monolog w głowie by skonfrontować się z nią i powiadomić o tym, iż nie miała nawet możliwości opuszczenia rezydencji do czasu aż nie uporamy się z wrogiem.

Czy to wszystko idzie w dobrym kierunku?

Kiedyś zapewne skakałbym z radości, że miałem pod dachem taką piękną kobietę, lecz wtedy też zżerało mnie coś, dając do zrozumienia, że naprawdę jeśli nie będę chronił jej ja, nie zrobi tego nikt inny.

Miałem nawet głęboko gdzieś jej pierdolonego chłoptasia. Nie wypuszczę jej póki nie będzie bezpiecznie, postanowione.

Liczyłem, że robię dobrze...ta sytuacja była pierwszą i miałem srogą nadzieją, że ostatnią w tym moim popieprzonym życiu.

Stanąłem przed faktem dokonanym i pchnąłem drzwi od tymczasowej sypialni Kalii. Zastałem tam ją, z podkrążonymi oczami.

Dlaczego ten widok był dla mnie dość dziwnym?

Otrząsnąłem się i uchyliłem wargi by cokolwiek powiedzieć, jednak gdy na mnie spojrzała, coś pękło, a pierdolony żal zaczął zjadać mnie do samego końca.

Byłem winny za to, co się wydarzyło.

Nie potrafiłem wykrztusić z siebie ani słowa. Przytłaczało mnie to jak cholera, ale wiedziałem, że muszę.

- Kalia, ja jestem...

La mia speranza |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz