Rozdział 38

2.3K 86 1
                                    


Kalia


Wpatrywałem się w lekko powiewające gałęzie drzew tuż za oknem. Czułam w sobie dziwny niepokój który nie chciał opuścić ani milimetra mojego wnętrza, choć starałam się naprawdę robić wszystko by nie myśleć o złych rzeczach.

Postanowiłam w końcu opuścić wygodne łóżko, i mając dalej z tyłu głowy popieprzone scenariusze skorzystałam z łazienki Santiano. Wystrój wskazywał jasno, że korzystał z niej mężczyzna. Wszystko zachowane w minimalistycznym, mrocznym klimacie. Z racji, że nie dostrzegłam tam nic dla użytku kobiety sięgnęłam po żel z charakterystycznym aromatem Santiano.

Przejeżdżając dłonią po płaskim brzuchu zamknęłam powieki i oparłam się plecami o ziemne, czarne płytki wspominając poprzednią noc gdy to mój towarzysz którego nie było obok przejął moje całe zdrowe myślenie i odebrał całkowicie wolność.

Czułam to, należałam już do niego. Uzależnił mnie od siebie, poprzez chęć chronienia, czy przez zwykłe pocałunki. Brakowało mi go z każdą chwilą coraz bardziej i gdybym była na tyle odważna zeszłabym na dół, do jego mamy bądź starszej siostry i poprosiła o to by znaleźć się w Porto obok niego.

Opamiętałam się i zagryzając wargę umyłam swobodnie lepiące się kosmyki do moich pleców.

Wyszłam naga spod prysznica i zaczęłam szukać czystego ręcznika, jednak gdy nie było żadnego na tak zwanym widoku postanowiłam kucnąć robiąc obok siebie kałużę wody ociekającej ze mnie, otworzyłam szafkę pod umywalką, a tam ku mojemu zaskoczeniu stał cały zestaw kosmetyków dla kobiety.

Sięgnęłam po małą buteleczkę do której przyczepiona była karteczka.

Mała to dla ciebie, jeśli będzie ci czegoś brakowało powiadom któregoś z ludzi bądź moją siostrę, Ariel. Myśl o mnie.
Santiano.

Zarumieniłam się wnioskując, że to wszystko było dla mnie. Mały gest, a cholernie  znaczący. Przypomniałam sobie dzień kiedy Santiano opuścił wyspę zostawiając w kwiaciarni mojej cioci bukiet róż. "Bądź moja".

I dopiął swego, bo byłam już jego...

Nie sądziłam, że to wszystko się tak potoczy. Myślałam, że po tym jak dowiedziałam się tego wszystkiego nie dam rady się przełamać, a jedynym ratunkiem będzie ucieczka. Jednak moich schronem były ramiona ciemnowłosego. Nic innego nie zdołało zastąpić mi tych motylków w brzuchu i ciepła rozpalającego moje wnętrze.

Gdy znalazłam ręcznik owinęłam nim swoje ciało oraz włosy. Stanęłam przed lustrem i wyjęłam każdy kosmetyk na wierzch. Sięgnęłam po krem i zaczęłam wcierać go w zarumienioną twarz. Po wykonaniu pielęgnacji zaczęłam nakładać palcem prawie idealnie dobrany podkład!

Byłam w szoku, każdy kosmetyk dobrany był niemalże bez problemu. Pokręciłam rozbawiona głową i dokończyłam to co zaczęłam.

Gdy mascara zrobiła cudowny efekt na moich rzęsach nadszedł czas na wysuszenie jak i ułożenie włosów. Co do suszarki jak i o dziwo lokówki...leżało to wszystko tuż obok w odkrytej wnęce.

To był dzień w którym chyba pierwszy raz stałam się tą samą Kalią co przed tym wszystkim. Zmartwieniem jednak były ubrania. Koszula którą zostawił mi Santiano była dość długa, czułam się w niej jak worek na ziemniaki. Dlatego gdy w moje oczy rzucił się bardzo cienki pasek postanowiłam przepasać się nim w pasie, i zerkając na siebie w odbiciu dużego lustra w garderobie zaskoczona skinęłam sama do siebie.

Wsunęłam swoje stopy w klapki które nie wiem jakim cudem znalazły się w garderobie obok lakierków Santa i wzięłam się w garść. Musiałam przecież opuścić cztery ściany by nie zwariować!

Na drżących nogach wyszłam z sypialni, zeszłam długimi schodami na dół, a tam w salonie zastałam dwie kobiety. Miały stopy ułożone na szklanym stoliku pośrodku a głowę odchyloną do tyłu.

- O! Kalia! - obok mnie przebiegła mała postać, to była Rash której wtedy tylko tam brakowało.

Cała uwaga skupiła się na mnie przez co chciałam uciekać z powrotem do miejsca z którego przybyłam.

Santiano, błagam wracaj jak najszybciej!

Przełknęłam ślinę i odwróciłam wzrok na bok.

- Chodź do nas, dziecko! - rodzicielka nieobecnego poklepała dłonią skórzane miejsce obok siebie - Nie zjemy cię - zachichotała - Prawda, Ariel?

- Tak jest, mamo - zasalutowała zgodnie uśmiechając się uroczo.

- Chodź - drobna dziewczynka zaczęła ciągnąć mnie w wyznaczoną lokalizację. Usiadłam obciągając materiał białej koszuli najbardziej jak mogłam do dołu - Mamusiu, a mogę pójść po lalki które dostałam od wujka?

- Tak, skarbie - blondwłosa czule pogłaskała najmłodszą po główce.

Gdy czerwone falbany zginęły za ścianą nastała dość niezręczna cisza. Zaczęłam wpatrywać się w obrazy wiszące obok dużej plazmy.

- Kalia, dziecko masz suknię na przyjęcie? - kobieta zagadała sięgając po filiżankę z kawą - Mój syn wspominał, że jedziesz z nami przez co chcę byś czuła się komfortowo.

- N... nie mam, znaczy nie wiem - wyznałam gubiąc się.

- Pewnie Santiano wymyślił znowu jakiś głupi pomysł i kazał Bloom uszyć coś, zaraz się upewnię - Ariel sięgnęła po telefon, a ja w tym czasie podziwiałam jej piękne, rude włosy które spięte miała w luźny kok. Swobodne pasma francuskiej grzywki opadały na jej lekko opaloną cerę, choć delikatne piegi na nosie przebijały i wychodziły na pierwszy plan. Dziewczyna niczym idealna.

Zeszła z kanapy i powędrowała w kąt, mając urządzenie przyłożone do ucha.

- Jak poznałaś mojego syna?

Ups, przyszedł na to czas. Musiałam oszczędzić sobie zbędnych opowieści o tym jak w denerwujący sposób krążył na plaży obok mojego domu, i o tym jak perfidnie uwodził moją babcię!

- Chciałabym poznać Akaki - stłumiła śmiech - Wydaje się być szalona, uwielbiam takich ludzi.

- Moja babcia, jest bardzo zakręcona jak na swój wiek, moja mama ma to po niej - zauważyłam lekko się uśmiechając.

- Masz bardzo...bardzo specyficzną rodzinę. Nigdy nie przeszkadzało ci to, że nie było u twojego boku rodziców? Pełnej rodziny?

- Nie - pokręciłam głową - Odkąd pamiętam mama i ojciec nie byli ze sobą blisko i nie wciskali mi jakiś dziwnych historii, że kochają się z całych sił. Po prostu nauczyłam się tego, że lepiej im jest oddzielnie - wzruszyłam ramionami.

- Jesteś bardzo dojrzała - zauważyła poważnie - Ja, wychowałam się bez rodziców, ponieważ...- przymknęła powieki - Przyjdzie czas na to wspomnienie, ale miałam bardzo duży ból w sobie. Przez pół życia sądziłam, że jestem sama, jednak potem pojawił się mężczyzna twierdzący, iż jest moim bratem. Owszem, i był nim tylko, że...wiedział o mojej bliskości z Mosculio i przez pryzmat jakiś porachunków chciał dzięki mnie go zniszczyć.

- Co się z nim stało? - byłam cholernie ciekawa tego co działo się w rodzinie Ranches Garcia. Ich przeszłość była jak największa tajemnica którą przez plotki wielu sądziło, że została rozwiązana.

- Nie żyje, po swoim upadku wpadł w panikę i skoczył z rezydencji którą zamieszkaliśmy.

Zatkało mnie. Nie wiedziałam co mam powiedzieć, i chyba los na ratunek zesłał mi Ariel która wróciła mając zadowolony wyraz twarzy.

- Santiano kazał uszyć dla ciebie suknię, tuż przed wyjazdem ma zjawić się Bloom z moją i twoją kreacją! - pisnęła klaszcząc w dłonie.

Jej matka uśmiechnęła się serdecznie i skinęła głową.

Boże, jaka ona była silna! 

La mia speranza |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz