Rozdział 33

2.4K 83 10
                                    


Santiano


Przyznałem się i sam przed sobą, że odegrałem pierdoloną rolę jakiegoś zjeba godną miana Oscara. Nie wiedziałem dlaczego, ale...przez to co wiedziałem o swoim ojcu, oraz jego przeszłości z matką, słowa wypowiedziane przez Kalię mnie po ludzku zabolały.

Wpatrywałem się w jej szklane oczy mając do siebie żal za potraktowanie jej jak pierdolonego śmiecia i to jeszcze przy Rash! Na litość, to dziecko na kilometr wyczuło, że coś było nie tak między mną, a Kalią!

Musiałem to naprawić, to co zjebałem przez swoją głupotę i brak zdrowego myślenia.

Odsłoniłem jej słodkie usta by mogła swobodnie wziąć oddech.

- Kalia - miękki ton którym ją poczęstowałem był moim zdaniem jedynym ratunkiem - Zrozumiałem źle wiele rzeczy...nie traktuj tego co powiedziałem na poważnie.

- Wypieprzaj stąd! - rzuciła w moją stronę poduszką - Wypieprzaj i daj mi święty spokój! - zaczęła wyrzucać z siebie wiele innych obelg, ale nie ruszało mnie to. Rozumiałem jej wściekłość, i akceptowałem to całkowicie.

- Kalia, Kalia... - złapałem za jej dłonie hamując przed wymierzeniem siarczystego policzka - Nie rób tego - wysyczałem przez zaciśnięte zęby starając się zapanować nad tym co się działo. To ja musiałem ją zdominować, nie ona mnie - Zapomniałaś, że dziś miałaś dostać karę? - obniżyłem się do prawie jej poziomu i zawisłem nad jej ciałem obserwując jak formuje wargi w wąską linie. Przejechałem nosem po gładkiej szczęce czując jak zaczyna powoli się poddawać, a jej serce...ten dźwięk uderzania był jak miód na moje uszy - Skarbie...nie hamuj się, nie hamuj mnie i zapomnij o tym co powiedziałem.

- N...Nie - wyszeptała - Nie zapomnę, potraktowałeś mnie jak ostatniego śmiecia.

- Byłem zły, cholernie wściekły - spojrzałem w jej źrenice - Swoim ciętym językiem i całą resztą powodujesz u mnie pieprzoną eksplozję, nie potrafię tego pohamować - wargi zanurzyłem między jej szyją a włosami chłonąc całą słodycz.

- Nie musiałeś mnie ośmieszać przy swojej...

- Siostrze, Rash jest moją siostrą, i nie martw się. Wytłumaczyłem jej już, że jesteś tu z podobnego problemu jak ona. Musisz być chroniona jak księżniczka.

- Jak księżniczka?

- Mhm - przytaknąłem - Rash jest uzależniona od małych księżniczek które są pod opieką swojego rycerza. Chroni on je przed smokami - palcem zacząłem sunąć po jej płaskim brzuchu który okryty był moją koszulą

Uśmiechnąłem się pod nosem widząc jak reaguje na mój dotyk. Gęsia skórka, i jasne włoski które stawały dęba...Miałem podobną reakcję gdy osunęła się choćby przypadkiem o moje ciało.

- Mam rozumieć, że jesteś tym smokiem? - złapała raptownie powietrze, a jej klatka zaczęła w szybkim tempie się unosić - Innej opcji nie widzę - lekko starała się odsunąć ode mnie ale trzymałem ją w swoich sidłach najściślej jak mogłem.

- Nie, ja jestem waszym rycerzem - wypaliłem - Pokonam smoka w postaci pierdolonej Alexy i innego chuja - zacząłem mocniej zaciskać dłonie na jej biodrach - Rozumiesz? Nawet jeśli nie zgodzisz się pójść ze mną na tą uroczystość!

Plan z zaręczynami mało znanej mi córki jednego z sojuszników uważałem jako dobry. Wymyślił go ojciec z wujem Michaelem gdy tylko dowiedzieli się o zacnych zamiarach Stanleya. Facet miał obsesje na punkcie tego by jego jedyna córka wyszła za jedną z najlepszych partii. Przez pryzmat tego, że Bryson był wysoko ustawionym szefem Bratvy miał stuprocentową pewność, że trafi w bardzo dobre ręce. Minusem tego wszystkiego był fakt, iż Bryson zalecał się do Jess, która mimo jego cudownych chęci miała go głęboko gdzieś.

La mia speranza |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz