Rozdział 30

2.4K 97 8
                                    


Kalia


Przebudziłam się w środku nocy odczuwając dziwną ochotę pójścia po szklankę zimnej wody. Nie do końca znałam jeszcze rozkład tej dużej budowli, ale...do miejsca docelowego droga zdawała się być prosta.

Wydostałam się z kłębka pościeli i stawiając ciche kroki podeszłam do otwartych drzwi. Znajdując się na korytarzu rozejrzałam się dogłębnie chcąc upewnić się, że mogę swobodnie udać się do kuchni.

Musiałam porozmawiać z Santiano. Głęboko gdzieś miałam to, że nosiłam tylko jedną koszulę którą podarował mi jego kuzyn, oraz spodnie z dnia kiedy nastąpił wybuch. Liczyło się dla mnie tylko to czy moja rodzina jest bezpieczna, nic innego.

Wystrój pomieszczenia w którym się znalazłam ciemną porą wydawał się mieć swój klimat. Zastanawiałam się jednak gdzie znajdę szklanki. Szafek było mnóstwo, i każda zapełniona była czymś innym.

- Czego szukasz?

Podskoczyłam w miejscu czując jak moje serce zaprzestaje swoich działań. Santiano znalazł się tuż obok mnie w niebezpiecznie bliskiej odległości. Znieruchomiałam mając dłoń na połyskującym w świetle meblu.

- Kalia, czego szukasz? - stanął za mną a dłonie ułożył po moich dwóch stronach jakby chciał zamknąć mnie w swojej klatce. Przełknęłam głośno ślinę czując dziwne napięcie tam gdzie nie powinnam.

- J...Ja - zaczęłam się jąkać - Szukam szklanki - wyszeptałam.

- Otwórz dolną - zniżył głos do cholernie gorącego tembru - Stoją tam te które będą idealne...

- Co masz na myśli mówiąc idealne?

Co ja tak właściwie robiłam? Atmosfera zagęszczała się między nami coraz to bardziej, a to było nie na moją korzyść. Sny z nim w roli głównej mogły stać się rzeczywistością.

- Połyskujące, bez zacieków i ukruszeń.

Zamurowało mnie, a wargi same uchyliły się lekko. Nie potrafiłam pohamować tego co robiło moje ciało, bez zgody. Ono jakby odłączyło się od rozsądku i samo lgnęło prosto do niego.

- Każda może być ukruszona, nawet jeśli zdaje się być idealna...Można je nawet porównać do ludzi. Każdy, bez wyjątku ma jakieś zmory na swojej duszy - szeptałam patrząc na czarne kafelki które ozdabiały wolną przestrzeń.

- To prawda...

Duża, zimna dłoń zacisnęła się na materiale koszuli która jako jedyna wisiała swobodnie na moim ciele. Gęsia skórka w połączeniu z dotykiem tworzyła podniecającą więź. Zagryzłam dolną wargę by niekontrolowane westchnięcie nie dało o sobie znać.

- Zastanawiam się dlaczego nosisz tylko koszulę mojego kuzyna - wolną ręką zgarną końce włosów i odgarnął je starannie do tyłu - Jakby miała dla ciebie jakieś znaczenie, nie mylę się...?

- Mylisz się - wychrypiałam mając wrażenie jak obraz rozmazuje mi się przed oczami - Jest jedyną, swobodną rzeczą w której nie czuje się niekomfortowo.

- W takim razie...dam ci pięć swoich koszul. Każda z nim na kolejny dzień - nosem przejechał po mojej szyi - Ostatnia będzie tą która zadecyduje w pewnej sprawie.

- Słucham? - zaskoczona jakby otrzeźwiałam i obróciłam się w jego stronę.

Zielone oczy płonęły jak największe ognie jakie dane mi było zobaczyć.

La mia speranza |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz