Rozdział 22

2.3K 87 4
                                    

Kalia

Wychodząc z uczelni liczyłam na to, że spotkam Aresa, jednak tak się nie stało. Czekałam pod murem budynku do którego uczęszczałam na jakąś informację od niego, niestety nic takiego nie dostałam.

Wzdychając przycisnęłam swój notes do piersi i powoli zaczęłam iść w znajomym już kierunku. Mijałam co jakiś czas piękną architekturę i śmiało mogłam powiedzieć, że zapierało mi dech. Podeszłam bliżej kamienicy i zerknęłam wysoko odchylając głowę do tyłu. Srogie słońce nie wygrywało z moją ciekawością.

- Słyszeliście o tym, że na terenie Mediolanu są bracia Ranchesa?

Zerknęłam za siebie, by zobaczyć kto postanowił zebrać wokół siebie mnóstwo uwagi. Młody chłopak mający w ręku roztapiające się lody w rożku. Poznałam go. Chodził ze mną na ten sam kierunek i z tego co już zdołałam lubił gdy jego osoba była w samym centrum zgiełku.

- Kogo? - jakaś nastolatka postanowiła zadać pytanie.

- Nie znacie legend o psychicznie chorym Ranchesie który porwał swoją żonę?! - prychnął niedowierzając.

Uchyliłam zaskoczona wargi na skutek jego słów. Postanowiłam usiąść dla niepoznaki na pobliskiej ławce i przysłuchiwać się temu co mówił ten młodzieniec.

- Ale to legenda...

- Piękna - zwrócił się do koleżanki z grupy - W legendzie jest zawsze ziarnko prawdy. Pamiętacie historię z Włoską mafią?! - podekscytowany omal nie pisnął.

- To jest zakazane, młody chłopcze. Radze ci nie mówić o tym na widoku - jakaś staruszka przeszła obok siejąc grozę.

Nie wiedziałam co sądzić. Chłopak mógł to wymyślić tylko dlatego by zasiać wokół siebie zamęt, bądź mówił całkiem poważnie. Stawiałam na opcję numer jeden.

Wyjęłam z torebki okulary przeciwsłoneczne i nasunęłam je na nos. Wstałam z ławki oglądając się jeszcze za siebie. Kusiło mnie by sprawdzić w zaufanych źródłach kim tak naprawdę był obiekt legend opowiadanych przez chłopaka.

Gdy wróciłam do mieszkania okazało się, że również i tam nie zastałam Aresa. Zaskoczona napisałam mu wiadomość z zapytaniem, gdzie postanowił się wybrać. Odłożyłam wszystko i postanowiłam zaparzyć kubek świeżej kawy która jak sądziłam da mi jakiekolwiek rozluźnienie.

Coś z tyłu głowy mówiło mi bym nie zaglądała do internetu i nie wpisywała tam nazwiska Ranches, coś podpowiadało, że nie byłam gotowa na to co mogłam tam zobaczyć. Dlatego ciekawiło mnie, w takim razie co to takiego było...

Postanowiłam zająć się tym później, a póki mogłam w swobodzie chciałam wziąć długą kąpiel. Jedyne za co dziękowałam to była łazienka w której znajdowała się wanna jak i duży prysznic.

Zdjęłam z siebie ubrania, i odkręciłam kurek z wodą. Strumień zaczął lać się do wnętrza napełniając je prawie do całości, w międzyczasie wlałam kilka olejków, i żel, W pomieszczeniu roznosiła się para, a przy niej zapach lawendy, który był moim ulubionym jak na tamten moment.

Zanurzyłam się pod powierzchnią wody by w pełni poczuć wolność której mi brakowało, i to cholernie brakowało.

***

Ares wrócił do mieszkania kilka godzin później. Wcześniej natomiast nie odpisał nawet na wysłaną w jego kierunku wiadomość. Szczególną uwagę przykuł jego bardzo dobry humor.

Zmrużyłam powieki kierując w niego drewnianą łyżką z której kapał na deski sos pomidorowy.

- Wielce Pan Ares nie mógł nawet odpisać na wiadomość? - parsknęłam zirytowana.

La mia speranza |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz