Rozdział 35

2.3K 82 1
                                    


Kalia


Przebudziłam się zlana zimnym potem. Przetarłam oczy knykciami licząc, że to co się działo wcześniej to był tylko sen. Pieprzony horror który chciał mnie zniszczyć.

- Chcesz wody?

Pisnęłam przerażona z powodu męskiego tembru obok. Zerknęłam trzymając się za serce na miejsce z którego wybrzmiał dźwięk, a na zetknięcie się z Santiano mój żołądek zacisnął się w supeł. Dłonie zaczęły drgać, a widok kobiecych zwłok które znalazły się na moim balkonie stanął mi prosto przed oczami, zamiast chłopaka.

- Ej, ej - podszedł szybko do mnie i złapał w swoje ramiona - Spokojnie - zaczął głaskać moje plecy jakby chciał oczyścić umysł z negatywnych scenariuszy.

Wtuliłam się w szerokie, ciepłe ramiona szukając ucieczki od problemów które grały wtedy pierwszoplanową rolę.

- Boję się...- wyszeptałam przymykając z całych sił powieki - Tak cholernie się boje.

- Nie masz czego - powtórzył kolejny raz kojącym głosem.

Szczerze? Powoli zaczynałam wątpić już w jego słowa, i dlatego tak naprawdę olałam to co powiedział, i uchyliłam lekko wargi szlochając mu w ramię.

- Jeśli nie chcesz, nie będziemy rozmawiać, ale...

- Proszę - przełknęłam ślinę - Nie dziś, nie teraz, nie mam na to sił. Widok tej kobiety przeraził mnie - wstrząsnął mną zimny dreszcz - Jej ciało było zmasakrowane...

- Spokojnie - cmoknął mnie w czubek głowy - Nie myśl już o tym.

- Jak mam nie myśleć, skoro...skoro zdarzyło się to prawdopodobnie z mojej winy? - załkałam.

- Nic nie zdarzyło się z twojej winy. Jedynym winowajcą jest Alexa która wmieszała w to jeszcze osoby które nie wiedzą nawet co to półświatek. Nie zadręczaj się tym, tylko pozwól mi robić to co uważam za słuszne. Dlatego za dwa dni zjawisz się ze mną na tym pierdolonym przyjęciu, a wtedy rozprawię się z nią raz a porządnie, i w końcu...będziesz wolna.

Właściwie powinnam po wypowiedzeniu przez niego ostatniego zdania skakać najwyżej jak się da z powodu wolności, ale...no właśnie, co? Miotałam się między rozsądkiem a własnym sercem.

***

- Santiano - matka bruneta odchrząknęła wpatrując się w syna który uporczywie kroił steka który i tak sam rozpadał się za jednym dotknięciem - Zmasakrujesz to mięso - syknęła.

- I dobrze - warknął wściekły.

Moja dłoń mimowolnie powędrowała ku dłoni chłopaka. Zacisnęłam palce na wierzchu licząc, że tym okażę mu wsparcie. Przez poprzednie zbliżenia nie krępowałam się, wręcz przeciwnie. Wiedziałam, że mogę, i nie chciałem się hamować.

Zerknął na mnie, nie odrywał wzroku nawet gdy reszta zgromadzenia skupiła na nas całkowitą uwagę. Moje serce przyspieszyło, a oddech stał się urwany. 

Zapragnęłam wpić się w jego usta by poczuć smak wolności, i słodyczy płynącej z tego zetknięcia. Zapragnęłam zatopić dłonie w kręconych końcach kierując gorące pocałunki ku dołowi.

Zagryzłam dolną wargę czując jak moje ciało oblewa dziwna rozkosz, taka której doznałam podczas pieszczot. Santiano rozpalał mnie samym spojrzeniem.

Zielone źrenice rozszerzyły się, a na dodatek pojawiły się tam srogie ognie, które mógł zobaczyć każdy kto się dobrze przyjrzał. Przełknęłam ślinę odsuwając delikatnie dłoń.

Uniosłam swoje spojrzenie na towarzystwo. Wujostwo Santiano rozmawiało wtedy już o jakiś sprawach, a kobiety skupiły się na omawianiu nowych sukien z kolekcji Gucci.

- Wybaczcie - niespodziewanie mój towarzysz uniósł się z krzesła i złapał mnie za łokieć zmuszając bym uczyniła to samo co on - Muszę pokazać Kalii jej nowy pokój.

- Ale...- Nico ugryzł się w język, i to już dało mi dziwny znak paniki, że Santiano coś kombinował.

- Gdzie idziemy? - szepnęłam w jego kierunku gdy minęliśmy długi stół w jadalni - Sant!

- Zobaczysz - uśmiechnął się jak przebiegły zwierz który doskonale wiedział czego chce - Zamknij oczy - mruknął przyciskając mnie do swojego torsu - I opleć mój kark dłońmi - polecił gasząc światła.

Przerażenie wzięło mną górę i uległam mu. Jak szara myszka ganiałam w myślach mając dziwne scenariusze w głowie. Stuknęłam się w czoło, przecież on nie mógł zrobić mi krzywdy! Potrząsnęłam głową, a gdy moje plecy zetknęły się z zimnymi deskami przez moje ciało przeszedł prąd.

- Kiedyś...kiedyś dokończymy tę grę którą zaczęliśmy, lecz teraz...- poczułam mokre wargi na swojej szyi. Wciągnęłam nosem gwałtownie powietrze łapiąc się mocniej za barki chłopaka - Teraz już dłużej nie wytrzymam i rozładuje napięcie między nami.

Nie odpowiedziałam, ponieważ zamknął moje usta w gwałtownej gonitwie ku spełnieniu.

Znaleźliśmy się w sypialni gdzie jedynym źródłem światła były czerwone lampki zwisające nad łóżkiem. Zagryzłam pulchną wargę bruneta by oderwać go lekko ode mnie. Paznokciem przejechałam po twardych mięśniach oddychając dość szybko.

- Gdzie...gdzie my jesteśmy? 

CIĄG DALSZY NASTĄPI...

La mia speranza |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz