Santiano
Wybiła równo szósta na zegarku. Zdjąłem z bioder biały ręcznik i czym prędzej ubrałem się w czarne ubrania które miałem naszykowane już kilka chwil wcześniej. Założyłem kaptur bluzy na głowę i wyciągnąłem z szuflady swój niezawodny zestaw. Broń w której zmieniłem naboje, scyzoryk z moim inicjałem który dostałem na osiemnaste urodziny od wuja Michaela, oraz swój gaz, którym mogłem śmiało oślepić, i osłabić twardych śmieci.
Zerknąłem za okno, zacisnąłem boleśnie dłonie, ponieważ tak jak sądziłem wcześniej. Ludzie mojego ojca, jak i on sam już wsiadali do SUV-ów i odjechali z piskiem opon, kompletnie pomijając moją osobę.
Wściekły opuściłem rezydencję i zabierając ówcześnie kluczyki do auta powędrowałem do podziemnego garażu gdzie stało kilka cudownych maszyn. Postanowiłem wybrać najmniej rzucającą się, i gdy odpaliłem silnik opuściłem posesję.
Zatrzymałem się dopiero na wolnej uliczce, i namierzyłem jeden z samochodów. Niebezpiecznie zmierzali w stronę magazynów na wschodniej stronie, zaś ciężarówki jechały zgodnie z celem.
- Kurwa - przekląłem pod nosem na widok niebieskich świateł za sobą. Przechyliłem przednie lusterko by zlokalizować sylwetki policjantów.
Już po chwili usłyszałem pukanie w boczną szybę. Wywróciłem oczami i uchyliłem szybę samochodu.
- Policja państwowa...- młoda funkcjonariuszka rozpoczęła swoją gadaninę, a ja zerkałem co chwilę na zegarek , oraz nawigację. Moja noga samoistnie zaczęła drgać. Nie słuchałem nawet co pieprzyła dalej, nie interesowało mnie nawet jakie nosiła imię oraz nazwisko, ze swoim partnerem. Jeden ruch, a wiedziałbym nawet gdzie mieszka, i jak nazywa się jej prababcia.
- Spodziewałem się korpusu więziennego - fuknąłem pocierając kciukiem brodę.
- Słucham? - omal nie pisnęła - Proszę podać wszystkie dokumenty.
- Laska! - nie wytrzymałem już - Wypierdalaj, i nie podnoś mi ciśnienia, nie wiem czy sobie zdajesz sprawę z kim rozmawiasz?!
- Zostanie Pan ukarany zaraz...
- Spierdalaj! - odpaliłem samochód ponownie - A tak przy okazji, ród Garcia może ci nieźle napisać referencje.
Nie oglądałem się nawet za siebie tylko jak prawdziwy pirat drogowy zmierzałem w stronę swojego celu, miałem obawę, że wszystko zaczęło się bez mojej osoby, ale...wisienką na torcie miało być moje starcie z Indianą. Mogli nawet zapierdolić pół jego żołnierzy, moim celem był ten chuj, nikt inny.
W dalszym ciągu nie potrafiłem zrozumieć jakim cudem nie powiązałem żadnego faktu, gdy chodziłem do Stars. Mogłem przecież zauważyć to, z jakim szacunkiem ją tam traktowano, i chodź to ja pieprzyłem ją jak rasową dziwkę posiadałem równą władzę z nią.
Wychyliłem whisky do gardła, a Beatrice oblizała malinowe wargi kusząc mnie jeszcze bardziej. Poczułem jak mój członek staje na baczność, a reszta odpływa. Pulsacja penisa przy niej była czymś cholernie dla mnie innym. Żadna kobieta nie działała na mnie w ten sposób.
- Chodź tu...- wyciągnąłem ku niej dłoń.
Uniosła się z czerwonej kanapy i w kusej bieliźnie kręcąc biodrami przyjęła ją, usiadła na moich kolanach opierając plecy o tors. Jej pośladki wbiły się w mój wzwód.
- Tak na ciebie działam? - zamlaskała gdy moje usta opadły na jej nagie, smukłe łopatki. Ręka z długimi paznokciami powędrowała na moje krocze pieszcząc członka przez materiał spodni.
- Nie...to nie ty, tylko twoja cipka - warknąłem oddychający materiał koronkowych fig na bok, a palcem zacząłem kreślić na jej ociekającej w soki kółeczka. Wciągnęła gwałtownie powietrze i przeciągle jęknęła. Drugą rękę zacisnąłem na jej piersi i zacząłem ugniatać. Wiła się na moich kolanach jak pieprzony wąż.
- Santiano...- jęknęła - Santiano, ja zaraz...
- Nie, dojdziemy razem - zarzekłem się i przekręciłem ją na bok, tym sposobem wylądowała plecami na łózku w pokoju.
Często bywałem tam i dlatego posiadałem swój pokój do zabaw. Jose z resztą nie była lepsza, spędzała tam wolny czas razem ze swoim kochankiem który nie był jednym z nas...on był zwyczajnym barmanem klubu, nikim więcej.
Dobrze wiedziała, że gdyby wyszło to na jaw straciłaby wszystko, może i nawet życie.
Beatrice mając rumieniec na twarzy uchyliła lekko wargi w które się wpiłem. Gnałem w tym pocałunku do całego meritum, rozbierając ją przy tym by mieć lepszy dostęp do rozpalonego ciała.
- Aj...- położyła dłoń na moim policzku lekko się krzywiąc w momencie gdy moje spodnie razem z bokserkami opadły do kostek. Wszedłem w jej ciepłe wnętrze od razu, nie czekałem ani chwili dłużej, ponieważ sam oczekiwałem spełnienia.
- Nie masz prawa jeszcze dojść! - surowo rozkazałem.
Uwielbiałem w tamtym miejscu to, że mogłem być w pełni sobą, i nikt mnie nie oceniał, a jedynie dawał jeszcze większą ochotę na dalszy rozwój. Swoboda, szczęście...to wszystko wyszło mi bokiem.
- Santiano...ja dłużej...nie wytrzymam.
Mięśnie jej nóg zaczynały drgać, dlatego raptownie ułożyłem smukłe nogi na swoje barki i pchałem jeszcze mocniej.
Doszukiwałem się w tych wspomnieniach jeszcze czegoś co mogłoby mi jasno nakierować to co się działo. Joan była sprytna, bardziej niż mi się to wydawało, i to mnie zgubiło w tym wszystkim. Pod przykrywką zwyczajnej, miękkiej jędzy kryła się jebana córka Indiany.
W pewnym momencie zaczynałem doganiać swój cel. Docisnąłem pedał gazu do podłogi i po chwili zmierzyłem wzrokiem jednego z ludzi ojca, po drugiej stronie.
Mój telefon zaczął wydawać z siebie dźwięk, i zezując natrafiłem na numer papy. Nie zamierzałem odbierać, nie chciałem z nim konfrontacji, nie wtedy gdy to wszystko się dopiero zaczynało.
Na widok skręcającej ciężarówki zrozumiałem, że cel był jasny. Na tyłach pojawiło się kilka obcych samochodów, a cała ta jebana farsa się rozpoczęła. Zaparkowałem szybko auto, i wbiegłem do pobliskich krzaków by się przygotować. Strzały docierały do mnie z oddali, na to poczułem napływ adrenaliny jeszcze bardziej.
- Jedna grupa na jedną stronę druga na drugą!
Był to zapewne przywódca bandy Indiany. Lekko wychyliłem się i natrafiłem na dość komiczną sytuację. Do ciężarówek wbiegło kilkunastu mężczyzn, w tym czasie zauważyłem Nico który sprawnym ruchem zamknął pakę, i uwięził ich tam.
- Frajerzy - pokręciłem rozbawiony głową i obserwowałem dalej jak ludzie ojca rozprawili się z idiotami Indiany. To miał być koniec, jednak to dopiero był początek.
- Młody Garcia...a może Ranches?
Stanąłem twarzą w twarz ze swoim największym wrogiem, u którego boku znajdowała się przyczyna tego wszystkiego.
CZYTASZ
La mia speranza |18+
Storie d'amorePierwsza część nowej serii: Le nastre speranze. Przebrnęliśmy przez perypetie starszych z rodu Garcia. Czas przyszedł i na nich. Santiano Ranches Garcia to chłopak który mimo swojego młodego wieku już nie raz stał nad przepaścią. Jak to określał: "...