Rozdział 32

2.3K 89 1
                                    


Kalia


Puk! Puk! Puk! Puk!

Cztery uderzenia..., następny dzień. Uchyliłam zaspane powieki nie wiedząc co tak naprawdę przyniesie mi kolejny dzień spędzony w domu Santiano.

- Proszę otworzyć, inaczej...- dotarł do moich uszu zduszony głos jakiegoś przydupasa rodziny mężczyzny przez którego znalazłam się w gównie po same pachy.

Wywróciłam oczami i zeszłam z łóżka by uchylić mu drzwi. Na widok zmieszanego chłopaka który odwiedził mnie i dnia poprzedniego lekko się uśmiechnęłam.

- Znowu przyszedłeś sobie pooglądać? - parsknęłam lekko opierając się o framugę i unosząc wysoko brwi.

- N...Nie, znaczy przyszedłem by powiedzieć, że...don Santiano chce by Panienka jeśli jest nie ubrana to to zrobiła i zeszła ze mną na dół, na śniadanie.

- Aha - odpowiedziałam tylko po czym obróciłam się zaskoczona tym, że brunet pofatygował nawet jednego z ludzi. Mógł równie dobrze wcześniej powiadomić mnie o owym zamiarze. Jednak zostawiłam zadręczające myśli z tyłu i po prostu wykonałam to co miałam zalecone.

Ubrałam tamtego dnia koszulę w kolorze granatu, wsuwając koniec za pasek spodni niespodziewanie wypadła z niej karteczka, uchyliłam rąbek nie spodziewając się tego co tam przeczytałam.

Czekam na ciebie w ogrodzie, liczę, że założyłaś odpowiednią koszulę. Nagroda będzie bardzo słodka...
Santiano.

Przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Zgniotłam papier uśmiechając się lekko przy tym. Spojrzałam na swoje odbicie w lusterku, po cieniach nie było już ani śladu oraz po opuchniętych oczach. Nabrałam dziwnych rumieńców, a po zadrapaniach również nie zostało kompletnie nic.

Złapałam za szczotkę i przejechałam nią po włosach rozczesując kosmyki.

Głośno westchnęłam opuszczając ramiona wzdłuż ciała. Gotowa opuściłam łazienkę i pełna spokoju powędrowałam za ochroniarzem. Znajdując się na równo skoszonym trawniku, otulona promieniami słońca poczułam się jak wolny ptak, którym wtedy nie byłam.

- Chodź...- moja dłoń została zaatakowana przez dużą która należała do Santiano. Zaskoczona spojrzałam w bok natrafiając na zielone, ogniste spojrzenie - Nie powinno mnie to dziwić, że dobrze wybrałaś - mruknął.

- Jestem mądrzejsza niż ci się to może zdawać - wyszeptałam nie przerywając patrzeć mu w oczy.

- Nie wątpię w to - uśmiechnął się podejrzliwie - A teraz - pokazał palcem na coś przed sobą. Jakby otrzeźwiała zerknęłam na widok - Zjemy to co mamy przygotowane.

Usadawiając się naprzeciwko niego w aprobacie ptaków które swoim śpiewem dodawały lekkiej pikanterii drżącą dłonią sięgnęłam po szklankę świeżo wyciskanego soku. Potrzebowałam ostudzić pragnienie choćby nawet i tym.

- Smacznego.

- Wzajemnie - odchrząknęłam lekko entuzjastycznej niż chciałam, złapał mnie na tym i jedynie posłał krzywy uśmiech.

W milczeniu zjedliśmy przepyszne naleśniki z syropem klonowym, co jakiś czas łapałam się na tym, że zerkałam na towarzysza, a na widok jego silnej szczęki która zaciskała się co jakiś czas sama łączyłam uda nie chcąc ponieść się mocniej emocjom.

La mia speranza |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz