Rozdział 31

2.3K 88 1
                                    


Kalia


Puk! Puk! Puk!

Ktoś trzy razy uderzył w moje drzwi pokoju. Zerknęłam na zegarek stojący obok łóżka. Było dość wcześnie, a ja tak jak wcześniej sądziłam, nie zmrużyłam oka nawet na chwilę, chodź naprawdę próbowałam.

- Proszę mnie wpuścić, inaczej...- to był jakiś facet który nieudolnie chyba chciał mnie przestraszyć.

- Bo co? - fuknęłam uchylając mu drzwi w samym ręczniku który miałam odkąd wzięłam prysznic w samym środku nocy.

Widziałam jak unikał skanowania mnie wzrokiem, ale w pewnym momencie swoje tęczówki zatrzymał na rowku między piersiami. Zagryzłam wargę czując się lekko speszona i założyłam ręce na klatce piersiowej by odwrócić jego uwagę.

- To kazał przekazać szef - odchrząknął pokazując palcem na materiały leżące na jego ręku - Proszę - podał mi je - Już nie przeszkadzam - ulotnił się w szybkim tempie zostawiając mnie z mnóstwem pytań.

Ułożyłam wszystko na łóżku zastanawiając się co dalej. Pierwsza koszula była w kolorze granatu, druga w odcieniu ciemnego fioletu, trzecia czarna w szarą kratkę, czwarta biała z dodatkiem srebrnych guzików na rękawach, zaś piąta wyglądała najbardziej ekskluzywnie. Mimo iż prezentowała się zbyt prosto to...doskonale już wiedziałam, że była najbardziej wyjątkowa. Odłożyłam ją na sam koniec próbując stworzyć idealną kolejność.

Gdy unosiłam trzecią wypadła z niej karteczka. Sięgnęłam po nią czytając uważnie każde słowo.

Zapomnij o tym gównie. Myśl teraz o raju. Zaczynamy od dziś...
Santiano.

Myśl teraz o raju zmarszczyłam czoło czytając owe zdanie.

Jaki raj do cholery? Santiano rozpoczął coś dziwnego, ale ja nie chciałam rezygnować, tylko lgnęłam w to coraz to bardziej. Zgniotłam wiadomość od niego i zrzuciłam z siebie ręcznik. Naga założyłam bieliznę która nie wiem jakim cudem znalazła się dnia poprzedniego idealnie ułożona z innymi spodniami na fotelu w rogu. Nie chciałam dociekać...

Wybrałam opcję numer dwa. Odcień fioletu podkreślił moją opaleniznę i delikatnie opiął się na biuście tam gdzie związałam. Włosy przeczesałam na drugi bok i wzięłam głęboki wdech.

Gra rozpoczęta, Santiano.

Zastanawiałam się tylko nad jednym. Jakim cudem będzie wiedział jaką koszulę wybiorę danego dnia? Nie wychodziłam na zewnątrz, nie miałam takiej potrzeby i po prostu obawiałam się konfrontacji z jego ojcem. Wiadomości które do mnie dotarły nie określały go jako cudownego człowieka który daruje wszystkim nawet najmniejszy błąd.

Puk! Puk! Puk! Puk!

Cztery uderzenia...obróciłam się do tyłu natrafiając na już znajome mi zielone oczy ciemnowłosego. Z kręconymi końcami wyglądał jak pieprzona gwiazda, mimo, że miał na sobie ciemne spodnie i zwykłą koszulkę która opinała jego duże bicepsy.

- Dobrze - mruknął zadowolony - Nagroda poczeka do później - uśmiechnięty odbił się od wrot i podszedł do mnie - Chodź...- złapał za moją dłoń i splótł razem palce wyciągając z pokoju.

Zaskoczona uchyliłam usta, nagle zaschło mi w gardle, nie wiedziałam co powiedzieć. Dreszcz zdominował rozsądek.

Znaleźliśmy się w z tego co pamiętałam jadalni. U szczytu siedziała osoba której bałam się chyba najbardziej, a po drugiej stronie chłopak który...to był chłopak którego widziałam wtedy na placu! Byli tam również kuzyni Santiano.

- Usiądź - pokazał mi na odsunięte wcześniej krzesło obok wolnego miejsca. Zaniepokojona zrobiłam to co kazał, i dopiero wtedy dotarł do mnie zapach jego perfum który utrzymał się na koszuli.

Zaczęłam delikatnie krztusić się przez to, że łapczywie zaczerpnęłam powietrza. Wzrok wszystkich skupił się na mnie, i wtedy poczułam jak rumieniec wkradł się na moje policzki.

- Wszystko dobrze? - towarzysz z boku zagadał - Jeśli nie to...

- Wszystko okej - odchrząknęłam - Lekko się zakrztusiłam, ale to nic takiego - dopowiedziałam do końca.

- Więc...- szczyt zabrał głos - Ty jesteś Kalia, w końcu mogę ci się przyjrzeć.

Delikatnie zerknęłam na ojca chłopaka odczuwają panikę w środku. Nie wyglądał na tak złego jak go opisywali, ale...wiele osób wygląda jak niewinne kaczątka a potem wychodzi z nich prawdziwa natura.

- Ojcze...daj jej spokój.

- No dobrze, na razie dam jej spokój - to brzmiało jak nawet i groźba która tylko nie u mnie wywołała napad śmiechu - Och dziecko, uspokój się. Nic ci się tu nie stanie - zmienił ton na bardziej przyjazny, mimo wszystko dalej czułam niepokój z jego strony. To chyba było już nieuniknione.

- Mamy postępy - pamiętałam imię Nico, i to chyba on zabrał głos - Już jesteśmy pewni, że Alexa ma współpracownika i to on załatwił całą konstrukcję. Ładunek był podłożony pod balkon blisko łóżka, ktoś chciał się pozbyć waszej dwójki od razu. Dla was poświęcił się Octavio! - klasnął w dłonie pokazując na drugiego który spochmurniał i wykrzywił się z obrzydzeniem.

- Nawet mi tego, kurwa nie wspominaj - wstrząsnęło nim coś po czym sięgnął po szklankę, a propo szklanek...zetknęłam się wzrokiem z zielonymi źrenicami Santa. Uśmiechał się cwano opierając się o łokcie na stole. Odwróciłam spojrzenie by jakkolwiek uspokoić wrzenie w środku.

To co się tam działo było dla mnie jak największa katorga, nie dość, że Santiano nie dawał mi nawet zapomnieć o wcześniejszej nocy, to jeszcze ktoś naprawdę chce się mnie pozbyć, tak wynikało z tego co powiedział ten facet.

- Nie ma szczęścia, że trafiła na nas. Nie minie kilka dni a będę miał ją już jak na tacy, a wtedy...wróci wszystko do normy.

- Ojcze, ja się nią zajmę - brunet obok poprawił się na krześle przez - tak sądziłam - przypadek ocierając się kolanem o moje udo - Sprowadź mi ją tu w całości! - uderzył dłońmi o stół pokazując swoją wyższość.

Po wyluzowanym chłopaku nie zostało kompletnie nic. Wtedy już wyglądał jak kłusownik polujący na swoje ofiary skrupulatnie przeglądając wszystkie inne.

***

Zachodziło słońce a ja leżałam na materacu łóżka starając się odpłynąć. Jednak nie dane mi to było. Poczułam jak za mną coś się porusza. Gwałtownie otworzyłam oczy natrafiając na Santiano który grzebał w szafce z zakupioną wcześniej bielizną. Nie patrzył na nic tylko za siebie wyrzucał zwykłe majtki, a zostawiał te z koronką, były jedyne!

- Co ty wyprawiasz?! - pisnęłam wściekła.

- Co to ma być?! - pokazał na koronkę - Skąd to masz?! - wściekły rzucił materiał obok mnie.

- A skąd ja mam to wiedzieć?! - zaskoczona fuknęłam - Nawet nie wiem po co mi to ktoś kupił, a poza tym...

Przerwał mi.

- Kazałem kupić to Nico, byś miała w co się ubierać! A teraz masz mnie posłuchać! - pchnął mnie na łóżko i rozszerzył moje nogi, ustawił się między nimi a drugą dłonią uniósł moją brodę prosto na swoje oczy - W tym - podsunął mi pod nos czerwoną koronkę - Masz prawo chodzić wtedy gdy będziesz przy mnie, zrozumiano?!

- Kim ty jesteś by mi rozkazywać, co?

- Kimś komu zależy na tym byś była bezpieczna i ma głęboko gdzieś co mówią inni - przejechał koniuszkiem palca po moich wargach uchylając je jeszcze bardziej - A teraz potwierdź czy zrozumiałaś moją wcześniejszą wypowiedź? - zapytał spokojnie.

- Tak...- wyszeptałam będąc jak w transie. On momentalnie się pochylił i złożył czuły pocałunek na moich ustach.

- A to nagroda za dziś...

La mia speranza |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz