Santiano
- Trzymaj nerwy na wodzy, bracie - Ariel poklepała mnie po barku w momencie kiedy kurczowo ściskałem materiał swojej koszuli w palcach. Nie potrafiłem spojrzeć matce w oczy, nie wtedy.
- Santiano - tembr ojca świadczył dokładnie to czego się w tamtym momencie obawiałem: gniew. Nie unosiłem nawet spojrzenia, nie byłem godny tego, by zwracał na mnie jakąkolwiek uwagę, jednak co dziwne robił to - Idź do mojego gabinetu - westchnął wymijająco.
Wykonałem polecenie patrząc na Marco, mojego młodszego brata. Sam był w nieciekawym położeniu, natomiast co do mnie to nie miało żadnego porównania.
Powędrowałem powoli schodami do miejsca gdzie kazał mi się udać. Usiadłem w rogu na kanapie i czekałem na opierdol roku. W duchu modliłem się by nie kazał mi wykonywać kary. Nawet matka zapewne nie wstawiłaby się za mną.
Popełniłem ogromny błąd dając się zaciągnąć do Stars. Był to klub w którym młodzi faceci, tacy jak ja wiedli bardzo urozmaicone życie erotyczne. Tam mogłem być w pełni sobą, ale rodzice tego nie potrafili uszanować.
Do domu zakazane mi było sprowadzać sobie kobiety chętne do tego by uczestniczyć w moich chorych fantazjach. Było mnóstwo przyczyn, ale najważniejszą było to, że miałem dwuletnią siostrę!
Kurwa, moja rodzina oszalała. Na wieść o ciąży rodzicielki o mały włos nie zemdlałem. Między mną a Rash było aż siedemnaście lat różnicy! Między Rash, a Ariel osiemnaście, a między Marco, i Rash piętnaście! Paranoja.
Podskoczyłem w miejscu kiedy drzwi gabinetu zamknęły się z hukiem. Potarłem skronie i przybrałem pewniejszą postawę. Wstałem z wygodnego podłoża i uniosłem wysoko głowę chcąc delikatnie górować nad ojcem.
- Wkroczyłeś na terytorium wroga, zanęciłeś się tam jak glista w smole, a na dodatek o mało co nie zostałem dziadkiem. Masz coś na swoje usprawiedliwienie? - zapytał unosząc wysoko ciemną jak smoła brew.
- Nie - odparłem całkowicie szczerze. Jednak wiedziałem, że jeśli nakreślę sobie za priorytet moje własne przyjemności wymierzy mi policzek i każe odzierać wrogów ze skóry. Nie musiał wiedzieć, że to również zaliczało się do elitarnej grupy przyjemności. Robiłem to tyle razy, że nóż mogłem ostrzyć mając zamknięte oczy i zgrabnie w ciemnościach rozebrać szczątki do samego szpiku kości.
- Stawiając stopę na terytorium Indiany, zesłałeś na nas sam gniew Indiana, znasz go, wiesz, że jeśli ciebie za cel sobie obierze pozbędzie się bez większego wahania swojego wroga. Musisz to odkręcić, zrozumiano? - potrząsnął mną. Gdy wypuścił pchnął na kanapę i pozwolił bym osunął się.
- Jak mam to zrobić? - przełknąłem ślinę.
- Nie pomogę ci, rozumiesz? Jesteś moim najstarszym synem. Kończąc osiemnaście lat zadałeś na siebie los przyszłego zastępcy mojej osoby. Za kilka lat na tobie to będzie spoczywała odpowiedzialność, na twojej głowie spoczywać będzie los naszego kartelu, miej to na uwadze - skierował oskarżycielsko palec w moją stronę.
Miał co do tego rację. Ariel, mimo, że była starsza o rok nie mogła być jego następcą. To ja byłem jego pierwszym synem. Na moich barkach stało obciążenie składające się z ludzi mojego papy, presja biła od każdego, nawet od Rash, która nie kontaktuje tak jak należy.
- Idź, musisz coś wymyślić dopóki wieści się nie rozniosą. Zniknij mi z oczu najlepiej do końca tego dnia.
Nie wiedziałem co mam począć. Miotałem się w głupich pomysłach do czasu kiedy do drzwi mojej sypialni nie zapukała jakaś mała ręka. Zza rogu wyłoniła się dziewczynka z dwoma kucykami, oraz kokardami wpiętymi w kosmyki rudych włosów.
- Rash - fuknąłem pod nosem, tylko mi jej brakowało do szczęścia. Wolałem już nawet towarzystwo kuzynki: Jose, była mniej męcząca niż moje siostry. Riley mimo, że miała miano szalonej dziedziczki charakteru ciotki Mary także była o dużo ciekawsza niż te dwie...
- Plose - sepleniła podając mi małą kartkę - Nalyśowałam - dukała wyciągając ręce w moim kierunku bym wciągnął ją na materac łóżka. Wywróciłem oczami i wykonałem zachciankę.
Uchyliłem rąbek papieru natrafiając na szkic czerwoną kredką prowizorycznego słońca.
- Śupel, plawda? - podskoczyła na tyłku klaszcząc przy tym w dłonie.
Zerknąłem na nią z ukosa dopiero po chwili rozumiejąc to co powiedziała. Uśmiechnąłem się cynicznie i skinąłem nie chcąc wywołać większego skandalu który mógł zaszkodzić mi jeszcze bardziej.
- Rash, pójdź zobacz czy cię nie ma w swoim pokoju, co? - starałem brzmieć na opanowanego.
Wielu mówiło, że różniłem się od Marco, że to ja byłem młodszą wersją ojca sprzed kilkunastu lat. Nie miałem potwierdzenia, ale z opowieści wynikało, że nie należał do typowego kroju bossów Włoch.
Nie mogłem na początku uwierzyć, że krążyły o nim, oraz o matce legendy we Florencji, czy Mediolanie! Było to niestety czystą prawdą. Mosculio Ranches Garcia określany był jako miano potwora który za cel obrał sobie moją matkę Rachel Ranches Garcia, ją zaś nazywano białą królową jego serca.
Wypchałem Rash za drzwi, zawołałem Ariel którą ją zabrała, i sam zamknąłem się ale tym razem na klucz. Schowałem go do szuflady stolika nocnego i sięgnąłem po telefon. Nico. W nim miałem nadzieję.
Odebrał dopiero za drugim razem.
- Chuju! - warknąłem wściekły.
- Co pizdo? - parsknął - Ktoś odkrył twoją cudowną miejscówkę i...
- Nie kończ!
- Aha, czyli trafiłem - westchnął - Czego potrzebujesz?
- Ty się jeszcze pytasz? Nie wiem co robić, ojciec zostawił mnie z tym kompletnie samego - potarłem dłonią zmęczoną twarz.
- Dziwisz się mu? Na twoim miejscu już dawno pakowałbym się i wylatywał najdalej jak to możliwe. Skoro on już wie, wie zapewne reszta. Masz możliwość...
- Tak, wiem co masz na myśli, jednak. Nie wiem czy to dobry pomysł. Nico, sam nie polecę nawet do Rio - jęknąłem.
- Czy ja mówię o aż tak cywilizacyjnych miejscach? Równie dobrze możesz lecieć do Madagaskaru, ulokować się na bezludnej wyspie!
- Nie unoś się! - fuknąłem - Chybna nie mam innego wyboru.
I pomyśleć, że cała moja wyprawa zaczęła się w momencie kiedy przekroczyłem próg Stars.
***
Aaa....Witam was kochani w tej kolejnej przygodzie rodu Garcia! Liczę, że zostaniecie na dłużej, ściskam i do następnego.
CZYTASZ
La mia speranza |18+
RomancePierwsza część nowej serii: Le nastre speranze. Przebrnęliśmy przez perypetie starszych z rodu Garcia. Czas przyszedł i na nich. Santiano Ranches Garcia to chłopak który mimo swojego młodego wieku już nie raz stał nad przepaścią. Jak to określał: "...