Rozdział 37

2.4K 90 6
                                    

Santiano

Obserwowanie Kalii która mając zakneblowane usta kilka chwil wcześniej oraz zawiązaną chustę na oczach  wyginającą się pode mną, to było coś niesamowitego. Chciałem jeszcze więcej, ale wiedziałem, że była w tym całkowicie nowa, a pokazane jej choćby klipsów mogło być dość nie na miejscu. Chciałem powoli wdrożyć ją w to, przynajmniej wtedy miałem kontrolę nad tym wszystkim.

- Sant - wydyszała zaciskając już dłonie mocniej na skórzanej obręczy gdy językiem przejechałem po gładkiej skórze jej klatki piersiowej - Ah - syknęła gdy ponownie kciukiem wywinąłem twardy sutek.

- Maleńka to, że zdjąłem ci knebel na chwilę nie oznacza, że nie kusisz mnie by wsadzić ci to ponownie między słodkie usta - mruknąłem kciukiem otwierając szerzej wargi, licząc, że wyczyta moją intencję - Ssij dziecino - zadowolony odchyliłem głowę do tyłu.

Najwyraźniej zaskoczona zaczęła wykonywać polecenia z lekką niepewnością. Wiedziałem, że nie będzie tu moim gościem ostatni raz, przed nami było tyle cudownych rzeczy...

- Gotowa - upewniłem się jeszcze jeden raz wpatrując się w ociekającą sokami cipkę. Pragnąłem już zatopić się w niej i pieprzyć do utraty tchu.

Moje dresy opadły do kostek, a sterczący penis wyskoczył na wolność. Odsunąłem się od oblizującej się kobiety i potarłem go dłonią warcząc cicho. Ustawiłem się między rozszerzonymi nogami i pochyliłem się by złączyć nasze wargi w jedno.

Otarłem się o nią specjalnie, wciągnęła gwałtownie powietrze gdy główkę penisa nakierowałem na rozgrzane wejście. Mokrym od jej śliny kciukiem potarłem napuchniętą łechtaczkę i wbiłem się cały, do ciasnego wnętrza o którym marzyłem przez pierdolone dwa lata!

***

Kalia mając zamglone spojrzenie uchyliła lekko wargi, w tym samym momencie położyłem jej wiotkie ciało na materacu łóżka w swojej sypialni. Nie chciałem zostawiać jej samej w innym miejscu, nie było takiej nawet, kurwa opcji.

Kalia była już moja, czy to się komuś podobało, czy też nie.

- Idziesz? - wychrypiała gdy skierowałem się do łazienki po ręcznik - Santiano?

- Nie, muszę cię wyczyścić.

Zabrałem z szafki to po co poszedłem i lekko polałem go wodą, by bez trudu zetrzeć nasienie. Musiałem podać jej jeszcze tabletkę. Nie mogłem ryzykować.

Nagie ciało kusiło kolejny raz, ale wolałem zatrzymać się chwilowo na tym co działo się kilkanaście chwil wcześniej. To wszystko miało przyjść z czasem.

- Rozszerz nogi, malutka - mruknąłem podchodząc do niej.

Najwidoczniej zaskoczona uchyliła szeroko oczy choć zmęczenie biło od niej na kilometr. Parsknąłem śmiechem i delikatnym ruchem zacząłem ocierać delikatną cipkę, która była dla mnie jak dojrzały pąk róży. Przeciągle syknęła gdy skupiłem się bardziej na łechtaczce.

- Już dam ci spokój - westchnęłam prostując się - Jednak, następnym razem nie będzie taryfy ulgowej, i w takim stanie będziesz przechodzić czwarty orgazm, zrozumiano?

- Mhm - mruknęła zamykając usta, przełożyła swoją nagą nogę przez satynową pościel i ułożyła głowę przy mojej poduszce - Pachnie tobą - wyszeptała uśmiechając się lekko - Dobrej nocy, Santiano.

- Dobrej nocy, Kalia - nim zgasiłem lampkę obserwowałem nagi ideał leżący pośród moich prześcieradeł - To mi się chyba, kurwa śni - szepnąłem pod nosem widząc jak spore piersi unoszą się w spokojnym rytmie.

Nie to ci się nie śni, Santiano. Ona tu naprawdę jest.

Gdy ciemność zakryła mi widok zdjąłem z siebie dresy i w samych bokserkach które założyłem tuż po stosunku ułożyłem się obok niej. Księżyc nie dawał mi możliwości odwrócenia wzroku od brunetki. Idealnie oświetlał jej twarz. Wpatrywałem się w nią jak w najczystsze dzieło w muzeum.

- Nie skrzywdzi cię żaden chuj, bo mu na to nie pozwolę - syknąłem zawzięcie - Nie dotknie cię nikt prócz mnie - podsunąłem się bliżej i wplotłem ją w swoje ramiona.

W takiej pozycji zasnąłem, i, kurwa aż nie chciałem się budzić. Ta chwila była wyjątkowa, dla mnie, jak i dla niej.

Moje serce zaczynało zaślepiać twardość którą się kierowałem, wiedziałem natomiast, że taka reakcja była dostępna tylko przy Kalii. Ona był po prostu wyjątkowa. Dla niej mogłem otworzyć to co zamknąłem.

Czyste uczucia.

Obudziłem się rano mając włosy Kalii na swoim policzku, odgarnąłem je lekko by nie budzić dziewczyny i postanowiłem wziąć prysznic którym chciałem się orzeźwić.

Mając owinięty na biodrach biały ręcznik przeczesałem mokre włosy i wróciłem do pokoju gdzie zastałem już nie śpiącą towarzyszkę. Jakby nigdy nic zrzuciłem ręcznik na podłogę i otworzyłem drzwi od swojej garderoby. Założyłem na siebie czarną koszulę oraz w kant, mające wzór kratki. Wziąłem jeszcze jeden materiał którym chciałem by owinęła się Kalia.

- Lecę dziś z bratem i ojcem do Porto, wrócę dopiero jutro więc liczę, że nie dasz w kość moim siostrom i matce - uśmiechnąłem się krzywo zapinając guziki rękawów.

- Do Porto? - zaskoczona wychrypiała zaspanym głosem - Czy będziesz...

- Chcesz zapytać czy może mam ochotę kogoś zabić? Jasne, jeśli nasz przeciwnik będzie stawiał opór zrobię to z ogromną chęcią - podszedłem do niej i złapałem za brodę nakierowując spojrzenie piwnych oczu prosto na siebie - Jak tylko wrócę...Pokażę ci jeszcze więcej - pochyliłem się by złożyć pocałunek na miękkich wargach.

- Trzymam za słowo - zacisnęła swoją smukłą dłoń na moim bicepsie - Obiecasz mi coś? - wyszeptała mając dziwnie szklane oczy.

- Co mogę ci obiecać? - westchnąłem zakładając za ucho jej loki.

- Że do mnie wrócisz? - widziałem tę niepewność, słyszałem ją nawet.

- Wrócę do ciebie mój motylu, nawet nie ma innej opcji - smyrgnąłem jej nagą pierś dłonią - Odpoczywaj - pocałowałem ją ostatni raz na odchodne i udałem się do wyjścia.

Mijając rodzicielkę na dole przywitałem ją szerokim uśmiechem i cmoknąłem w czoło podobnie jak Riley. Obydwie skanowały mnie dziwnym spojrzeniem, ale nie powiedziały kompletnie nic.

Wyszedłem z rezydencji i wsiadłem do SUV-a który miał mnie zawieźć na lotnisko. Tam miał czekać już na mnie ojciec jak i brat, jednak gdy dojechałem okazało się, że obydwaj polecieli szybciej i mnie zostawili samego. Oczywiście siarczyście nadałem im kilka nazw, po czym samotnie rozpocząłem podróż.

- Co się dzieje? - zapytałem kapitana który nie potrafił opanować drgania samolotu - Turbulencje? - uniosłem brew chwytając się obręczy.

Spojrzał na mnie przełykając ślinę, panikę dało wyczytać się z jego oczy natychmiastowo.

- Chyba...chyba nie dam rady nic zrobić, to koniec. 

La mia speranza |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz