3. Dzielnica Policyjna

111 10 14
                                    

Gdy dotarliśmy na miejsce walki to te, o dziwo już trwały, a myślałam, że uderzymy wszyscy razem. Łukasz podszedł do dowódcy batalionu "Ruczaj", którym był niejaki podpułkownik "Sławbora". Gdy wrócił do nas po chwili zajęliśmy swoje pozycje i włączyliśmy się do walki.

- Wygramy to, oni mają moździerz - Kamil zaczął strzelać do Niemców, którzy bronili siedziby niemieckiej policji bezpieczeństwa.

- Jeden moździerz, a co dalej?! Nie ciesz się tak - krzyknęłam, gdy rozległ się huk z moździerza, Niemcy zaczęli strzelać w naszym kierunku.

- Mają cekaemy - Krzysztof zjawił się przy mnie.

- Widzę - wyszłam na moment z ukrycia i strzeliłam w kierunku Niemca, który akurat przerwał ogień by załadować amunicję.

- Dobra robota - poklepał mnie w ramię.

- Naprzód - Łukasz machnął ręką i biegiem ruszyliśmy za "Sławborem" i jego żołnierzami.

Po przeszło godzinie siedzieliśmy w budynku oficerskiego kasyna garnizonowego przy aleji Szucha dwadzieścia dziewięć. Tyle czasu zajęło nam zajęcie takiego budynku, ale mimo to byliśmy szczęśliwi. Do tego chodzą słuchy, że SS-Oberführer Paul Otton Geibl, który jest dowódcą SS i Policji na dystrykt warszawski ukrył się w schronie. Jednak ja nie byłam tak pozytywnie nastawiona, jak moi kompani i nie wierzyłam w to. Zresztą, aby zdobyć ten budynek ponieśliśmy duże straty, Szymon został ranny w ramię i nasza sanitariuszka, której na imię Alina musiała go opatrzeć.

- Jak się czujesz? - o, o wilku mowa, Alina usiadła na krześle obok mnie.

- O dziwo dobrze - mruknęłam czyszcząc swojego walthera, którym zaliczyłam trzy zestrzelenia. Szkoda, że tylko trzy.

Alina była wysoką i zgrabną brunetką, była tylko dwa lata młodsza ode mnie. Zdążyłam się dowiedzieć, że ma narzeczonego, który walczy w jakimś innym oddziale, a ona jako sanitariuszka została przydzielona do nas. Nie będę ukrywać, że polubiłam tą jedyną dziewczynę w swoim towarzystwie.

- Naszym udało się zdobyć część ruin Generalnego Inspektoratu Sił Zbrojnych i warsztaty samochodowe przy ulicy Bagatela - z podekscytowaniem poprawiła biało czerwoną opaskę oraz drugą białą z czerwonym krzyżem pośrodku.

- To dobra wiadomość, tak mi się zdaje - mruknęła podnosząc na nią wzrok. Ciekawe tylko ilu naszych musiało jeszcze zginąć, dodałam w myślach.

- Jestem pewna, że wygramy, a teraz trzymaj. Udało mi się zdobyć - z uśmiechem wyjęła z torby kawałek chleba, który był jeszcze miękki, a nie czerstwy, jak ten, który dawał mi brat.

- Dziękuję - uśmiechnęłam się do niej szczerze i przyjęłam kawałek pieczywa wgryzając się w nie.

- Szwaby na pewno będą chciały odbić ten budynek, co do tego nie ma żadnych wątpliwości - Łukasz usiadł obok mnie.

- To oczywiste - wzruszyłam ramionami i podałam bratu kawałek, który mi został. - Trzymaj, coś trzeba jeść.

- Pierwszy raz od przyjazdu z Berlina zjadłaś prawdziwy chleb - zaśmiał się cicho ściszając głos.

- Daj spokój - pokręciłam głową i wstałam.

- Niemcy! - Krzysztof przybiegł do nas i w tym samym momencie rozległ się turkot z karabinu maszynowego.

Szybko schowałam się za barkiem i spojrzałam na butelki alkoholu, pokręciłam głową i skupiłam się. Niemcy właśnie do nas strzelają, a ja tu o alkoholu myślę. Przeładowałam swój pistolet i pomimo gradu kul, które latały wszędzie podniosłam się by oddać kilka strzałów w Niemców.

Ścieżka miłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz