30. Na Fehmarn

76 5 0
                                    

Minął tydzień od momentu, w którym straciłam rodziców. I muszę przyznać, że już dawno nie czułam się tak okropnie. Miałam wrażenie, że spędziłam z nimi za mało czasu, a zdecydowanie za mało czasu spędzili z nimi Susanne i Bruno. A teraz czasu już nie cofnę, nie nadrobię już tego straconego czasu i czułam się z tym źle. Czułam się źle, bo straciłam rodziców, którzy zawsze robili wszystko bym była szczęśliwa, a bynajmniej ojciec robił wszystko. Oprócz tego, że przez tydzień czułam się, jak wrak to nic ciekawego się nie stało. Nie licząc tego, że w końcu zdjęli mi gips i miałam sprawną dłoń, nareszcie.

- Lucie, znowu pijesz? - oderwałam wzrok od podłogi i przeniosłam wzrok na blondyna, który stanął przede mną z aktówką w ręku.

- Jak było w pracy? - dopiłam whisky i odstawiłam kieliszek na stolik.

- Mam już Hitlera w garści. Ale nie zbywaj moich słów. Wczoraj mówiłaś, że przestaniesz pić - zdjął czapkę i westchnął ciężko, zabrał kieliszek oraz butelkę z alkoholem.

- Nie piję dużo, zresztą dzieciakami zajmuję się normalnie - wzruszyłam ramionami i opuściłam głowę.

- Rozumiem, że jesteś w żałobie. Ale nie możesz przez to popadać w nałóg - usiadł obok mnie i chwycił moją, w końcu sprawną dłoń.

- Nie popadam w nałóg, przecież mówię ci, że to tylko jeden kieliszek - spojrzałam na swoją dłoń i pozwoliłam, aby mężczyzna splótł nasze palce.

- Nawet jeśli jeden, to o jeden za dużo. Posłuchaj, wszystko jest dopięte na ostatni guzik, jutro pochowamy ciała twoich rodziców. A ty spróbujesz wrócić do normalności, dobrze? - patrzył na mnie z troską i smutkiem w oczach. Musiałam przyznać, że był dla mnie ogromnym wsparciem w tym trudnym dla mnie okresie.

- Jasne - mruknęłam i odwróciłam wzrok.

- Musisz być silna dla naszych dzieci, dla mnie też. Serce mi się kraje, jak widzę twój opłakany stan - objął mnie czule ramieniem i pogłaskał mnie po głowie.

- Bez przesady, nie jest opłakany - wtuliłam się w niego i pokręciłam głową.

- Jest i to widać. Ale wiesz, co? Mam pomysł - uśmiechnął się do mnie. - Na Wielkanoc pojedziemy na Fehmarn wraz z dziećmi, odpoczniemy tam od tego wszystkiego. Walter i moi ludzie zastąpią mnie na te kilka dni.

- Susanne na pewno się tam spodoba - mruknęłam po chwili namysłu.

- Oczywiście, że jej się spodoba. Nasz synek zażyje morskiego powietrza, a my we dwoje oderwiemy się na trochę od tego wszystkiego i odpoczniemy - uśmiechał się patrząc na mnie z troską, gdy głaskał mnie czule po głowie.

- Możemy tam pojechać, nie mam nic przeciwko - pokiwałam głową i uśmiechnęłam się lekko, zdecydowanie wiedział, jak odciągnąć moje myśli od rodziców.

- No to pięknie, będziemy mieli spokój, a teraz idź się wyśpij, ja najwyżej się zajmę dziećmi - objął mnie ramieniem i przytulił do swojego boku. - Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.

- To chodź spać ze mną, Bruno śpi, a Hans już pognał do Suzie - położyłam głowę na jego ramieniu.

- Nie chcesz spać sama? - spytał cicho i delikatnie pogłaskał mnie po głowie.

Pokręciłam przecząco głową i wtuliłam się w niego. Blondyn objął mnie czule i przyłożył usta do mojej skroni.

- No dobrze, to idziemy - wziął mnie na ręce i wstał z kanapy, aby skierować swoje kroki do naszej sypialni.

- Szkoda, że Rosamund i Heinz już wyjeżdżają - mruknęłam i objęłam go rękoma wokół szyi.

- Jutro przyjdą na pogrzeb i wtedy wyjeżdżają. I niech jadą, bynajmniej będą bezpieczni - blondyn łokciem nacisnął klamkę i nogą otworzył sobie drzwi.

Ścieżka miłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz