13. Pożegnanie

86 6 1
                                    

Gdy dojechaliśmy do Warszawy, Łukasz kazał nam zwolnić i jechać za sobą. Jechał samochodem, a ja siedziałam w przyczepie motocyklu, który prowadził Reinhard. Rozglądałam się dookoła i zastanawiałam się, co byłoby gorsze, napotkanie oddziału Niemców, czy może powstańców.

- Dalej już jechać nie możemy, teraz musimy iść, ale ty lepiej zostań - Łukasz wysiadł z samochodu i spojrzał na Reinharda. - Najlepiej by było, gdybyś się schował.

- Przykro mi, ale nie mam zamiaru się ukrywać, wy idźcie, a ja tu zostanę - blondyn zdjął z oczu gogle i pomógł mi wysiąść. - Wróć, jak najszybciej, dobrze?

- Dobrze, przecież ustaliliśmy nawet, że Łukasz mnie tu przyprowadzi - pokręciłam głową i uąśmiechnęłam się. - Nie martw się.

- A więc idźcie, uważajcie na siebie - pocałował mnie krótko i skinął głową na mojego brata, który szybko ruszył przed siebie.

Obejrzałam się jeszcze ostatni raz na męża i szybko ruszyłam za Łukaszem. Szliśmy szybko w ciszy, już wcześniej mówił mi, że w Śródmieściu trwają ciężkie walki, a powstańcy używają kanałów, by przemieszczać się pomiędzy dzielnicami. Teraz, gdy widziałam opuszczone kamienice i gruzy dotarło do mnie, że sytuacja jest naprawdę niedobra, choć to mało powiedziane. Czułam, że podjęłam jednak dobrą decyzję, by wrócić z Reinim do domu, tutaj na ulicach panoszyła się śmierć i zniszczenie.

- Dobrze, że jeszcze nie wyszliście walczyć, mam dla was gościa - gdy po długim marszu dotarliśmy do opuszczonej kamienicy, odetchnęłam z ulgą i wyszłam zza pleców brata.

- Ty naprawdę żyjesz! - Kamil poderwał się ze schodów i podbiegł, żeby mnie uścisnąć.

- Ostrożnie "Gołąb", ona jest w ciąży - Łukasz uśmiechnął się widząc ożywienie towarzyszy.

- W ciąży? I ty naprawdę z nami walczyłaś? To dopiero babka - chłopak zaśmiał się i szturchnął mnie w ramię.

- To był mój obowiązek - z uśmiechem wzruszyłam ramionami.

- Czekaj no, jak "Zimny" cię zobaczy to się ucieszy, ostatnio chodzi tylko przybity. Z batalionu, w którym walczyliśmy na początku powstania zostały resztki, wszyscy polegli - Szymon podszedł do mnie ze smutnym wyrazem twarzy. - Straciliśmy też Krzysztofa, tylko nie wiadomo, co się stało akurat z nim. Pewnego dnia pojechał gdzieś za Łukaszem i już nie wrócił.

- Nie wrócił? - spytałam cicho, czyli się nie znalazł, a jeśli Reinhard kłamał i doskonale wiedział, co stało się z moim byłym kolegą?

- Niestety nie - mój brat pokręcił głową i oparł się o ścianę.

- Ale nie mówmy teraz o takich rzeczach, cieszymy się, że ty jesteś cała i zdrowa. Choć patrząc na twój ubiór mam wrażenie, że wcale nie będziesz walczyć - Kamil przyjrzał mi się z lekkim uśmiechem.

- To prawda, przyszłam wam tylko życzyć powodzenia, ja już nie mogę walczyć, choćbym chciała - dotknęłam swojego brzucha i uśmiechnęłam się lekko do siebie.

- To nawet lepiej, zadbaj o siebie i o nas nie zapominaj - Szymek podszedł do mnie i z uśmiechem objął mnie ramieniem.

- Nie mam zamiaru was zapomnieć, walka u waszego boku była dla mnie prawdziwą przyjemnością - skinęłam głową patrząc na znane mi twarze, których było tak niewiele.

Wszzyscy odwzajemnili mój uśmiech i skinęli głowami, to było nasze pożegnanie.

- Marta, jak dobrze cię widzieć - Józef zszedł szybko po schodach, a gdy już znalazł się przede mną, objął mnie po ojcowsku. - Cieszę się, że wróciłaś do zdrowia, co z dzieckiem?

Ścieżka miłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz