Pov. Lucie
Trzy miesiące, właśnie tyle minęło od dnia, gdy dowiedziałam się o śmierci męża, z którą nie potrafiłam się pogodzić. Starałam się żyć tak, jak wcześniej, nie chciałam dać po sobie poznać dzieciom, że stało się coś złego. Bruno i tak by nic nie zrozumiał, ale Suzie już tak. Nie mogłam nawet pokazać, że jestem w żałobie. Jedynymi osobami, które mnie teraz wspierały byli Heinz i Rosamund, przyjeżdżali do mnie czasami, żeby porozmawiać. Oczywiście zawsze brali Rainera i Clarę, żeby Susanne i Bruno mogli się z nimi pobawić. Myślałam, że jestem gotowa na śmierć Reinharda, ale prawda, jak zawsze okazała się inna.- W Polsce i w części Niemiec rządzą komuniści, gorzej już nie będzie. Mojemu bratu udało się wysłać do mnie list, w którym opisuje, jak wygląda teraz życie w Polsce – spojrzałam na Heinza, który stał przy oknie.
- Dobrze, że my mamy od nich spokój – mruknął i zerknął na mnie.
Pokiwałam tylko głową i podeszłam do niego, założyłam ręce i wyjrzałam przez okno. Dzisiaj też gościłam u siebie Heinza, Rosamund i ich dzieciaki, byłam im naprawdę wdzięczna za to, że nie zostawili mnie samej po śmierci Reinharda. Musiałam przyznać, że byli dla mnie prawdziwym wsparciem.
- To miłe, że Rosamund postanowiła wyjść na spacer z dziećmi – uniosłam w górę kącik ust patrząc na ludzi idących chodnikiem.
- Dla niej to sama przyjemność, tym bardziej, że naprawdę lubi twoje dzieciaki – mężczyzna uśmiechnął się do mnie. – Swoją drogą, powinnaś znaleźć sobie jakieś zajęcie poza pracą, żeby nie myśleć o śmierci Reinharda. Minęły już trzy miesiące, życie toczy się dalej. Zajmujesz się wzorowo dziećmi, ale sama zaczynasz wyglądać, jak wrak człowieka.
- I tak też się czuję – westchnęłam cicho i usiadłam na kanapie.
- Wszystko jakoś się ułoży, zobaczysz – Heinz spojrzał na mnie z troską i dosiadł się do mnie. – Jesteś silna, musisz wziąć się w garść. Reinhard nie chciałby, żebyś tak cierpiała.
- Wiem – westchnęłam ciężko i opuściłam wzrok.
- Wiesz co? Pójdę do sklepu, napijemy się kilku piw, dobra? – podniósł się i posłał mi lekki uśmiech.
- Niech ci będzie, zresztą, z chęcią się napiję – mruknęłam i uniosłam w górę kąciki ust.
- Doskonale, to lecę szybko. Nawet nie zauważysz, jak wrócę – poklepał mnie po ramieniu i szybko wyszedł z mieszkania.
Przeczesałam włosy dłonią i wbiłam wzrok w sufit. Dzisiaj jest sobota i pan Luft dał mi wolne, ponieważ stwierdził iż powinnam spędzić weekend z najbliższymi. Właśnie dlatego zaprosiłam do siebie Heinza i Rosamund. No cóż, bynajmniej odciągali moje myśli od nieprzyjemnych rzeczy. Przymknęłam oczy i już myślałam, że przysnę, gdy nagle rozległo się głośne pukanie do drzwi. Ściągnęłam brwi zastanawiając się, kto to mógł się do mnie dobijać? Powoli wstałam z kanapy i podeszłam do drzwi, spojrzałam przez wizjer i przez chwilę pomyślałam, że mam zwidy. Z niedowierzaniem otworzyłam drzwi, w których stał wujek Ziemba.
- Też się cieszę, że cię widzę moja droga – zaśmiał się, gdy stanął przede mną.
Zamrugałam oczami i otworzyłam usta, a następnie je zamknęłam, nie wiedziałam, co powiedzieć. Po prostu odebrało mi mowę. Przecież on wyjechał do Ameryki, Reinhard sam mi wyznał, że Gestapo już nie było w stanie go śledzić. A teraz stał przede mną, uśmiechnięty i prezentował się doskonale w szarym garniturze.
- Myślałem, że ucieszysz się na mój widok – zaśmiał się cicho i pokręcił głową.
- Przecież się cieszę, nawet nie wiesz, jak tęskniłam wujku – w końcu udało mi się odezwać, gdy szok przeszedł i przytuliłam się do mężczyzny.
CZYTASZ
Ścieżka miłości
Historical FictionDruga część "Człowiek o żelaznym sercu" Życie w czasie wojny nie jest proste, a już tym bardziej, gdy miłość połączy ludzi, którzy powinni być śmiertelnymi wrogami. Reinhard wyrusza do Warszawy, by odzyskać kobietę swojego życia. Na swej drodze nap...