20. Witamy 1945

84 5 7
                                    

Pov. Lucie


Trzydziestego pierwszego grudnia, Walter wraz z Irene zaprosił mnie i Reinharda do siebie, żebyśmy spędzili razem sylwestra. Oczywiście Reinhard i ja przyjęliśmy zaproszenie przyjaciela, tym bardziej, że chcieliśmy też lepiej poznać jego żonę, którą tak przed nami ukrywał. Niby mieliśmy spotkać się z nimi wcześniej podczas obiadku, który mieliśmy urządzić, ale Reinhard wziął zasłużony sobie krótki urlop i wraz z Suzie, dzień po przyjęciu u Göringa wyjechaliśmy w góry, gdzie mieszkaliśmy w domku, który mój mąż zaklepywał, co rok. I musiałam przyznać, że ten wyjazd był bardzo udany, przede wszystkim Susanne była strasznie szczęśliwa, mogła wyładować swoją dziecięcą energię na kilkadziesiąt możliwych sposobów, ale chyba najbardziej jej się podobało, gdy Reini woził ją na sankach, albo gdy próbowała jeździć na nartach trzymana przez tatę. Ja sama też jeździłam na nartach, choć Reinhard zdecydowanie mi tego odradzał, ale z moją upartą naturą nie wygra. Tak więc postawiłam na swoim, a on musiał mieć oko i na mnie i na naszą córkę.

Gdy wróciliśmy wczoraj do domu to wieczorem odwiedził nas mój tata. Wypił z nami kawę, pozachwycał się wnuczką, aby następnie wrócić do siebie, przed tym jednak zostawiając nam trzy słoiki bigosu przygotowanego przez moją mamę na święta. Reinhard zaciekawiony pytał, co to jest, a ja powiedziałam mu tylko, że dzisiaj dam mu go spróbować.

- Już pora obiadu, to dasz mi tej kapusty, czy nie? – Reini chodził za mną po kuchni.

- Nie widać, że właśnie go odgrzewam? – spojrzałam na niego z rozbawieniem i założyłam ręce.

- No widać – mruknął i oparł się o blat z uśmiechem. – Chce ci się jechać do Waltera?

- Oczywiście, w końcu obiecaliśmy mu i jego żonie, że przyjedziemy – wzruszyłam ramionami. – A Susanne zostawimy u Heinza i Rosamund, oni nigdzie nie wychodzą, no i Clara i Rainer też się ucieszą, że będą mogli pobawić się z kuzynką.

- W sumie racja – mruknął pod nosem i podrapał się po brodzie, zaśmiałam się cicho, gdy poruszył nosem czując zapach bigosu, a następnie usłyszałam, jak zaburczało mu w brzuchu.

- No dobra, idź usiąść, zaraz przyniosę ci ten bigos – zaśmiałam się i patrzyłam, jak wolnym krokiem idzie do jadalni.

Po chwili nałożyłam mu kopiec bigosu na talerzyk i do tego dałam trzy kawałki chleba. Duży chłop musi dużo jeść, jak to kiedyś mówiła moja matka. W drugą rękę wzięłam swój talerzy i postawiłam przed blondynem jego obiad.

- Jak to pięknie pachnie – zaciągnął się zapachem i uśmiechnął się do siebie.

- Wiem, ale próbuj już, chcę wiedzieć, czy ci zasmakuje – zajęłam miejsce obok niego uśmiechając się lekko.

- No już, cierpliwości – zaśmiał się cicho i nabrał bigosu na widelec, przyglądał mu się chwilę uważnie, a następnie wsadził go sobie do buzi.

Zmrużył oczy, jak by się nad czymś zastanawiał, a po chwili otworzył je szeroko i mruknął z uśmiechem.

- No i jak, smakuje? – spytałam z rozbawieniem.

- Przecież to jest przepyszne! – uśmiechnął się szeroko i niczym wygłodniały wilk zaczął pochłaniać swoją porcję.

Ścieżka miłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz