21. Witaj Bruno

107 4 5
                                    

Pov. Reinhard


Ziewnąłem opierając głowę o dłoń spoczywającą na blacie biurka. Byłem cholernie niewyspany, a to wszystko przed fakt, że pracowałem do pierwszej w nocy, aby uporać się z zaległościami z dokumentami, z którymi na szczęście udało mi się uporać. Szkoda tylko, że nie mogłem przez to wrócić do domu i musiałem przez cztery godziny spać na kanapie w moim gabinecie. A musiałem wrócić do domu, jak najszybciej ponieważ dziś był czwarty, czyli urodziny mojej Lucie. Chciałem kupić jej jakiś ładny prezent, nawet jeśli miałbym nadszarpnąć nieco swój budżet, choć to mi nie groziło. Przebiegłem wzrokiem po biurku i mogłem z zadowoleniem stwierdzić, że naprawdę uwolniłem się od zaległości w papierach. Dopiłem kawę i wstałem przeciągając się, bynajmniej z powodu bardzo wczesnej pory nikt nie przyjdzie zaraz do mnie i nie będzie czegoś chciał, a bynajmniej miałem taką nadzieję. Dlatego też szybko włożyłem bluzę mundurową, założyłem płaszcz i czapkę, a następnie biorąc aktówkę i klucze szybko opuściłem swój gabinet i ruszyłem do wyjścia.

- Jak dobrze, że kazałem Hansowi zostawić samochód – mruknąłem pod nosem wsiadając do mojego samochodu, tego by mi jeszcze tylko brakowało, żebym musiał wracać na piechotę.

Gdy dojechałem do domu, szybko i po cichu udałem się do sypialni. Miałem zamiar jeszcze sobie smacznie pospać obok mojej żony. Na paluszkach prawie, że minąłem pokój Susanne i wszedłem do sypialni, co nie było łatwym zadaniem, gdyż wszędzie było ciemno, jak nie powiem gdzie. Mając ściany i badając teren przede mną nogą, udało mi się dojść do łóżka. Z zadowoleniem czym prędzej ściągnąłem mundur, odłożyłem go Bóg wie gdzie i wślizgnąłem się do łóżka. Tylko, że nie dane było mi tak szybko zasnąć ponieważ Lucie zaczęła się wiercić, a ja już wiedziałem, co to znaczy. Patrzyłem, jak zaciska dłonie na kołdrze, a na jej twarzy pojawia się bolesny grymas. Te koszmary nękały ją coraz częściej, koniecznie musiałem jej załatwić terapeutę, tylko jakiegoś zaufanego i niech będzie nawet Żydem, żeby tylko pomógł mojej żonie. Bo naprawdę nie mogłem patrzeć na jej cierpienia. Objąłem ją mocno i uważając na jej brzuch, wtuliłem ją w siebie, gładząc ją delikatnie po głowie. Miałem nadzieję, że tak się uspokoi, bo jeśli nie to musiałbym ją obudzić, co nie byłoby miłe, ani dla niej, ani dla mnie. Na moje szczęście jednak uspokoiła się, wtulając się w moją pierś, jak małe dziecko. Pocałowałem ją w czoło i już po chwili sam zasnąłem. 

Otworzyłem oczy i uśmiechnąłem się, gdy poczułem, jak moja żona czule głaszcze mnie po włosach.

- Dzień dobry kochanie – z uśmiechem nachyliła się nade mną i cmoknęła mnie w usta.

- Mmm, dzień dobry wróbelku – uśmiechnąłem się i oddałem pocałunek, uwielbiałem się tak przy niej budzić i zaczynać nowy dzień.

- Wyspałeś się? – patrzyła na nie z uśmiechem. – O której w ogóle wróciłeś?

- Nad ranem i o dziwo się wyspałem, która to godzina, że ty już ubrana jesteś? – przyjrzałem jej się z lekkim uśmiechem.

- Prawie czternasta, więc nie dziwota, że się wyspałeś – z uśmiechem poczochrała mnie po włosach. – Masz szczęście, że dostałeś wolne – zaśmiała się cicho.

- Zdecydowanie mam szczęście – pokręciłem głową i podniosłem się do siadu. – Kąpałaś się już?

- Nie, czekałam, aż ty się obudzisz – uśmiechnęła się pod nosem, a ja natychmiast wylazłem z łóżka.

- A więc, nie ma na co czekać, chodźmy się umyć – z uśmiechem złapałem ją za dłoń i delikatnie pociągnąłem za sobą.

Gdy odświeżony wszedłem do salonu zobaczyłem, jak coś śmignęło mi pod nogami, a w następnej chwili podbiegł do mnie Rainer podnosząc samochodzik.

Ścieżka miłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz