40. Happy? Happy End

87 6 2
                                    

Lipiec 1949

Wyszedłem przed dom i spojrzałem na Suzie, która bawiła się z Brunem w berka. Wciągnąłem świeże i morskie powietrze, a następnie spojrzałem w niebo. Uśmiechnąłem się pod nosem, gdy poczułem, jak ręce mojej żony oplatają mnie w pasie.

- Nadal nie mogę uwierzyć, że postanowiłeś zostawić swoją ojczyznę, żebyśmy mogli zamieszkać w Gdańsku - Lucie przytuliła się do moich pleców i wypuściła głośno powietrze.

- Chciałem, abyś była szczęśliwa i wróciła do ukochanego miasta - nakryłem jej dłonie swoimi. - A skoro nauczyłem się mówić po polsku to nie widzę problemu, żeby tu mieszkać. Zresztą, mieszkanie w mieście, które leży nad morzem naprawdę zrobi dobrze nam i dzieciom. No i na plażę mamy blisko.

- Gdyby nie komuniści to byłoby jeszcze piękniej - mruknęłam pod nosem. - Ale naprawdę cieszę się, że naprawdę chciałeś tu zamieszkać.

- Komunistami się nie przejmujmy, walka z nimi to już nie nasza sprawa - uśmiechnąłem się lekko i stanąłem przodem do Lucie. - Obiecałem sobie, że zrobię wszystko, żeby nikt nigdy nas nie rozdzielił. I nawet jeśli dalej nienawidzę komunistów to nie będę ryzykował walką i to tylko po to, aby potem też na nas polowali.

- To dobrze, ale Łukasza będę wspierać. Nie mogę nie pomagać bratu, gdy ten będzie w potrzebie, on nadal walczy za wolną Polskę. Tak samo, jak wujek, choć on siedzi w Wielkiej Brytanii, wrócił do Londynu - zadarła głowę do góry, żeby spojrzeć mi w oczy.

- Może to nawet lepiej, niech na razie tu nie wraca. A jeśli chodzi o Łukasza to przecież wiesz, że ja też stoję po stronie Polaków, którzy walczą z tą komunistyczną zarazą - uniosłem w górę kącik ust i objąłem ją delikatnie.

- Wiem, ale nie spodziewałam się, że kiedyś staniesz po stronie Polaków - zaśmiała się cicho i pogłaskała mnie po policzku i przyłożyła głowę do mojej klatki piersiowej.

- A widzisz, naprawdę się zmieniłem - z uśmiechem objąłem ją mocniej i schowałem nos w jej włosach.

Byłem naprawdę bardzo szczęśliwy z mojego obecnego życia, które w końcu było normalne i spokojne. Cieszyłem się bardzo, gdy w odwiedziny przyjeżdżał do nas w odwiedziny Łukasz wraz z Heleną i wspólnie wspominaliśmy, jak to było podczas wojny i śmialiśmy się teraz z tego, jak bardzo Łukasz na początku mnie nienawidził. Helena natomiast nie przypominała już tamtej dziewczyny, którą Hans na mój rozkaz przywiózł z obozu. Obydwoje byli naprawdę szczęśliwi i tworzyli udane małżeństwo, którym zostali zaraz po zakończeniu wojny. Jednak dziecka nie chcieli mieć ze względu na to, że oboje walczyli z nową władzą. Musieli uważać na ZOMO, ale też na UB, czyli komunistyczny urząd bezpieczeństwa. Ja sam poprosiłem Lucie, aby nie angażowała się w tą całą walkę, żeby nie miała żadnych problemów, bo przecież mieliśmy wieść, jak najbardziej normalne życie. Ale najbardziej chyba cieszyłem się właśnie z tego, że zamieszkaliśmy we własnym domu z ładnym podwórkiem, po którym mogły biegać nasze dzieci. No i oczywiście cieszyło mnie to, że zamieszkaliśmy prawie w centrum miasta, więc nad morze nie mieliśmy daleko. A ja kochałem żeglować, co zresztą często robiliśmy z Lucie. Zresztą mieliśmy wiele wspólnych pasji, którymi się zajmowaliśmy. Natomiast jeśli chodzi o moją pracę, zostałem nauczycielem żeglarstwa i szczerze? Ta praca sprawiała mi prawdziwą radość.

- Bruno chyba pójdzie w twoje ślady, całymi wieczorami siedziałby i słuchał, jak grasz na skrzypcach - Lucie z uśmiechem spojrzała na Bruna, który gonił Susanne po trawniku.

- A Suzie z chęcią uczy się gry na pianinie - uśmiechnąłem się szeroko.

- A jeszcze chętniej trenują z tobą szermierkę - moja żona zachichotała cicho.

Ścieżka miłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz