4. Walki Ciąg Dalszy

108 8 15
                                    

Następnego dnia choć obudziłam się niewyspana i cała obolała to ruszyłam do walki z moim oddziałem. Mieliśmy wesprzeć batalion Chrobry Dwa i zdobyć Dworzec Pocztowy przy Alejach Jerozolimskich. Wszyscy wierzyliśmy w to, że opanujemy dworzec i pozbędziemy się Szkopów. Dlatego ruszyliśmy do walki pełni energii i spragnieni zwycięstwa. Tak więc teraz w najlepsze ostrzeliwaliśmy Niemców i wszystko wskazywało na to, że wygramy, a to tylko dodawało energii chłopakom z oddziału mojego wujka i z batalionu Chrobry.

- A nie mówiłem, że będzie dobrze?! - Krzysztof przebiegł obok mnie uśmiechając się szeroko.

Zaśmiałam się i pokręciłam głową, już wychodziłam z ukrycia, gdy nagle obok mojej głowy świsnęły kule, na Boga! Szybko rozejrzałam się i spojrzałam na Niemca w SS-mańskim mundurze, który odłączył się nieco od swoich kompanów i wyraźnie obrał mnie sobie za cel. Zacisnęłam dłoń na swoim pistolecie i bez pomyślunku ruszyłam na niego celując i oddając strzał. Ku mojemu zaskoczeniu Szkop dał nogi za pas, kula minęła go chyba dosłownie o milimetry, a ja zerwałam się za nim do biegu.

- Chodź no tu - warknęłam biegnąc szybko za nim nie zwracając uwagi na to, że oddalam się od swojego oddziału.

Wbiegłam za nim do opuszczonej kamienicy i dopiero teraz dotarło do mnie, że prawdopodobnie dałam się zaprowadzić w kozi róg. Mimo to weszłam po cichu do mieszkania, w którym zniknął mój cel. I bingo, Szwab stał pod ścianą i z przerażeniem uniósł dłonie, co dziwne chyba był sam.

- Zostaw go, to mój człowiek - nagle usłyszałam doskonale znany mi głos, a przede mną stanął Walter, we własnej osobie.

- Schellenberg? - spytałam głucho patrząc na Niemca z niedowierzaniem, w dłoni nadal ściskałam broń.

- Wiedziałem, że żyjesz! To wszystko było ukartowane - roześmiał się i podszedł do mnie, by mocno mnie objąć.

- Co ty tu robisz? - bez zastanowienia przytuliłam się do przyjaciela i odetchnęłam głęboko.

- Musiałem cię znaleźć, w przeciwieństwie do Reinharda postanowiłem działać. Widzisz, już wiedzieliśmy, że ukartowałaś swoją śmierć i zrobiłaś niezłe wrażenie. Reinhard chciał sobie już grób kopać - puścił mnie i podrapał się po karku. - Ale gdy dowiedzieliśmy się, że to nie twoje ciało to twój mąż wmówił sobie, że go zostawiłaś i że go nienawidzisz. No i tak trochę się zaniedbał, ma totalnie wywalone na pracę, jego posada jest zagrożona, Himmler ostrzy noże na niego i no trochę słabo z nim.

- Boże, to niemożliwe - złapałam się za głowę i oparłam się o ścianę chowając broń do kabury, co ja zrobiłam?

- Ale gdy usłyszałem wczoraj, że wybuchło powstanie to coś tak czułem, że znajdę cię w Warszawie, wziąłem Friedricha i przyleciałem, żeby cię znaleźć. I się okazało, że to nie jest takie ciężkie - uśmiechnął się do mnie i podszedł by znów mnie objąć.

- Ten twój Friedrich do mnie strzelał - mruknęłam wtulając się w przyjaciela.

- Przepraszam, ale inaczej nie odwróciłbym pani uwagi - młody Niemiec podszedł do nas.

- Walter, to miłe, że tu przyleciałeś, aby mnie znaleźć, ale tu nie jest bezpiecznie, wracaj do Berlina, jak najszybciej - oderwałam się od niego biorąc głęboki wdech i patrząc na jego mundur. - W tym mundurze nie powinieneś chodzić po Warszawie.

- Daj spokój, musiałem przylecieć. Tym bardziej, że mam też wieści. Himmler już coś podejrzewa, on chyba też wyczuł, że tu jesteś, jeśli tak to uważaj w szczególności. Himmler jest wściekły na Polaków, a Reinhard może oberwać, że jego żona dołączyła do "bandytów". Wiem, że nie wrócisz ze mną do Rzeszy, więc muszę chociaż cię ostrzec, jako twój przyjaciel - westchnął i złapał moją dłoń.

Ścieżka miłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz