32. Rozkaz Wodza

66 5 0
                                    

Gdy Reinhard pojechał spotkać się z hrabią Bernadotte i Walterem to ja pozwoliłam sobie wyjść na zewnątrz, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Artyleria sowietów milczała i byłoby spokojnie, gdyby nie fakt, że cywile starali się ewakuować ze stolicy Rzeszy. Rozejrzałam się w poszukiwaniu obiektu, dla którego specjalnie wyszłam na zewnątrz. Obiektem tym, a raczej osobą był Erich von dem Bach-Zelewski. Na biurku Reinharda znalazłam kartkę, która jasno i wyraźnie mówiła, że dzisiaj mój mąż ma spotkanie z tym mordercą. Spotkanie miał umówione dopiero po powrocie od hrabi, ale oczywiste było, że ten zbrodniarz, który pacyfikował powstanie warszawskie zjawi się wcześniej. A ja nie mogłam nie skorzystać z tej okazji, którą była możliwość pozbycia się go raz na zawsze. Najchętniej oddałabym go Armii Krajowej, ale nie miałam, jak go nawet przewieźć do Polski. Więc wzięłam na siebie wyznaczenie mu najsurowszej kary, którą była śmierć. Najbardziej sprawiedliwa dla niego.

- To jest zły pomysł, będziesz miała kłopoty – Hans podbiegł do mnie, gdy wyciągnęłam papierosa i go zapaliłam, nawet nie pamiętam kiedy ostatni raz paliłam. Tak to już jest, gdy ma się małe dzieci i męża, który dba o twoje zdrowie.

Ostatnio zastanawiałam się, co by było gdybym sięgnęła po świństwo, którym są narkotyki. I doszłam do wniosku, że Reinhard chyba łeb, by mi przy samej dupie uciął. Przecież on, aż za bardzo dbał o moje zdrowie. Nie no dobra, po prostu dbał o nie za mnie.

- Daj spokój Hans, pomożesz mi i po kłopocie. Nikt o niczym się nie dowie, nikt nawet nie będzie wiedział, że Bach-Zelewski tu był. Tym bardziej, że tylko Reinhard i jego adiutantura o tym wiedziała – wzruszyłam ramionami zaciągając się dymem.

- No dobrze, a jak masz zamiar się go pozbyć? – blondyn założył ręce i uniósł brwi.

- Zobaczysz.

- A jak pozbędziemy się ciała? – widać, że ktoś tu jest bardzo ciekawski.

- A jak myślisz, po co kazałam ci przygotować benzynę? – uśmiechnęłam się do niego.

- Chcesz spalić jego zwłoki? Powiedz, że żartujesz – Hans zamrugał oczami i stanął, jak wryty.

- A co w tym dziwnego? Co ci się nie podoba w moim pomyśle? – uniosłam brew.

- Po pierwsze, będzie smród. Po drugie ktoś może zobaczyć, że palimy tu ognisko – wzruszył ramionami. – To niebezpieczne.

- No dobra, to ja zajmę się tym wszystkim – wyrzuciłam niedopałek i zgniotłam go butem. – Zapakuję go w jego własny samochód i pojadę z nim w pobliże artylerii ruskich. To będzie wyglądało tak, jakby jego śmierć była nieszczęśliwym wypadkiem – uśmiechnęłam się do siebie.

- Oszalałaś? Nie możesz tak ryzykować, już lepiej spalmy tutaj te ciało – Hans położył dłonie na moich ramionach i potrząsnął mną. – Nie możesz tak ryzykować! Reinhard kazał mi mieć cię na oku, a ja chcę jeszcze pożyć!

- I pożyjesz, uspokój się. Wrócę cała i zdrowa – poklepałam go po głowie z uśmiechem. – Nic mi nie będzie, obiecuję.

- Czy tobie życie jest nie miłe? Ty wiecznie ryzykujesz i zachowujesz się, jakbyś po prostu chciała umrzeć. Mam ci przypomnieć ile razy otarłaś się o śmierć?

- Wcale nie tak dużo. Nie wyolbrzymiaj i cicho, właśnie przyjechała moja ofiara – uśmiechnęłam się pod nosem, gdy usłyszałam samochód. – Idź go przywitaj i przyprowadź na tyły kancelarii, tam go przywitam i pożegnam – uśmiechnęłam się pod nosem i nie czekając na odpowiedź przyjaciela, szybko udałam się za tył budynku.

Poprawiłam koszulę i wyciągnęłam z kieszeni spodni opaskę, którą nosiłam w czasie powstania warszawskiego, biało czerwoną opaskę ze znakiem polski walczącej. Niech ten durny Szkop wie za co umrze. Patrzyłam chwilę na opaskę, a następnie rozejrzałam się dookoła, żeby upewnić się, że nikogo nie ma w pobliżu i wciągnęłam ją na ramię. Założyłam ręce do tyłu i położyłam dłoń na pistolecie, który miałam schowany za paskiem. Gdy usłyszałam kroki stanęłam nieco bokiem, żeby ten morderca od razu nie zobaczył opaski.

Ścieżka miłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz