VII. Co zrobisz, bohaterko?

2.6K 78 35
                                    

- Chcę to usłyszeć od niego- warknęłam.

Chłopak chodził w tę i z powrotem po salonie. Palcem wskazującym i kciukiem trzymał się grzbietu swojego prostego nosa.

Od dwudziestu minut wykłócałam się z Aresem, że nigdzie nie wyjdę, dopóki nie porozmawiam z moim przyjacielem. Brunetowi powoli kończyła się cierpliwość. Zresztą tak samo jak i mnie.

-Co do ciebie nie dociera? Marcus śpi. Daj mu odpocząć.- syknął, stając na przeciwko mnie.

Zwęziłam złowrogo oczy, obserwując chłopaka przede mną. Jak zawsze był wyniosły i nie liczył się z niczym i nikim. Po Aresie z balkonu, jeszcze kilka godzin wcześniej, ani śladu.

-Ari...- szepnął ostrożnie Carter, siedząc za mną na kanapie.- Marcus po prostu się o Ciebie martwi.

Nie zwróciłam uwagi na komentarz blondyna. Nadal z tą samą nienawiścią wpatrywałam się w Aresa. Łzy niebezpiecznie zaczęły napływać mi do oczu.

-Nie zostawię go. Nie teraz.- wydusiłam, przez zaciśnięte zęby.

Ares pokręcił z politowaniem głową.

-A co zrobisz? No co zrobisz bohaterko?- zakpił.

Zacisnęłam jeszcze bardziej szczękę, prawie krusząc sobie zęby. Nie wiem, czy bardziej nienawidziłam jego pewności siebie czy mojej bezsilności.

-No właśnie.- odpowiedział za mnie, parskając.- Więc bierz swoje rzeczy i jedziemy do twojego mieszkania.

-Nagle jest gotowe?- rzuciłam zirytowana.

-O to się nie martw. Klucze dostaniemy.- odpowiedział Ares, patrząc ciągle prosto w moje oczy.

A ja najchętniej wydrapałabym jego.

-Najpierw porozmawiam z Marcusem.- powiedziałam, przez zaciśnięte gardło.

Wyminęłam chłopaka i ruszyłam w stronę drzwi do sypialni. Chciałam, aby Marc mi to wytłumaczył. Nie chciałam go tak zostawiać i nie chciałam, żeby w takim momencie mnie od siebie odcinał.

Nagle przed drzwiami pojawił się Ares, zagradzając mi drogę. Złapał mnie boleśnie za ramię i przyciągnął do siebie. Podniosłam głowę i ze łzami w oczach spojrzałam na chłopaka. Spiorunował mnie wzrokiem. Widziałam, jak najchętniej chciałby mnie rozszarpać. Nie zwracał uwagi nawet na to, że Carter wszystko widział.

-Marcus nie chce Cię więcej narażać.- warknął do mnie, z jadem w głosie.- W nocy to wszystko zaszło za daleko. Nie zachowuj się, kurwa jak dziecko i rób co mówię.- dodał, a jego gorący oddech owiał całą moją twarz.

Zagotowałam się w środku ze wściekłości. Chłopak zacisnął bardziej palce na moim ramieniu, kiedy dostrzegł, że się zastanawiałam. Jego czarne włosy nieprzyjemnie muskały moje czoło, kiedy nachylił się w moją stronę. Zielone oczy niebezpiecznie obserwowały całą moją twarz, próbując wychwycić każda reakcję. Każde uczucie. Miałam nadzieję, że widział jak bardzo chciałabym mu teraz coś zrobić. Na przykład udusić. Jego palce wpijały się w moją skórę jak zęby rekina. Jego szczęka zaciskała się mocniej z każdym moim oddechem.

-Nienawidzę Cię.- szepnęłam z nienawiścią prosto w jego twarz.

Wyrwałam się z jego uścisku i poszłam prosto do łazienki. Trzasnęłam za sobą drzwiami jak obrażona nastolatka. Kiedy podeszłam do lustra, zobaczyłam żałosną podobiznę mnie. Łzy zaczęły wylewać się z moich oczu, tworząc zacieki na policzkach i skapywać ze szczęki. Przypomniały mi się momenty w domu. Sceny kiedy mama wracała z pracy i zamykała się w pokoju. Nie chciała wpuścić ani mnie, ani taty. Siedziałam pod jej drzwiami, czasami i godzinami, płacząc. Płakałam z bezsilności. Ze złości, że nie chce ze mną porozmawiać, wysłuchać mnie. Ze smutku, że ją tracę. Z czasem tkwienie pod jej drzwiami, zamieniło się w wymijanie ich szerokim łukiem. Nie wracaniem na noc. Nie pytaniem o nią. Płacz zastąpiły narkotyki.

Third moonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz