XXX. Maskarada

2.6K 74 172
                                    

Połowę nocy spędziłam siedząc na balkonie i wpatrując się w gwieździste niebo. Przed oczami nadal przewijały się wydarzenia sprzed kilku godzin. Złość Marcusa, która kipiała z niego niczym wrzątek. Nadal nikt nie chciał mi uwierzyć, że narkotyki nie należały do mnie. I mogłabym być zła o to, że przyjaciele nie mają do mnie zaufania ale przecież dobrze wiedziałam, że sama do tego doprowadziłam. Pod względem narkotyków. Chociaż teraz już nie wiedziałam czy nie pod każdym względem. Łzy Nory, które płynęły strumieniem po jej policzkach i krzyk, który ranił uszy i serce. Niedowierzanie w spojrzeniu Cartera, który nie odezwał się ani słowem. Razem z Marcusem wyszli, kiedy chłopak powoli tracił cierpliwość. Nie wysłuchał moich wyjaśnień. Blondynka po ich wyjściu wpadła w huragan emocji. Najpierw krzyczała, rozrzucając wszystkim co stanęło jej na drodze, a później opadła zrezygnowana na kanapę i zaniosła się szlochem. Nie potrafiłam do niej dotrzeć, a każda jej łza cięła moją skórę niczym brzytwa. Nie potrafiłam nawet wydukać z siebie cokolwiek na moją obronę. Po prostu mnie zatkało, jakbym została zaczarowana i odebrano mi mowę.

Po raz kolejny poczułam się jak w domu. Tak samo, kiedy mój ojciec znalazł narkotyki w moim pokoju i wszystko wyszło na jaw. Tylko, że wtedy faktycznie kłamałam, że nie wiem do kogo należą. Tym razem mówiłam prawdę.

Kiedy emocje opadły, Nora bez słowa poszła na górę do sypialni i zasnęła. Ja jak w transie zaczęłam sprzątać salon nie czując nic. Po prostu chodziłam w tą i z powrotem bez żadnych myśli w głowie. Czułam się jak robot ale mimo tego, przez długie godziny nie mogłam zmrużyć oka. Dlatego noc spędziłam na balkonie, zastanawiając się jak rano wszystko się potoczy.

Przez to wszystko całkiem zapomniałam o balu, który miał się odbyć za parę godzin.

***

Zakręcając gorącą wodę wyszłam z wanny, sięgając po ręcznik wiszący na ścianie. Osuszyłam twarz i ciało, a na włosach zawiązałam turban z ręcznika, aby trochę przeschły. Założyłam na siebie czarne, gładkie stringi, aby szwy nie odznaczały się pod sukienką. Zrezygnowałam ze stanika. Wiedziałam, że nie będę i tak mogła go założyć, ponieważ będę miała odkryte plecy, toteż zdecydowałam się na luźną koszulkę, zapewne za dużą o jakieś dwa rozmiary. Odetchnęłam głęboko i wyszłam z łazienki.

Po salonie krzątała się Nora, szykując się na wyjazd do Princeton razem z Carterem. Mieli wyjechać wcześniej, ponieważ czekała ich dwugodzinna podróż, a chcieliśmy, żeby każdy w tym samym czasie był na swoim miejscu. Oni w domu mojej babci. Ja z Aresem i Marcusem na balu. Gigi z Landonem w siedzibie Caspiana.

Nie pamiętam kiedy udało mi się w końcu zasnąć ale obudziłam się na kanapie w salonie. Kiedy wstałam, zegar wskazywał już czwartą po południu. Nora była już na nogach, przygotowując obiad w kuchni. Zjadłyśmy razem makaron ze szpinakiem ale kiedy chciałam poruszyć temat poprzedniego wieczoru, szybko mnie uciszyła. Oznajmiła, że nie chce dzisiaj o tym rozmawiać, ponieważ i tak czeka nas, aż nadto stresu i musimy być skupione. Zgodziłam się, jednak dziwnie było zachowywać się normalnie, jak gdyby nigdy nic.

-Pożyczysz mi jakąś ciemną bluzę? Wątpię, żeby jaskrawy róż pasował do sytuacji. -mruknęła, kiedy weszłam do salonu.

Blondynka siedziała na ziemi przy swojej walizce, a wszystkie ubrania leżały rozrzucone dookoła. Wyciągnęła różowy sweter i spojrzała na niego ze smutkiem.

-Weź z garderoby co chcesz. -odparłam, kiwając głową w stronę korytarza.

-Nie mam pojęcia jak doszło do tego, że to Ty idziesz na elegancki bal, a ja będę się skradać po krzakach w dresie. -parsknęła, wstając z podłogi.

Third moonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz