XXXIX. Spotkanie

1.8K 70 34
                                    

Elektroniczny zegar na desce rozdzielczej wskazywał chwilę po ósmej wieczorem, kiedy samochód Marcusa zajechał na jedną z przydrożnych stacji benzynowych. W okolicy znajdywały się tylko pola i lasy pochłonięte przez mrok zbliżającej się nocy. Drzewa uginały się przy coraz silniejszych podmuchach mroźnego wiatru. Kiedy chłopak zaparkował, dołączyła do nas Mazda Cartera. 

-Potrzebuję energetyka. -westchnął cicho Marc, przecierając dłońmi twarz. 

Spojrzałam na przyjaciela za kierownicą, który przez całą dotychczasową podróż był nieznośnie cichy, zresztą tak samo jak Gigi... i ja. Byłam wstanie policzyć na palcach u jednej ręki ile zdań ze sobą zamieniliśmy przez ten czas. W drugim samochodzie jechał Carter z Norą ale podejrzewałam, że u nich też panuje podobna atmosfera. Sam wyraz ich twarzy, kiedy wysiedli na zewnątrz tylko mnie przy tym utwierdził. Zmieszanie połączone z niedowierzaniem, a gdzieniegdzie próbowała przebić się złość, aby odnaleźć ujście. 

Wysiadłam z samochodu razem z pozostałą dwójką pasażerów. Potrzebowałam rozprostować nogi i zaciągnąć się świeżym powietrzem, chociaż było niesamowicie zimne. Jednak miałam nadzieję, że chociaż to trochę orzeźwi mój umysł i odpędzi otępienie, które towarzyszyło mi od opuszczenia The Inferno Fight Club, niespełna dwie godziny temu. 

-Potrzebujecie czegoś ze sklepu? -odchrząknął Carter zwracając się do mnie i dziewczyn. 

Marshall podszedł do przyjaciela, który uporczywie szukał czegoś na telefonie, skutecznie unikając mojego wzroku. 

-Możesz wziąć mi Colę? -zapytała Nora, pojawiając się tuż obok mnie. 

Słodki, lekko przytłaczający zapach perfum dziewczyny poniósł się w powietrzu, ale podmuch wiatru szybko się go pozbył. Uniosłam wzrok na Cartera, którego prawie nie poznawałam. Chyba jeszcze nigdy nie widziałam go tak poważnego i skupionego, a ustom nawet na sekundę nie pozwolił drgnąć ku górze. Pokiwał tylko znikomo głową i ruszył na stację z Marcusem u boku. Zostałyśmy we trójkę, ale każda z nas zdawała się być osobno. Gdzieś bardzo daleko i głęboko. 

-Nawet nie wiem co mogłabym powiedzieć. -pierwsza na odwagę zebrała się Nora, przerywając ciszę. 

Szare tęczówki błądziły pomiędzy mną i Gigi. Nie musiała nawet tego mówić, każdy z nas czuł się niekomfortowo. Przełknęłam z trudem ślinę zalegającą mi w ustach i zmusiłam się, aby oprzeć głowę o ramię blondynki. Sama nie potrafiłam wykrztusić ani jednego słowa. I nie potrafiłam znaleźć żadnego adekwatnego do sytuacji. Ręka Nory po chwili opadła na moje plecy, zataczając delikatnie kółka na materiale mojej bluzy. 

-Nie wiem czy powinnam to mówić... -wyszeptała Gigi, opierając się o bagażnik jednego z samochodów. W jej brązowozielonych tęczówkach pulsował niepokój. - ale boję się. Strasznie. 

Przymknęłam powieki, próbując uspokoić oddech. Oczywiście zdawałam sobie z tego sprawę, że każdy z nas się boi spotkania z Caspianem, ale chyba dopiero kiedy rudowłosa wypowiedziała to na głos, a jej zazwyczaj promienne oczy przygasły już jakiś czas temu, chyba dopiero teraz... to do mnie dotarło. Dopiero teraz dotarło gdzie tak właściwie jedziemy. Całą podróż tutaj przyćmiła gęsta jak mgła sytuacja z Aresem. Zawładnęła moim ciałem i umysłem, zaciskając niewidzialne pnącza, które stopniowo zacieśniały się coraz mocniej. Zacisnęłam szczękę o mało nie krusząc sobie zębów. Ares. 

-Chyba już nie ma nas czym zaskoczyć. -parsknęła Nora, jednak jej głos był daleki od radości. 

-Poradziliśmy sobie....- wykrztusiłam, szukając odpowiednich słów. -Radzimy sobie ze stratą Landona. Wszyscy przeszliśmy piekło, więc... chyba damy radę jakiemuś psycholowi, no nie? -zapytałam, tak naprawdę nie licząc na odpowiedź. 

Third moonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz