XXXI. Mogłam Cię poznać

2.3K 73 86
                                    

Kiedy byłam dzieckiem, myślałam, że moim największym problemem będzie brak słodyczy w górnej szafce nad zlewem. Później poszłam do szkoły i największymi zmartwieniami były niekończące się klasówki i fałszywi rówieśnicy. Zapomniałam o słodyczach w szafce. Lata mijały, a problemów wcale nie ubywało. Z biegiem czasu, życie uświadomiło mi, że kolejne problemy nie pojawiają się dopiero, kiedy uporam się z poprzednimi. Nawarstwiają się. Kumulują i przygniatają. Kiedy ślęczałam do późna nad książkami, w międzyczasie wyprowadził się mój brat, a kilka lat później również opuścił mnie mój najlepszy przyjaciel. Musiałam przystosować się do nowej codzienności, chociaż wcale jej nie chciałam. Kiedy zaczęłam się odnajdywać, zmarła moja ukochana babcia, a zaraz po tym zostawiła mnie matka. Wtedy po raz pierwszy się poddałam. Leżałam na dnie przez parę długich miesięcy i zamiast próbować wstać i wydostać się z otchłani, ja tylko egzystowałam łykając kolejne, gówniane tabletki. Wtedy po raz kolejny pękło serce mojemu ojcu, a ja słyszałam każdy skrawek upadający na podłogę. Wtedy również nie wstałam. Pamiętam noce, podczas których docierał do mnie szloch taty zanim jeszcze nie odpłynęłam pod wpływem narkotyków. Pamiętam jak odliczałam w myślach sekundy kiedy przestanę kontaktować, aby tego nie czuć. Poczucia winy wyżerającego każdy skrawek moich wnętrzności. Słyszałam jak jedyna osoba, która przy mnie została obwinia się o wszystko i przeklina cały świat. Wtedy również nie wstałam. Ostatnie co zawsze czułam były gorące łzy, moczące skórę i spływające na materac. Niekiedy na ziemię, kiedy byłam za bardzo naćpana, żeby wstać i położyć się na łóżku. Tęskniłam wtedy za słodyczami w górnej szafce.

Wtedy też nie wiedziałam, że kiedy w końcu się podniosę będzie tylko gorzej.

Leżąc na szpitalnym łóżku po płukaniu żołądka, nie zdawałam sobie sprawy, że to nie ostatni raz, kiedy spojrzę śmierci prosto w oczy.

***

Patrząc w błękitne tęczówki, wiedziałam, że są lustrzanym odbiciem moich. Kolor był ciemniejszy i intensywniejszy, przypominający szalejący sztorm nad oceanem. Widziałam w nich przerażenie zmieszane ze zdziwieniem i niedowierzaniem.

Stojący na szycie schodów Marcus wpatrywał się we mnie bez ruchu. Nawet nie mrugał. Po prostu przemienił się w posąg. Najpewniej wyglądałam identycznie. Nie czułam mojego ciała, jakbym została od niego oderwana. Nie potrafiłam ruszyć ręką, ani postawić kolejnego kroku. Nie pamiętałam jak się oddycha. Czas stanął w miejscu, a wszystko dookoła się rozmyło. Nie słyszałam nawet muzyki, ani rozmów gości, którzy przecież wciąż tam byli.

W głowie huczał tylko jeden, tak bardzo mi znany głos, którego nie słyszałam od miesięcy.

Księżycu...

Ktoś objął mnie w talii i zmusił do ruszenia z miejsca. Instynktownie unosiłam nogi, wchodząc po kolejnych stopniach schodów, ale mój mózg nawet tego nie rejestrował. Wciąż patrzyłam tylko w jeden punkt. Wciąż patrzyłam na Marcusa.

Kiedy w końcu weszliśmy na szczyt schodów, byłam pewna, że dłużej nie utrzymam się na nogach. Nie panowałam nad tym. Blondyn wybudzając się z zawieszenia złapał mnie za ramiona i lekko potrząsnął. Dłoń, która chwilę wcześniej pomogła mi wejść na górę, nadal podtrzymywała mnie w talii. Zamrugałam kilka razy, próbując wrócić do rzeczywistości.

-Proszę, powiedz, że też to słyszałeś. Błagam. -wydukałam odzyskując mowę.

-Słyszałem. -odparł zachrypniętym głosem Marcus, zaciskając palce na mojej skórze.

-Wszyscy słyszeli. -cichy głos Gigi rozpłynął się z słuchawki.

Nie przesłyszałam się. Nie oszalałam. Naprawdę słyszałam Skylara. Serce zabiło mi jeszcze szybciej, o ile było to w ogóle możliwe.

Third moonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz