Nawet nie wiesz jak teraz Cię pragnę.
Pragnę Cię.
Pragnę.
Cię.
Minęły dwa tygodnie od kiedy usłyszałam jego głos. Czternaście dni temu wyszeptał mi na ucho słowa, które nie opuszczały mojej głowy nawet na sekundę.
Minęły dwa tygodnie od śmierci Landona. Czternaście dni temu klękałam w kałuży krwi, żegnając przyjaciela.
Minęły dwa tygodnie od kiedy na jaw wyszła prawda o Jasperze. Czternaście dni temu uderzyłam chłopaka, który przez kilka ostatnich miesięcy udawał mojego dobrego znajomego i wkradł się podstępem do mojego życia.
Minęły dwa tygodnie odkąd mój świat zaczął płonąć. Powoli. Niepozornie. Ale nic nie wskazywało na to, żebym miała go czym ugasić.
-Halo, Aurora. -niespodziewanie jakaś dłoń zaczęła machać mi tuż przed twarzą. Wyrwana z przemyśleń spojrzałam przestraszona na dziewczynę obok. -Co jest z Tobą? Mówię do Ciebie od pięciu minut. -mruknęła Ruby, unosząc wysoko jedną brew.
Dopiero wtedy wróciłam do rzeczywistości, uświadamiając sobie, że cały czas siedzę w auli wykładowej na zajęciach.
-Przepraszam. -potrząsnęłam lekko głową, strzepując resztki myśli z głowy. -Co mówiłaś?
-Pytałam czy słyszałaś o tym chłopaku z drugiego roku. -Ruby przysunęła się bliżej mnie, tak abym mogła usłyszeć ją wyraźniej. -DeVitto? Miał chyba na imię Landon. Coś takiego. Znałaś go? Miał chyba dredy, ale nie jestem pewna czy dobrze kojarzę.
Warkoczyki. Miał warkoczyki.
Kiedy dziewczyna wypowiedziała imię chłopaka, żołądek wywrócił mi się do góry nogami. Czułam zimny pot na karku, a powietrze stało się cięższe.
-Coś mi świta, ale nie jestem pewna. -wykrztusiłam, próbując brzmieć normalnie. -Co się stało?
-Podobno pojechał do New Hampshire, żeby zdobyć szczyt Mount Washington. -wyszeptała.
-I?
-I? -zdziwiła się dziewczyna. -Każdy wie, że to jedna z najniebezpieczniejszych gór. W ciągu roku wiatr tam przekracza siłą burzę tropikalną, a co dopiero teraz! -obruszyła się, spoglądając wystraszona na profesora, aby się upewnić czy jej nie usłyszał. -To samobójstwo.
Zdobyć szczyt Mount Washington. Najniebezpieczniejszego pasma górskiego w Stanach Zjednoczonych.
-Skąd to wiadomo? -zaschło mi w ustach.
-Podobno jego współlokator znalazł list w jego pokoju, w którym informuję, że tam pojechał i było to jego marzenie. Napisał też SMS'a do rodziców, żeby się nie martwili i go nie szukali. Ale jak mają się nie martwić? -parsknęła Ruby, kręcąc głową. -Pojebane to. Podobno rodzice skontaktowali się z tamtejszą policją i pogotowiem górskim.
Szybko ukryłam drżące ręce między nogami, aby dziewczyna nie zorientowała się, że coś jest nie tak. Im dłużej o tym słuchałam, tym bardziej robiło mi się niedobrze.
-Słyszałam od kolegi z innego kierunku, że na jego zajęciach nawet wykładowca o tym mówił. Przestrzegał, żeby nie wyruszać na takie wycieczki, tym bardziej o takiej porze roku. Że to jedna wielka głupota i nieodpowiedzialność.
Nie mogłam uwierzyć w to, jak dokładnie przemyślał to Caspian. Wymyślił bajeczkę, że Landon wyruszył w góry do jednego z najbardziej śmiercionośnego miejsca na mapie Stanów Zjednoczonych. Każdy dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że odnalezienie ciała w górach graniczy z cudem. Więc tak miała zakończyć się historia Landona? Zginął w górach z braku rozsądku? Chyba nawet nie chciałam wiedzieć, jak rzekomy list od chłopaka znalazł się w jego pokoju. Nie chciałam wiedzieć kto napisał fałszywego SMS'a z jego telefonu do rodziców. To wszystko było pojebane i przerażające w jednym.
CZYTASZ
Third moon
Romance"I dopiero wtedy zorientowałam się, że przez cały ten czas to Ty trzymałeś zapalniczkę w dłoni, która niegdyś należała do mnie. A."