XV. Koszmary

2.5K 66 24
                                    

Dwuskrzydłowe, mosiężne drzwi w końcu ustąpiły, kiedy napięłam wszystkie zmęczone mięśnie aby je pchnąć. Przywitał mnie zapach wilgoci, potu i męskiego dezodorantu. W pomieszczeniu panował półmrok i cisza, przerywana świstem wiatru, który wpadał przez nieszczelne, małe prostokątne okna. Drzwi po chwili się zamknęły, a huk które sprawiły rozniósł się echem po całym lokalu. Niepewnie postawiłam pierwszy krok, a tępy odgłos metalowych płyt dotarł do moich uszu. Rozejrzałam się dookoła. Przede mną znajdowała się recepcja, złożona z długiego masywnego blatu, na którym walały się sterty papierów. Po lewej stała stara, skórzana sofa i stolik kawowy, a zaraz obok automat z wodą. Czułam jak adrenalina w moim ciele wzrasta, a ręce zaczynają się pocić. Zwróciłam głowę w prawo- i tak jak myślałam, na całej ścianie rozciągały się podświetlone szklane gabloty z przeróżnymi dyplomami, zdjęciami, pucharami i medalami. Ruszyłam w ich stronę, świdrując wzrokiem wszystkie półki. Złote nagrody błyszczały w świetle słabej jarzeniówki stojąc dumnie w środkowej gablocie. W pozostałych szafach stały zdjęcia przeróżnych zawodników boksu oraz wisiały plakaty z różnych walk i zawodów. Moją uwagę przykuła półka, na której stał tylko pas mistrzowski oraz zdjęcie w ramce. Podeszłam bliżej i stanęłam na palcach aby upewnić się, że jest to to o czym myślałam. Wielki czarny pas ze złotymi elementami z triumfem prezentował się na tle innych nagród i pamiątek. Przyćmiewał wszystko dookoła. Napis Champion na klamrze był wysadzany diamencikami, które mieniły pod wypływem światła. Pod wygraną stała złota plakietka.

‚#1 zawodów stanowych wagi pół ciężkiej Hunter Levi Montgomery
2003 rok.'

Mimowolny uśmiech wpłynął na moje wargi. Czułam jak ciepło rozlewa mi się w sercu, wypełniając każdy skrawek mojego ciała. Miałam wrażenie, że tata jest obok. Przeniosłam wzrok na ramkę obok. Było to zdjęcie zrobione w szatni chwilę po walce ojca. Jedną ręką podtrzymywał pas, który siedmioletni Skylar trzymał oburącz nad swoją głową, za to drugą ręką podniósł trzyletnią mnie i przytulał do swojej piersi. Za tatą stała Kordelia, która z przekrwionymi oczami od płaczu i uśmiechem ulgi i dumy wtulała się w jego kark. Żołądek skurczył mi się w bolesny supeł kiedy patrzyłam na zakochanych i szczęśliwych rodziców. Wszyscy byliśmy szczęśliwi.

-Przepraszam, otwieramy dopiero za godzinę.- ciszę przerwał zachrypnięty głos.

Podskoczyłam zaskoczona i szybko obróciłam się w stronę recepcji. Przez drzwi dla personelu wszedł do pomieszczenia siwy, lekko zgarbiony mężczyzna zakładając na nos okulary. Zwolnił kroku i zmrużył oczy, przyglądając mi się.

-A niech mnie...- mruknął, unosząc brwi. -Mała Montgomery?

Kamień spadł mi z serca, a na ustach wykwitł szczery uśmiech.

-Dzień dobry, Harry. -odparłam, robiąc krok w stronę mężczyzny.

Staruszek otworzył szerzej oczy, a zaskoczenie na jego twarzy zmieniało się w czystą radość. Również ruszył w moją stronę rozkładając ramiona.

-Chodź no tu do mnie, łobuzie. -zaśmiał się dźwięcznie, zamykając mnie w szczelnym uścisku.

Przyległam do piersi mężczyzny, która unosiła się szybko pod wpływem śmiechu. Wtopiłam twarz w miękką, flanelową koszulę, a siwa broda gryzła moje czoło. Do moich nozdrzy dotarł zapach świeżego powietrza oraz lasu, który od razu przywołał wspomnienie dzieciństwa. Po chwili mężczyzna poluzował uścisk, wypuszczając mnie ze swoich ramion. Zrobił krok do tylu i jedną dłonią potargał moje włosy na czubku głowy. Parsknęłam śmiechem.

-Co za zaszczyt. -mruknął. Wokół oczu pojawiły mu się zmarszczki, pod wpływem nieustannego uśmiechu. -Cóż to się stało, że do nas zawitałaś?

Third moonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz