Drzewa na dziedzińcu uginały się pod siłą wiatru, który terroryzował miasto już od kilku dni. Zima w tym roku zapowiadała się ciężka i mroźna, ponieważ w przeciągu tygodnia temperatura spadła o jakieś dziesięć stopni. Patrząc na studentów, biegnących na zajęcia i zasłaniających się przed liśćmi fruwającymi w powietrzu, przez całą długość mojego kręgosłupa przeszedł nieprzyjemny dreszcz.-Panno Montgomery? -pytanie profesora Halforda zelektryzowało każdy włos na moim ciele.
Wybudziłam się z letargu i odwróciłam twarz od okna. Na środku sali stał mężczyzna w podeszłym wieku, uważnie mnie obserwując przez okulary, które prawie spadały mu z nosa.
-Zadałem pytanie. -odparł, widząc, że nie za bardzo wiem co się dzieje.
Zacisnęłam usta w wąską linię, ponieważ całkiem się wyłączyłam i nie miałam pojęcia o czym mówił, najpewniej od jakiś trzydziestu minut. W sali panowała cisza, przerywana tylko niezadowolonym pomrukiwaniem profesora. Odchylił głowę do tyłu i przymknął oczy, jakby modlił się o jeszcze odrobinę cierpliwości, zanim nas wszystkich wymorduje.
-Według prawa, kiedy zaginionego uznaje się za zmarłego? -wydukał, zaciskając szczękę.
O mało nie parsknęłam drwiącym śmiechem. Idealne pytanie do idealnej osoby.
-Jeżeli upłynęło dziesięć lat od roku, w którym były informacje, że jeszcze żył. -odpowiedziałam, przypominając sobie notatki z zeszłego tygodnia.
Mężczyzna odetchnął z ulgą i skinął głową.
-Od końca roku kalendarzowego. To ważne. Ale tak, dobrze. -mruknął, zmierzając do biurka. -Chyba, że w chwili zaginięcia osoba miała lat siedemdziesiąt, wtedy uznaje się ją za zmarłą po upływie pięciu lat.
Wszyscy w skupieniu obserwowali profesora. Jedni skrupulatnie notowali, a inni po prostu słuchali. Zajęcia z Panem Halfordem były niesamowicie ciekawe, to musiałam przyznać. Pomimo tego, że był typowym, starszym wykładowcą co załamywał się na każdą wzmiankę, że jakieś informacje znaleźliśmy w Internecie zamiast w książkach, potrafił zainteresować i sprawić, aby każdy go słuchał. Widać, że temat postępowań śledczych w dziennikarstwie nie był mu obcy i całkowicie oddał się pasji.
-Dobrze, na dzisiaj to wszystko. -mruknął, prostując się i patrząc po sali. -Chciałbym, abyście w domu skorzystali ze swojego uwielbianego Internetu i weszli na oficjalną stronę Departamentu Policji w Chicago. Znajdźcie tam zakładkę zaginionych i przeanalizujcie wszystkie przypadki, w których minęło już dziesięć lat od zaginięcia. Dowiedźcie się dlaczego pomimo upływu lat, nadal widnieją jako zaginieni i nie są uznani za zmarłych. -oświadczył, jednocześnie to zapisując w swoim notatniku. -Na następnych zajęciach zajmiemy się postępami w śledztwie i fałszywymi dowodami.
Po zapisaniu pracy domowej, wszyscy zaczęli się pakować i po kolei wychodzić z sali. Zgarnęłam czarną torebkę z ziemi i schowałam do niej podręcznik oraz zeszyt. Wstałam z miejsca i wyprostowałam się, czekając, aż Ruby zabierze swoje rzeczy i wyjdzie z ławki, abym mogła przejść.
-Ten człowiek mnie wykończy. Kiedy ja mam mieć czas dla siebie jak muszę cały weekend ślęczeć nad jego zadaniami? -mruknęła, przewieszając pasek torby przez ramię.
-Spokojnie, będzie tylko gorzej. -parsknęłam, kiedy ruszyłyśmy do wyjścia.
Dziewczyna spojrzała na mnie z politowaniem i westchnęła, wychodząc z sali. Uśmiechnęłam się pod nosem, ponieważ odkąd poznałam Ruby, czyli tydzień temu, od początku narzekała na każdych zajęciach i usilnie próbowała nie zasnąć na żadnych z nich.
CZYTASZ
Third moon
Romance"I dopiero wtedy zorientowałam się, że przez cały ten czas to Ty trzymałeś zapalniczkę w dłoni, która niegdyś należała do mnie. A."