Wpatrywałam się w zakończone połączenie nie mogąc się ruszyć. Wszystko dookoła ucichło, zniknęło. Słyszałam nieprzyjemny pisk w uszach, a całe moje ciało zamieniło się w kamień. Przez tę jedną chwilę byłam sama. Sama w pomieszczeniu i sama w mojej głowie.
-Co on, kurwa wymyślił?! -ryk Marcusa poniósł się z hukiem, odbijając od wszystkich ścian.
Dopiero kiedy kątem oka dostrzegłam ruch, wyrwałam się z zawieszenia i spojrzałam lekko otępiałym wzrokiem na przyjaciela, który z impetem podniósł się z kanapy.
-Jakie spotkanie? Co to ma w ogóle być? -blondyn wyrzucił ręce w powietrzu, patrząc po wszystkich po kolei.
Każdy z nas miał taki sam wyraz twarzy. Otępiały. Nieobecny.
-Ja... nic nie rozumiem. -wykrztusiła Nora, posyłając mi przerażone spojrzenie.
-Skąd wie o domu Luny? Dlaczego zadzwonił akurat do Ciebie i jakim chujem zna Twoje imię? -wysapał Marc, stając na przeciwko mnie.
Uniosłam powoli głowę, napotykając wściekłe spojrzenie bruneta. W jego tęczówkach ponownie zawitał sztorm, którego nie dało się uspokoić. Mroczne fale dobijały się z zewsząd.
-Możesz mi cokolwiek wytłumaczyć? -warknął, przez co chwilowe zaćmienie mózgu odeszło w niepamięć.
-A dasz mi dojść do słowa? -syknęłam w odpowiedzi, na co chłopak zmrużył oczy.
Widząc postawę blondyna, od razu mój mózg i ciało przeszło do obrony.
-Po pierwsze, dlaczego jesteś zły na mnie? Wyglądam jakbym cokolwiek wiedziała? -posłałam mu pełne politowania spojrzenie. -Uprzedzając Twoje domysły, to nie- nie umawiałam się na potajemne schadzki z Caspianem i to nie jest kolejna nasza randka. Nie mam pojęcia dlaczego chce się ze mną spotkać, ani skąd zna moje imię. Do samego końca przedstawiałam się jako Alice i on tak samo się do mnie zwracał. Nie wiem co się zmieniło. -odparłam zgodnie z prawdą. -Jestem tak samo skołowana jak Ty i reszta.
-Czekajcie, bo to wszystko nabiera sensu. -wtrąciła nagle Gigi, wstając z kanapy i zwracając na siebie uwagę wszystkich. -To co powiedział Ci Jasper na imprezie Halloween'owej. Że nie byłaś bezpieczna nawet w Portland? -przekrzywiła głowę, zastanawiając się.
Serce mi przyśpieszyło, kiedy przypomniałam sobie tajemnicze słowa chłopaka.
-Znał mnie od samego początku. -wykrztusiłam, łącząc wszystkie kropki.
Marcus zastygł, jakby zdał sobie właśnie sprawę, że wszystko co działo się od paru miesięcy ma związek ze mną, a nie ze Skylarem, zresztą tak jak wszyscy myśleliśmy.
-To Caspian się z nami bawił, a nie my z nim. Jestem, kurwa pewny, że wiedział o akcji na balu. -odezwał się Carter, zaciskając pięści na kolanach. -Znając go tyle lat jak mogliśmy w ogóle pomyśleć, że możemy być o krok do przodu? -warknął, spoglądając na Marcusa. -Ten skurwiel jest sprytniejszy od samego Boga. Jak mogliśmy być tacy głupi?
-Uspokój się. -mruknęła Nora, również włączając się do dyskusji.
-Ale Carter ma rację. -westchnął Marcus, przecierając dłońmi twarz.
-No, kurwa dziękuję. -burknął Marshall, rozpościerając ramiona na oparciu kanapy.
Atmosfera w pomieszczeniu stała się tak gęsta, że mogłabym ją ciąć nożem. Chłopacy byli wściekli i oczywiście się im nie dziwiłam. Bałam się tylko, że zaczną się o to wszystko obwiniać, a sytuacja w której się znaleźliśmy była na tyle trudna, że nie mogliśmy tego przewidzieć na samym początku. Byliśmy przerażeni zaginięciem Skylara i wiedziałam to z autopsji, że trudno było przez to myśleć racjonalnie. Do tego wszystkiego doszła śmierć Landona, która już całkowicie uśpiła naszą czujność i jakiekolwiek logiczne myślenie.
CZYTASZ
Third moon
Romansa"I dopiero wtedy zorientowałam się, że przez cały ten czas to Ty trzymałeś zapalniczkę w dłoni, która niegdyś należała do mnie. A."