XXI. Panika

2.8K 74 23
                                    

Obserwowałam samolot, który właśnie wzbił się w powietrze. Znając prawa fizyki i inne takie typu rzeczy, nadal było to dla mnie zadziwiające jak kilkunastotonowa maszyna potrafi latać nad ziemią. Tak samo miałam ze statkami. Na pierwszy rzut oka to wszystko wyglądało tak nierealnie. Chociaż, gdyby tak pomyśleć- było to powszechne zjawisko. Zazwyczaj coś co wydaje nam się dziwne, tajemnicze lub niemożliwe, koniec końców ma logiczne wyjaśnienie tylko trzeba się w to zagłębić. Oczywiście nie zawsze ale zazwyczaj.

Chłodny, jesienny wiatr porwał moje włosy, które opadły mi na twarz. Z grymasem przez chłód odgarnęłam je i odwróciłam do białego Volvo stojącego za mną. Marcus wyciągał z bagażnika walizki Nory, a blondynka stała obok i żegnała się z Carterem, który od samego rana nie był w humorze z wiadomych powodów. Uśmiechnęłam się lekko na ich widok. Naprawdę zaczynali się dobrze dogadywać i pomimo tego, że Nora nadal nie przyznała się, że coś się pomiędzy nimi dzieje, było to widać gołym okiem. Cieszyłam się, że będziemy mogli wszyscy razem się spotykać kiedy tylko Nora tutaj zamieszka. Nie mogłam się doczekać.

-Dobra, Romeo. -parsknął Marc, podchodząc z walizkami do dwójki. -Przez Twoje łzy, zaraz Ci się Julka na samolot spóźni. -zachichotał z kpiącym uśmieszkiem, patrząc na Marshalla.

Chłopak w odpowiedzi tylko zgromił go wzrokiem i przytulił mocno Norę, dając całusa w głowę. Po chwili oderwali się od siebie, a dziewczyna z zawstydzonym uśmiechem chwyciła rączkę walizki. Korzystając, że Carter w końcu się z nią pożegnał, podeszłam do przyjaciółki i złapałam ją pod rękę, kładąc głowę na jej ramieniu.

-Kiedy do nas wrócisz? -mruknęłam, robiąc smutną minę.

-Jak tylko ogarnę wszystko w Portland. Muszę pogadać z mamą. -powtórzyła po raz setny dzisiejszego dnia.

Wczorajszy dzień poświęciłyśmy tylko dla nas, ponieważ nie wiedziałyśmy ile potrwa nasza rozłąka. Moje studia zaczynały się za ponad tydzień, a Nora musiała uporządkować swoje sprawy w naszym rodzinnym mieście i spędzić trochę czasu z mamą i młodszym bratem. Szacowałyśmy, że przeprowadzi się najwcześniej w listopadzie, a najpóźniej- zaraz po nowym roku, chociaż miałam nadzieję, że sylwestra spędzimy już razem w Chicago.

-Zajrzysz do mojego taty?- szepnęłam, spoglądając z dołu na przyjaciółkę.

Pokiwała lekko głową i zostawiła całusa na moim czole.

-Dobra, czas na mnie. -westchnęła zerkając po nas wszystkich.

Nie umknęło mojej uwadze jak jej wzrok zatrzymał się odrobinę dłużej na Carterze. Tuląc ostatni raz dziewczynę, odsunęłam się niechętnie i podałam jej rączkę drugiej walizki.

-Chodź tu, O'Hare. -zaśmiał się Marcus i zamknął blondynkę w mocnym uścisku.

Po chwili uwolniła się z jego ramion, aby zaraz po tym ponownie wpaść w objęcia drugiego chłopaka. Carter na odchodne pogładził dłonią włosy dziewczyny i pocałował w policzek, uśmiechając się przy tym smutno.

No już nie przesadzaj. Ona wyjeżdża, a nie umiera.

Kiedy w końcu się pożegnała ze wszystkimi, przerzuciła pasek torby przez ramię i ciągnąc za sobą dwie walizki, ruszyła do głównego wejścia na lotnisko, zostawiając nas w tyle. Kiedy tak patrzyłam na jej oddalającą się postać, coś ścisnęło mnie w dołku. Już wiem, jak czuła się kilka tygodni wcześniej, kiedy wylatywałam do Chicago. Pomimo tego, że człowiek zdaje sobie sprawę, że nie każde pożegnanie jest ostatnim i tak zawsze gdzieś z tyłu głowy zakłada taką możliwość.

W momencie kiedy dziewczyna zniknęła za szklanymi drzwiami, wszyscy w ciszy wróciliśmy do samochodu. Zajęłam miejsce obok Marcusa, który kierował, a Carter usiadł z tyłu, na środku kanapy. Przyjemne ciepło otuliło moje ciało, kiedy zamknęłam drzwi. Siedzieliśmy bez słowa, próbując się ogrzać, ponieważ na dworze robiło się już naprawdę zimno. Wyprostowałam skostniałe palce i przystawiłam dłonie do twarzy, chuchając na nie.

Third moonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz