Po domu roznosi się woń smażonych naleśników i syropu klonowego. Z uśmiechem na ustach zeskakuję z łóżka i wciągam na bose stopy kapcie króliczki. Wybiegam z pokoju i pędzę w dół po schodach. Ślizgając się po panelach wbiegam do kuchni, widząc tatę z drewnianą szpatułką w dłoni.-Naleśniki! -wzdycham szczęśliwa, stając obok ojca i zaglądając na patelnię.
Tata śmieje się i tyka mój nos brudną od ciasta szpatułką. Krzywie się i unoszę dłoń, aby zetrzeć maź z nosa. Oblizuję palec, na co tata kręci z politowaniem głową.
-Ale Ty jesteś obleśna. -mamrocze Sky, wchodząc właśnie do kuchni.
Spoglądam na niego przez ramię, mrużąc oczy w gniewie. Jak zwykle ma grymas na twarzy, jakby w ogóle żałował, że się urodził. Cóż, nie dziwie mu się. Ja żałuje, że się urodził.
-A Ty głupi. -warczę, wystawiając język w kierunku brata.
-A Ty...
-Ej! Koniec. Bo zaraz dostaniesz naleśnikiem! -karci go tata, na co ja chichoczę. -Ty tak samo, mała. -dodaje, wskazując na mnie palcem.
Posyłam Skyowi ostatnie groźnie spojrzenie i ponownie skupiam swoją uwagę na smażonych naleśnikach. Tata odkłada kolejnego na talerz, gdzie czeka już stos innych i ponownie zabiera się do wylewania masy na patelnię. Skylar podchodzi z drugiej strony i wskakuje na blat, również obserwując ojca.
-Już mogę? -podskakuje w miejscu, patrząc wyczekująco na tatę, a on tylko kiwa głową z uśmiechem. -Sky! -wołam, wystawiając rękę ku niemu.
Brat przewraca oczami ale nic nie mówi. Sięga do szafki za nim i wyciąga butelkę syropu klonowego. Otwiera go, po czym mi podaje. Staję na palcach i pochylam się nad talerzem pełnym naleśników. Z dumą zaciskam butelkę w obu dłoniach, a bursztynowy płyn ozdabia ciasto.
-Mówiłam, nigdy więcej do mnie nie dzwoń. -donośny głos mamy wdarł się do pomieszczenia.
Nadal z butelką syropu w dłoniach marszczę brwi i spoglądam przez ramię na salon. Mama właśnie weszła z korytarza do pokoju i rozmawia przez telefon. Jest do nas tyłem, toteż nie wie, że nie jest sama. Tata również spojrzał na mamę.
-Nic Ci się do cholery nie należy! Czy Ty siebie w ogóle słyszysz? -przestraszona tonem mamy, zastygam bez ruchu.
Po chwili Sky zeskakuje z blatu i staje przede mną, zasłaniając mi widok. Wyciąga z moich dłoni butelkę i odstawia ją na blacie, po czym łapie mnie za nadgarstek.
-Chodź. Wybierzemy z twoich misi, które dzisiaj zjedzą z nami naleśniki. -mówi miłym głosem i ciągnie mnie za sobą, w kierunku schodów.
No tak. Ostatnio jadł z nami Pan Milusi, więc teraz kolej jakiegoś innego. Może Śpioszek? Ale przecież Sky się z tego śmiał i zwyzywał mnie od dzieciaka, więc dlaczego teraz jest taki chętny, aby misie nam towarzyszyły? W sumie to fajnie, może pozwoli mi wziąć ich więcej, żeby nie czuły się samotne.
-Przysięgam, jeszcze raz, a zadzwonię... -mama grozi komuś przez telefon, kiedy wspinamy się po schodach.
-To który dzisiaj z nami je? -nie słyszę dalszej rozmowy, ponieważ zagaduje mnie Skylar.
***
Wspomnienia zajęły moje myśli, kiedy siedziałam na twardej podłodze, opierając się plecami o łóżko w pokoju gościnnym. Po wymianie zdań z Marcusem, pobiegłam na pierwsze piętro i zamknęłam w pokoju, w którym wcześniej Carter polecił nam zostawić nasze rzeczy. Przez ostatnie trzydzieści minut wpatrywałam się w pustą przestrzeń przede mną. Zgięłam nogi w kolanach i podsunęłam je sobie pod brodę, oplatając je wokół rękoma. Zmęczoną i obolałą głowę ułożyłam na kolanach, nie mając siły trzymać jej prosto. Po prostu egzystowałam w ciszy i w półmroku, a do moich myśli wpadały kolejne przeróżne wspomnienia. Przypominały mi się chwile z dzieciństwa, kiedy jeszcze całą rodziną byliśmy wstanie przebywać w jednym pomieszczeniu bez krzyków i obwiniana się. Uniosłam lekko głowę, kiedy ciche pukanie do drzwi przerwało niczym niezmąconą ciszę wokół mnie. Osoba po drugiej stronie nie czekała na moją reakcję tylko ostrożnie uchyliła drzwi i spojrzała przez szparę.
CZYTASZ
Third moon
Romance"I dopiero wtedy zorientowałam się, że przez cały ten czas to Ty trzymałeś zapalniczkę w dłoni, która niegdyś należała do mnie. A."