XXIV. Potwór

2.4K 72 55
                                    

Biegałam po mieszkaniu jak poparzona, nie wiedząc za co się zabrać. Zdejmując po drodze dresy, wbiegłam do kuchni aby wyłączyć piszczący czajnik, który od jakiś dwóch minut rozrywał moje bębenki w uszach. Potknęłam się o nogawkę i o mało nie wylądowałam głową w zlewie. Warknęłam zdenerwowana łapiąc się w ostatnim momencie blatu. Wyplątałam się ze spodni dresowych, rzucając je gdzieś na ziemię i wyłączając czajnik udałam się do garderoby. Wymacałam włącznik na ścianie i zapaliłam światło. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to czarne legginsy treningowe, które odłożyłam na półkę, ściągając z suszarki. Nie mając czasu na przebieranie w szafie, naciągnęłam je szybko na nogi i ściągnęłam krótką bluzę od kompletu dresowego. Zgarnęłam szybko z wieszaka bluzę mojego brata, o dwa rozmiary większą ale zawsze takie nosiłam przy legginsach, aby nie widać było mojego tyłka. Naciągnęłam białe skarpety na legginsy i wpadając do korytarza, założyłam białe Air Force. Jak opętana pobiegłam do salonu, aby zabrać telefon z kanapy.

Nagle stanęłam jak wryta, a serce podeszło mi do gardła. Na balkonie, za oknem zauważyłam Aresa, który jak gdyby nigdy nic stał i popalał sobie papierosa. Nawet nie chciałam wiedzieć ile czasu już tam stoi i mnie obserwuje. Po chwili zdałam sobie sprawę, że stoję bez bluzki, w samym czarnym staniku, a w ręce trzymam bluzę. Serce zjechało mi już chyba do samego żołądka. Ares musiał zobaczyć moje przerażenie, ponieważ jego usta wykrzywiły się w lekkim uśmieszku. Boże, za co?

Narzuciłam szybko na siebie bluzę i z mordem w oczach podeszłam do drzwi balkonowych. Pociągnęłam za klamkę, a dym z papierosa rozpłynął się wokół mnie.

-Chcesz, żebym dostała zawału? -warknęłam, patrząc wściekła na bruneta.

Ares zmrużył oczy i jednym spojrzeniem prześwietlił całe moje ciało, jakbym stała przed nim co najmniej nago. Policzki zapłonęły mi rumieńcem, kiedy przypomniałam sobie, że sekundę temu widział mnie w samym staniku.

-Ja? -odparł z udawanym szokiem, wskazując na siebie palcem. -Ależ skądże. -prychnął, uśmiechając się zgryźliwie.

-Wiesz co to drzwi? Klatka schodowa?

-Nuda. -skwitował, zaciągając się papierosem i wypuszczając dym ku niebu.

Przewróciłam rozdrażniona oczami. Przecież, gdybym nie miała zapalonego światła i nie wiedziała, że może tutaj przyjechać to na miejscu zeszłabym na zawał. Gdzie są te cholerne zasłony?

Staliśmy jak dwa kołki i patrzeliśmy na siebie w ciszy. No, może; ja byłam tylko tym kołkiem, ponieważ Ares wyglądał jak zawsze, jakby był ponad wszystkim. Miał na sobie czarną, puchową kurtkę i o mało nie otworzyłam szerzej oczu ze zdumienia, kiedy nie zobaczyłam pod nią czarnej bluzy z kapturem z którą chyba się nigdy nie rozstawał. Lub miał osobną szafę na nie. Kruczoczarne włosy, które w odpowiednim świetle opalizowały na granat, jak zwykle żyły własnym życiem ale miałam wrażenie, że dzisiaj są bardziej.... ujarzmione.

-Przecież się szykuję. Nie mogłeś poczekać przez chwilę na dole? -wydukałam w końcu, kiedy jego wzrok prawie wypalił dziury w mojej twarzy.

-Szykujesz? Wyglądało to bardziej na walkę z cieniem. -wychrypiał, przechylając głowę na bok.

-No tak, przecież stałeś i obserwowałeś mnie jak creep przez okno.- warknęłam, krzyżując ręce pod piersią.

-Uważasz, że jestem przerażający? -odparł tak przesłodzonym głosem, jakbym mu właśnie powiedziała najmilszą rzecz na świecie.

Zmarszczyłam zdziwiona brwi, kiedy chłopak teatralnie złapał się za serce i westchnął głośno rozmarzony.

-Jesteś popierdolony. -stwierdziłam zmieszana.

Third moonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz