I. Milcz

6.3K 106 150
                                    

Sięgnęłam ręką po telefon, leżący na szafce nocnej obok łóżka. Odgarnęłam kosmyki włosów, które zaplątały się na mojej twarzy i spod przymrużonych powiek spojrzałam na wyświetlacz.

20.08.2018, godzina 4:15.

Leniwy uśmiech wpłynął na moje wargi. W końcu.

***

Równo o 5:30 nad ranem miałam wylot z mojego rodzinnego miasta do Chicago, gdzie od prawie trzech lat mieszkał mój najlepszy przyjaciel i bratnia dusza- Marcus. Przyjaźniliśmy się od dziecka. Jego rodzice traktowali mnie jak córkę, a mój ojciec uważał go za drugiego syna- tyle, że tego udanego. To wszystko dlatego, że dzieliliśmy płot ogródka odkąd pamiętam.

Kiedy byliśmy młodsi, we wakacje urządzaliśmy sobie bazy na ogrodach i spaliśmy w namiotach, a w zimę zawsze siedzieliśmy u mnie przy dużym kamiennym kominku, ogrzewając się ciepłym mlekiem i ciasteczkami. Za to jego mama robiła najlepszą gorącą czekoladę na świecie. Nie mogłam powiedzieć, że brakowało mi jej po wyjeździe Marcusa na studia, ponieważ i tak jego rodzicielka przynosiła mi moją ukochaną czekoladę lub sama do nich przychodziłam pod nieobecność przyjaciela uczyć się w magicznej biblioteczce jego ojca, na którą poświęcił cały strych. Kochałam klimat zapachu drewna i książek. Mogłam zamknąć się w swoim świecie. Oczywiście, nie żebym uwielbiała się uczyć ale jak już musiałam do tego zasiąść to właśnie tam. Ich dom pachniał gorącą czekoladą, książkami i moim najlepszym przyjacielem, za którym tak bardzo tęskniłam.

Niestety, kilka miesięcy po jego wyjeździe zmarła najważniejsza osoba w moim życiu- babcia. Pamiętam, że właśnie wtedy wszystko zaczęło się sypać. Moja matka stopniowo odcinała się od całego świata, zatracając się w swojej pracy. Na początku wcale się jej nie dziwiłam, ponieważ wiedziałam jak silnie była związana z babcią. Nie miałam jej tego za złe. Jednak sytuacja ta z czasem wcale się nie poprawiała, wychodziła wcześnie rano i wracała późno do domu, nie odzywając się do nikogo. Rodzice się kłócili, a ja traciłam z nią jakikolwiek kontakt. Ja też wtedy potrzebowałam wsparcia. Śmierć babci pogrążyła mnie w głębokiej i trudnej żałobie z której nie mogłam się wydostać. Przez pierwsze miesiące, również przez sytuację w domu pogrążyłam się w rozpaczy jak i w narastających własnych problemach. Zamknęłam się na wszystkich dookoła, w tym również na Marcusa. Z moją przyjaciółką urwałam kontakt na parę miesięcy, a z matką nie zamieniłam słowa od tamtej pory, aż do teraz. Sięgnęłam po leki psychotropowe, aby chociaż w najmniejszym stopniu uśmierzyć ból, który przeszywał całe moje ciało. Zatracałam się w tym przez miesiące, w których spontanicznie doszły narkotyki na imprezach. Nie była to ogromna zmiana w moim życiu, ponieważ wiele imprezowałam i nie stroniłam tam od alkoholu czy palenia ale nigdy do tamtej pory nie przekroczyłam tej granicy i nie zażyłam czegoś mocniejszego. W całym tym spadaniu na dno odbył się rozwód rodziców. Zostałam oczywiście z tatą i całym sercem znienawidziłam matkę. Jaka kobieta, która uważała się za dobrą matkę albo przynajmniej po prostu mamę, zostawia dziecko w potrzebie? Pierdolona Kordelia Ester- Montgomery. Najbardziej znienawidzona przeze mnie osoba od dwóch lat, nieustannie.

Mój starszy o cztery lata brat- Skylar, już dawno wyprowadził się z domu przed tym wszystkim. Strasznie mu tego zazdrościłam i poniekąd byłam na niego wściekła, że to ja, dzień w dzień musiałam wysłuchiwać ciągłych kłótni, próśb mojego ojca w ogarnięciu matki i jej ciągłego, oschłego „dajcie mi kurwa święty spokój", kiedy próbował do niej dotrzeć takimi argumentami jak on, ja i mój brat. Nic do niej nie trafiało. Po śmierci Luny Ester moja matka zamknęła się w swoim świecie, zostawiając rodzinę.

Z moim bratem nigdy nie miałam za dobrych stosunków. Szczerze mówiąc, nie miałam w ogóle. Wyprowadził się i udawał, że sytuacja w domu go nie dotyczy. Wiedziałam, że nie był aż tak związany z naszą babcią jak ja ale wiedział o moich problemach z psychotropami i narkotykami. Dobrze wiedział o wszystkim co się działo, a nawet ani razu nie zjechał do domu aby pomóc mi czy mojemu tacie, który wręcz błagał go aby przekonał mnie na odwyk. Koniec końców na odwyk i tak nie trafiłam bo, tak jak sądziłam- nie byłam uzależniona. Po prostu była to chwilowa słabość, próba odcięcia się od rzeczywistości i wszystkiego co wyniszczało mnie od środka. Paradoks- sięgnęłam po coś co działało również autodestrukcyjnie jak to co działo się w mojej głowie. Trafiłam na terapię, która powoli wyciągała mnie z tego wszystkiego. Po długim i trudnym czasie wszystko wracało powoli do normalności- mój kontakt jako taki z bratem wrócił, nawet zaczął częściej przyjeżdżać do domu. Odmroziłam moją relację z najlepszą przyjaciółką Norą i wyżaliłam się w końcu Marcusowi z tego wszystkiego co się działo przez ten czas, kiedy się odcięłam. Tatę kochałam ponad wszystko. Nie zostawił mnie nawet na chwilę tak jak matka czy przez chwilę Sky. Nie raz siedział pod moimi drzwiami i płakał razem ze mną, kiedy w szale rzucałam wszystkim po pokoju. Walczył o mnie. Walczył o to abym nie popadła w jeszcze gorszą otchłań.

Third moonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz