ℜ𝔬𝔷𝔡𝔷𝔦𝔞𝔩 𝔧𝔢𝔡𝔢𝔫𝔞𝔰𝔱𝔶

227 19 6
                                    

San zamrugał kilkukrotnie, zupełnie zdezorientowany. W jednej chwili cierpiał od wszelkich ran, posiłkując się, aby utrzymać spójną świadomość, bezwstydną paplaniną z istotą u jego boku, która była wciąż piękna cała poskurczana w tak obskurnym miejscu. W drugim zaś uczył, jak całe jego ciało przejmuje nieznane ciepło, przepływające przez niego niemal falami, aż ból ustał, zupełnie zanikając, tak, jakby nigdy nie istniał i przez chwilę poczuł się dość osowiałym, dopiero po sekundach od tego zauważając, iż jego rana została zagojona, a krew nie wycieka już przez jego palce. Pospiesznie podrapał więc koszulę, podwijając ją, by zerknąć na długą, czerwoną bliznę po nożu, który przebił jego biodro.

-Co do kur... - Zamarł w połowie przekleństwa, spoglądając w bok na piękne ciało Syreny... teraz już nieprzytomnej. Powietrze wokół stało się dziwnie duszne, a wilgoć wydała się wyparować niemal zupełnie, osuszając śliczną istotę niemal do cna... niezdrowo, co mógł swobodnie sądzić po spierzchniętych, malinowych ustach.

Zamrugał dwukrotnie, bezwstydnie wlepiając swe otumanione spojrzenie wprost w chłopca tuż obok, niemal nierealnego w swym cudownym ideale... Wyleczył go? Lecz dlaczego. Poświęcił swoje moce... zużył wszelką wodę... dlaczego zrobił to dla niego? Nie był przecież tak cennym...

Choi nie mógł pogodzić się z rzeczywistością, zupełnie zdezorientowany. Jak komuś, kto praktycznie go nie znał, mogło zależeć tak mocno na jego zdrowiu? Wydawało się to niemal surrealistyczne w jego skromnej opinii.

-San - Wspomniany marynarz uniósł swe spojrzenie ku górze w kierunku nowego Kapitana, którego zapewne po raz pierwszy widział bez zwykłej obstawy... możliwe też dlatego, że zwykle był nią niedawno zmarły Bosman, jednak trudne to było do stwierdzenia - Wstań - Warknął, nie zapominając nawet na chwilę o nienaturalnej pogardzie do ciemnowłosego, a ten wykonał polecenie, czując się lepiej, niż kiedykolwiek dotąd - Gdzie twoje rany? - Ciężko było zrozumieć, czy Rouk był oburzonym, czy zadziwionym... zapewne łączył oba te walory,  biegając swym ciemnym spojrzeniem po całym pokrytym i odsłoniętym ciele swego przeciwnika, zupełnie odrętwiałym, nim spojrzał na Syrenę śpiącą w celi obok - Kurwa, miałeś rację, by nie zabijać tej poczwar... - Choi poczuł, jak przerażenie zaczyna rozchodzić się po jego ciele, na samą myśl, jakie okropieństwa mogą przydarzyć się komuś tak bezbronnemu  i dobremu w swej nieznanej naturze.

-Nie...

-Nie pozwolisz mi go tknąć, tsa, słyszałem to już - Przerwał mu Kapitan, sięgając po brzęczący klucz do celi, nim otworzył ją z wolna, przesuwając kraty, aby uwolnić Choia - Skoro jesteś już zdatny do pracy, przydasz się mi na pokładzie, a co do twojego zwierzątka - San zmrużył oczy w nienawiści na głupie przezwisko, nie dając się jednak tak łatwo sprowokować - Niech ci będzie. Zostanie on bezpieczny, lecz uważaj, ponieważ nie uwierzę w ani jedno parszywe słowo, więc jeśli stanie się coś i nie będzie świadków tego zdarzenia, którzy potwierdzą jego wersję... - Mężczyzna prychnął, spoglądając znacząco w tył na chrapiących marynarzy, zapewne myśląc, iż zaskoczył Choia, jednak nie była to prawda, a brak reakcji po drugiej stronie wydawał się być bolesnym dla Kapitana okrętu. 

San jednak nigdy nie oczekiwał od niego honoru, czy dotrzymania danego mu słowa. Nie był kimś, kto mógł wspiąć się na te wyżyny zachowania... dotąd nikt spotkany przez niego podczas jego długiej już... kilkuletniej wędrówki po tym parszywym świecie służący dla Marynarki Wojennej, czy innej organizacji liżącej cztery litery władzy państwowej, nie raczył się być na tyle prawdomównym, aby rzeczywiście dotrzymać danego mu słowa. Dlatego też oczekiwał jakiegoś naiwnego przekrętu ze strony szkaradnego Roukga i tak rzeczywiście się stało.

Choi otrzymał jednak okno, którego nie oczekiwał. Mógł wystąpić w obronie Syreny, jeśli nadarzy się ku temu sposobność i możliwe, iż nie zostanie ukaranym... wystarczyło teraz mieć tę istotę na oku... Choć zapewne będą pragnęli go odciągnąć od niego.

-Podążaj za mną - Warknął Kapitan, a San jedynie skinął posłusznie, poruszając się za nim, choć z bólem w swym sercu, wiedząc, iż Syrena poczuje się zapewne zdradzona, kiedy ocknie się zupełnie sama po tym, jak podarowała mu tak wiele... Jednak odwdzięczy się...

Szedł więc, nie dotrzymując kroku, a podążając o cale dalej, czując pogardę do człowieka tuż obok siebie.

-Pozwól mi go oswobodzić - Powiedział Choi głosem pewnym, choć wiedział, iż ciężko będzie mu przekonać zacofanego w sobie Kapitana okrętu do czegoś tak... pochopnego, jak mógł sądzić.

-Chyba sobie żartujesz - Warknął mężczyzna, zatrzymując się i odwracając ku niemu ze spojrzeniem opływającym w poważnej kpinie. 

-Syrena potrzebuje wody, aby przeżyć - Kłamał jak z nut. Nie wiedział tego. Nie znał się na tej pięknej istocie, a tym bardziej nie wiedział, jak zapewnić mu komfort, jednak widział wysuszone usta, słyszał czyste błaganie pełne rozpaczy w głosie istoty, kiedy ta była zaciągana do swej cieli.

-Jak tylko pozwolisz temu ujrzeć ocean, ucieknie - Zauważył Rouk i zapewne nie mylił się zbytnio... W zasadzie Choi liczył, iż Syrena ucieknie, kiedy tylko nadarzy się ku temu dobra i bezpieczna okazja, jednak wiedział, iż tym razem musi zapewnić mu jak największy komfort, do chwili, aż nie wymyśli, jak go stąd wydostać.

-Wieya, ale nie zrobi tego. Upewnię się, iż pozostanie na pokładzie - Obiecał, nie mając jeszcze pojęcia, jak to uczyni.

-Przywiążesz go łańcuchem do jednego z masztów. Ma być gruby i ciężki i ograniczyć go do balustrady. Niech sobie popatrzy na swój popieprzony ocean, skoro tak desperacko go pragnie. Ale jeśli uwolni się, twoja głowa za to poleci, jasne? - Warknął mężczyzna, a Choi skinął głową nieuradowany z tego pomysłu. Łańcuch oznaczał, iż Syrena zostanie na pokładzie, nieważne co miałoby się dziać... a to było niepojące, ponieważ nadciągały już zimniejsze noce, choć dnie były wciąż przeraźliwie upalne... Obawiał się, iż istota niepodła zmianom temperatur na powierzchni -  A i mam nadzieję, iż wyciągnąłeś coś z tej lekcji, bo spróbuj jeszcze raz zagrozić swemu Kapitanowi, a przyrzekam, iż przywiążę cię do kotwicy, pozostawiając w wodzie do dnia, aż twe ciało zostanie pożarte przez rekiny, rozumiesz?

-Ay - Mruknął Choi, choć wiedział, iż śmierć byłaby w tej chwili lepsza, niż pozostanie żywym.

Beyond The Oceans // WooSanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz