Wooyoung uczuł przeraźliwy ból, który rozdzierał i przebiegał po jego całym ciele, sycząc i łkając cicho, kiedy spojrzał w dół swego pięknego ogona. Swej chluby. Przecięta. Zniszczona przez narzędzie tych dwunożnych stworzeń. Jego małe dłonie owinęły się wokół cienkiej bali, szarpiąc pospiesznie, aby oswobodzić swoje ciało, jednak nie mógł, gdyż to utkwiło paskudnie w powierzchni pod nim, a z każdym kolejnym ruchem czuł coraz to większą agonię, która ekspansywnie zabierała mu resztki wstrzemięźliwości.
Jego gardło bolało od cichego krzyku i pochlipywania, jednak nie wypuścił swych łez, walcząc z nimi, zbyt doskonale wiedząc, iż zmarnują się jedynie, tak, jak ciało jego siostry, która już zapewne nigdy nie trafi do swych rodowitych Wód. Walczył jednak dalej, aż nie dojrzał, jak ciało obok niego opada z martwym hukiem w dół zabrudzonych, pokrwawionych desek, a na widok resztek ostałych z nieznanego mu stworzenia, poczuł, jak mdłości podchodzą mu wprost do gardła. Widział co prawda w swym krótkim życiu wiele z ran, jednak nigdy tak wielkiej, nigdy tak paskudnej, nie przecinając głowy do końca, a pozostawiając ją na tym, co nazwałby kręgosłupem.
Spojrzał w górę ostałego ciała, które zbliżyło się ku niemu, grożąc swym błyszczącą bronią, która ociekała teraz masywnie krwią czerwoną, zbliżoną do wszelkich ryb i ssaków oceanicznych. Ta ściekała w dół po iskrzącym w kuli światła materiale, aby u spodu dłoni łącząc się z krwią tego, kto ją trzymał. Jego wyraz był jednak ciężki do rozczytania, a oczy zupełnie zagubione pomiędzy mętnością a prawdą... nie rozumiał tego, ponieważ nawet tak okrutny czyn nie splamił duszy tego, kto najprawdopodobniej ocalił go przed... przed śmiercią.
Czy to było wyjaśnienie? Został ocalony tuż przed tym, jak skończył zupełnie opustoszałym, dołączając do swej siostry w świecie mu nieznanym, nigdy już nie łącząc się z ukochaną matką Oceaniczną. Ale to czarnowłose stworzenie ocaliło go, teraz niemal na ślepo sięgając do bali, która przebijała jego ogon i choć poczuł, jak to zostaje wyciągnięte z jego podziurawionego paskudnie ciała, ból nie wzmógł się wraz z oczekiwaniem. To było zbyt szybkie, zbyt gwałtowne i nieoczekiwane.
Szybko podkulił swe płetwy bliżej ciała, pełznąć... pełznąc nieudolnie za nogi stworzenia, aby skryć się za nim przed chciwymi, zabójczymi spojrzeniami innych z jego gatunku. Wiedział bowiem, iż nie ma szans wydostać się z okrętu. Nie w ten sposób. Nie, gdy był ranny, pozostawiając węglowy ślad, aby stworzenia podążyły za nim do jego krainy. Nie, kiedy czuł okrutną słabość swego ciała.
Potrzebował odzyskać swój rozum i siły, co nie było mu dane w tej chwili. Wygoić swoje rany.
Ten, który go zaś ocalił, nie wydawał się oburzony jego poczynaniami, pozwalając na to dość jawnie. Pozwolił więc sobie sądzić, iż nie jest on zagrożeniem.
-Poddaj się - Odezwał się jednooki, jednak stworzenie przed nim nie wydawało się do tego skore, wciąż stojąc sztywno, mocno zaciskając swe dłonie na swych broniach, wyraźnie w gotowości, aby użyć ich, kiedy nadarzy się ku temu okazja. Cisza była zbyt napięta w opinii Wooyounga, który bezradnie spoglądał pomiędzy postaciami, zerkając również w stronę wzburzonych fal. Ocean go wzywał... Nie, wzywał jego siostrę, pragnąc odzyskać to, co prawowicie należało do jego głębin - Niech ci będzie, jeśli poddasz się, zapewnię ochronę temu stworowi do chwili, aż nie dotrzemy do Białej Zatoki.
-Niech i tak będzie - Odpowiedź jego zbawcy nadeszła niemal natychmiast, gdy jednooki wypowiedział swe słowa, a bronie obie opadły w dół z głośnym uderzeniem, na którego dźwięk Wooyoung wzdrygnął się w przestrachu.
Nagle postacie zbliżyły się ku nim niebezpiecznie, wydając się całkiem zadowolonymi już z przebiegu sytuacji.
-Poniesiesz swą karę za wszczynanie buntu, lecz jestem człowiekiem honoru i zadbam, by ten stwór był bezpiecznym... na razie - Warknął jednooki, nim skinął głową do tego, któremu stawiała czoła jego siostra, a on bez wahania złożył uderzenie wprost w brzuch jego zbawcy, który skulił się z cichym, agonalnym pomrukiem cierpienia. Wooyoung otworzył szeroko oczy, dostrzegając, jak czarnowłosy opada na kolana przed dwoma stworzeniami, niczym ich ofiara, nie patrząc już w górę, gdy zaciskał dłonie w miejscu, gdzie został rannym przez ich pięści - Etan, Arite, zanieście to gówno do jednej z mokrych celi i trzymajcie je zamknięte bez jedzenia i wody, aż nie zejdę tam, by go przesłuchać. A z tobą Choi zabawimy się już za chwilę.
Syrena był przerażony, wpatrując się w człowieka - jak zrozumiał z rozmów, choć nie słyszał dotąd o takim gatunku -, który go ocalił, jednak nie patrzył nawet na niego, oczekując posłusznie na to, co ma nadejść... Nie chciał, by cierpiał z jego powodu i ruszył do przodu, starając się uczynić cokolwiek, nim jego zbawiciel znów poczuje ból, coś chwyciło jego ranny ogon, łapiąc osobno dwa wrażliwe płaty, ciągnąc go po chropowatych balach w stronę zabudowy.
Krzyknął boleśnie, czując, jak ich palce bezlitośnie chwytają bardzo wyczulone płetwy, szarpiąc je, jakby nie były częścią jego ciała, a czymś zupełnie osobnym i martwym. Nie chciał odchodzić. Bał się ciemności, która czyhała na niego po drugiej stronie dziwnego zabudowania. Bał się stracić Ocean z oczu. Nie mógł przecież. Był dzieckiem Wody, nie mógł więcej jej opuścić. Nie teraz. Nie nigdy.
Wbił swe pazury, rysując bale pod jego ciałem, sycząc na ból jego małych rozdarć, pokrywających już całe, blade ciało, a nawet i ogon, który utracił kilka miesiącach się łusek, jednak nie mógł zapierać się długo, kiedy stworzenia szarpały go mocniej... nie był aż tak silnym i ostatecznie puścił, zupełnie bezradnym...
Ostatnie co zobaczył, nim pochłonął go mrok, a jego talia uderzyła boleśnie niżej na coś ostrego i nierównego, był widok jego zbawiciela, okrążonego, niczym rybka w stradzie rekinów.
-Proszę... nie zabierajcie mnie Oceanowi - Błagał cicho, skamląc bezradnie, jednak stworzenia wydawał się zupełnie głuchymi na jego prośby, ignorując go niewzruszenie bólem i cierpieniem Syreny, ciągnąc go dalej, w coraz to ciemniejsze mroki oświetlone jedynie przez niewielkie lampki, jednak nie te rybie, które napotkał, a dziwne, tańczące, żółte i czerwone, mieniąc się swymi odcieniami, jak niektóre ogony jego braci i sióstr.
Nagle rzucili jego ciałem, aż to uderzyło niedbale o więcej bal i czarno-srebrzyste wznoszące się ku górze przedmioty, które oddzielały go od reszty niewielkiego, śmierdzącego truchłem i przemoczonego pomieszczenia. I nie mógł nawet uchwycić tych, którzy przyciągnęli go w to ciasne miejsce, gdyż kiedy tylko wyciągnął swe palce, te zostały nadepnięte przez jedną z ich nóg, niemal łamiąc je bezdusznie.
Z żałosnym skamleniem odsunął się szybko, ziając się w róg... nie, pośrodku balowej konstrukcji, najdalej od dziwnych pionowych rur, aby nie został dosięgnięty, kiedy więcej z tych ciemnych, nieznanych mu przedmiotów, przesunęło się przy otwartej przestrzeni, zamykając go w ciasnym więzieniu. Czuł się otoczonym i uwięzionym, podciągając poraniony ogon najbliżej, jak tylko może, zdziwiony faktem, jak mokry on był, pomimo iż nie była to ani jego krew, ani krople ostałe po jego rodzinnym domu. Tamte już dawno wyschły...
Był w wodzie, jednak nie była jednak świeżą... nie, ona była martwa, nie była częścią wielkiego Oceanu. Nie przenosiła dźwięków, czy mowy, nie posiadała prądów, ani wspomnień. Wydawała się zagubiona i osamotniona... wydawała się zupełnie tak odseparowaną, jak on.
Ciemne oczy obu stworzeń wpatrywały się w niego z dziwnym wyrazem, śledziły go tak mocno, obserwując, jakby za chwilę miały wydrapać dziury w jego ciele. Przełknął przerażony, zmieniając swe zdanie. Wolał jednak umrzeć.
![](https://img.wattpad.com/cover/321207927-288-k163269.jpg)
CZYTASZ
Beyond The Oceans // WooSan
Fanfic"Moje serce bije wyłącznie dla ciebie" Bratnia dusza. Ktoś kto rozumie cię znacznie lepiej, niż ty sam siebie jesteś w stanie pojąć. Ktoś kto powinien znać, szanować i podzielać twoje pasje. I tak też było w tym przypadku. Obaj bowiem odnaleźli swe...