-Czekaj! - Warknął, unosząc swą zdrową dłoń ku górze, by zatrzymując mężczyznę, nim ten uśmiercił koleją z tych pięknych istot. Każdy zdrowy mąż, który znajdował się u jego boku, szybko odsunął się, tak, jakby obecność wokół Sana miała go poparzyć, bądź od razu zabić... co było niezwykle prawdopodobnym.
-Ty marny truchle ludzki, jak śmiesz wydawać mi rozkazy! - Wrzasnął Bosman, lecz Choi nie czuł obaw czy też strachu, wiedząc, iż woli umrzeć, niżeli patrzeć na kolejne ciało martwej Syreny rozciągnięte bez życia przed nim... szczególnie tej jeszcze piękniejszej i przerażonej.
Jego Kapitan... drogi Kapitan dawnego okrętu, powtarzał każdego dnia, po każdym stoczonym u jego solidnym boku boju, iż nie każde życie ma tę samą wartość. Niektórzy narodzili się tylko po to, aby umrzeć. Inni mieli zaś drobny cel do uzyskania i w tej też grupie był San. Był osobą załogi, która miała cel znacznie wyższy, niżeli ten prymitywny rozwój istnienia, spłodzenia dziecięcia dla przedłużenia rodu i zapewnienia mu pożywienia, by później zemrzeć osamotnionym i porzuconym. Nie, on, choć w prawdziwe marzył umrzeć ze szablą w swej dłoni, wiedział, iż jego istnienie przyniesie światu coś znacznie wyższego, niżeli przedłużenie linii jego krwi. Dlatego też czuł się wyższym, niżeli pozostali na tym przeklętym okręcie, ale ta istota przed nim była... była kimś nie z tego świata o celu zapewne wyższym, niżeli mógł to pojąć. Nie była tak zepsuta, jak każde to paskudne ludzkie istnienie... nawet on sam. To było czyste, nieskalane stworzenie.
On również był dzieckiem wód do cholery, musiał bronić tego stworzenia za wszelką cenę.
Czuł się niemal zaszczyconym, wiedząc, iż istota z głębin oceanu wlepia w niego swe niewinne oczęta. Była tak cudowną... Musiał grać na czas, a ten nieubłaganie wymykał się przez jego palce.
-Przebyłe' przez wiele dalekich i bliskich portów i wiem, ye kosztowne są rzeczy tak rzadkie. Śmierć tej istoty nie przyniesie ce pożytku, lecz zachowanie yey żywej może sprawić, iż twe łoże zasypie w tonach złota i klejnotów - Powiedział Choi stając prosto i odważnie w swym miejscu, zbyt dobrze znając swą wartość, aby kulić się, jak reszta z jego marnych kamratów. Celowo jednak nie wpatrywał się w ciało Syreny, obawiając się, iż tak go zrozumie, modląc się, aby język ludzki był jej zupełnie obcym.
-Uspokój się przyjacielu, ten pies dobrze mówi - Uniosł swą skroń w kierunku prawych schodów, dostrzegając kapitana, który schodził powoli w kierunku cudownej istoty, wydając się otępiały jej pięknem... Jednakże Choi dostrzegał coś jeszcze, znacznie więcej, niżeli tylko czyste oczarowanie. Zbyt długo pływał po wszelkich wodach, aby nie dostrzegać najczystszego, dzikiego pożądania w ciemnych oczach mężczyzny - Ta rzecz jest zbyt ładna, aby zwykle się jej pozbyć. Pomyju, powiedz mi gdzie płynąć do portu o rynku tak brudnym, jak twe ciało? - Zagryzł szczękę, starając się zdzierżyć upokorzenie, gdy jego dłonie świerzbiły, aby zaatakować bezmyślnie i przebić pierś tego szczura morskiego bez wahania i myśli.
-Biała zatoka, Cap - Odżekł posłusznie zamiast tego, dostrzegając, jak załoga drży na wspomnienie nazwy portu splamionej czarną plamą wszelkiego zła, które czeka w oceanach i na lądzie.
-Biała Zatoka? - Kapitan zmarszczył jednak brwi wyraźnie zdezorientowany, a Choi, choć pozostał apatycznym z zewnątrz, nie mógł się nadziwić kogoś tak niedoświadczonego w roli przewodnika i dowodzącego wyprawą wodną. Do tej pory sądził, iż każdy z Navy, Pirat, czy Korsarz o nieznanej banderze słyszał tę nazwę, drżąc na jej wspomnienie.
-Biała Zatoka to port Kapitanie, gdzie każdy objęty jest odgórnym Immunitetem, a za podniesienie dłoni na swego przeciwnika jest śmiertelną zbrodnią. Jest to pokojowy raj dla wielu znaczących Piratów oraz Żeglarzy, którzy pragną obłowić się i opchnąć rzeczy, o których nie śnił zwykły człowiek morski. Szafiry, diamenty, czy nawet kość słoniowa nie jest tam towarem tak wartościowym, jak przedmioty wystawione na ladach ich bud, czy też stoisk kupieckich a ich ceny przekraczają kwoty, o których morski marynarz brudny od rybich flaków może śnić - Wyznał Bosman wyraźnie szczerym w swych wypowiedziach, a Choi jedynie przytaknął, nie szczędząc już więcej słów.
Nie każdy odwiedzał to miejsce, zbyt dobrze wiedząc, iż ich porywczy temperament mógł zgubić ich i uśmiercić. Tam nie liczyło się, iż ktoś był Królem, czy żebrakiem. Każdy stał na tej samej drodze do prawa dość brutalnego, gdzie każde z przewinień, choć nie można było popełnić ich wielu, karane było paskudną śmiercią szubienicy. Zasady obejmowały tam każdą ludzką istotę w ten sam sposób, a gdy ktoś różnił się od ludzi, był jedynie wartościowym produktem na sprzedaż.
-Kość słoniowa... Co tam się sprzedanie? - Spytał znów Kapitan, a San nie mógł pogodzić się z faktem, iż ktoś taki dowodził w nim w tej chwili. Zwykle ich przywódca był mentorem, pełnym doświadczenia i świadomości o świecie... choć może właśnie takim był tylko jego Kapitan, który wydawał się mieć odpowiedzi na wszelkie pytania, a nawet jeśli nie, szybko zaczerpnął o nich wiedzy, edukując się, aby oświecić swą załogę.
Choi poczuł dziesiątki spojrzeń, śledzących intensywnie jego ciało, kiedy Bosman okrętowy nie wypowiedział zaś słowa wyjaśnienia. Nie był tam, jak zapewne wielu na tej przeklętej, zapomnianej przez Boga łajbie, bazując jedynie na plotkach tych, którzy słyszeli od swych pobratymców wszelakie historie. Nie doświadczył piękna i okrutności tego miejsca...
San powiódł swym spojrzeniem po raz pierwszy od dłuższego czasu do idealnej linii syreniego ogona, wpatrując się w istotę dość znacząco.
-Wszystko, co magiczne - Wyszeptał ostatecznie, unosząc oczy do tych szczerych, dwukolorowych, dostrzegając tego, czego najbardziej się obawiał... świadomość.
CZYTASZ
Beyond The Oceans // WooSan
Fanfic"Moje serce bije wyłącznie dla ciebie" Bratnia dusza. Ktoś kto rozumie cię znacznie lepiej, niż ty sam siebie jesteś w stanie pojąć. Ktoś kto powinien znać, szanować i podzielać twoje pasje. I tak też było w tym przypadku. Obaj bowiem odnaleźli swe...