Silver Lady był pokaźnym, majestatycznym okrętem o niemal nierealnej budowie, jednak nie wydawał się budzić takiego postrachu od samej swej nazwy z legend, jak "Eternal", a i jego kapitan nie wydawał się podzielać tych obaw, co każdy inny rozsądny człowiek. Wręcz przeciwnie, zupełnie nie lękał się tego okrętu, a San wiedział, iż miał ku temu dość mocne prawa.
-Tak mnie zastanawia, co załogant Eternal robi tak daleko od swego przeklętego okrętu? - Spytał Theodore, opierając się o poniszczony reling, zupełnie rozluźniony w swym długim, ciągnącym się płaszczu bieli na swych barkach, znów swym czujnym spojrzeniem śledząc linię oceanu.
-Strwierdziłe', iż znudziła mi s'ę żegluga pod węglową banderą - Prycnął San, wydając się równie rozluźnionym, co zupełnie zaskakiwało Wooyounga, który drżał tuż za nim przerażny - A cóż robi trup na powierzchni? - Choi uniósł swe brwi, choć nie był przejętym, będąc naprawdę szczerze zaskoczonym i poniekąd rozczarowanym, gdyż marzył, aby nigdy więcej nie ujrzeć tego mężczyzny za swe żywe, czy też martwe oczy. Śmiech Kapitana Silver Lady rozległ się głośno w trakcie ciszy.
-Pytasz mnie? Spójrz na siebie, parszywy szczurze - Prychnął Theodore, kiwając głową do swej załogi, która poruszyła się za ciałami swych jeńców... nie przebijając ich żyć na całe szczęście, choć Choiowi obojętny był ich los, a zaledwie skuwając ich w ciężkie łańcuchy, nim zostali zmuszeni, aby wstać na równe nogi, aby stać równo, ustawieni w ciasnym rzędzie, przygotowani, aby zostać przetransportowanym na inny okręt. San czuł ich spojrzenia, które przemykały z zaskoczeniem na niego i Theodora, jednak nie był zbyt chętnym, aby poświęcać im zbyt wiele uwagi. Zamiast tego skupił się na improwizacji, aby wyciągnąć chłopca z łap paskudnego towarzysza przeszłości - Nie w pełni żywy, nie w pełni martwy. Przeklęty, lecz nie przywiązany do swego okrętu, czy Kapitana. Obaj poszliśmy na dno, tamtego dnia, a jednak obay tu stoimy, przeklęci przez siły nie tego świata... niemal podobni, a jednak tak różni. Co więc uczyniłeś, iż posiadasz swa duszę? - Choi prychnął na te słowa, kręcąc skronią w niedowierzaniu. Wszelkie jego tajemnice, które krył przed wścibską załogą skazańców i tak ujrzały już światło dzienne, lecz jak ktoś tak mu obcy i znienawidzony w przeszłości, mógł żałośnie sądzić, iż zdradzi więcej swych sekretów.
Nawet jeśli łączyła ich wspólna, choć nieszczęśliwa przeszłość.
-Dlaczego sądzisz, iż zdradzę c'e tę tajemnicę? - Mruknął San, bawiąc się ostrzem na skórze swej ofiary - Zabiesz swą załogę i możesz odebrać również tę, pozostaw mi jednak okręt, a rozejdziemy s'ę w pokoju. Nie potrzeba mnie tym razem rozlewu krwi - Negocjował pewnie, nieco mrużąc swe oczy, kiedy wpatrywał się i śledził spojrzeniem każdego członka załogi Silver Lady. Obawiał się ataku, tak, oczywiście, iż tak, gdyż mężczyzna ten był paskudnym podstępnym złodziejem, który znalazł swój nowy okręt na niedługo przed tym, jak... cóż jeszcze wtedy White Rose, zatopiła go okrutnie... Spojrzenie w twarz okrutnego zdrajcy, który sprzeciwił się reszcie Piratom, opowiadając się po stronie Navy, było okrutne, kiedy był aż tak bezsilnym, jednak wiedział, iż miał do ocalenia więcej, niżeli do stracenia, więc nie mógł pozwolić sobie na porywczość dawnych lat.
-Chcesz negocjować, będąc na przegranej pozycji? - Prychnął Theodore, odpychając swe ciało od relingów. W przeciwieństwie do Choia czas pchnął go już nieco, choć niewiele... nie był więc nieśmiertelnym w pełni, a jedynie długość jego lat została wydłużona. San zmarszczył brwi. Nie rozpoznawał tej załogi. Była ona nową, zwerbowaną już po tym, jak oba okręty poszły na dno... Nie, mylił się. Byli to ci sami ludzie, którzy popłynęli ze swym Kapitanem, lecz wydawali się oni niczym innym, niżeli pustą skorupą, pozbawioną włosów, o oczach przeklętych i ciałach pokrytych czernią... Nie byli to ludzie, były to ich nietknięte czasem sobowtóry... Odległe, pozbawione charakteru, uczuć, czy... życia?
-Wciąż obejmuje nas kodeks... wróć, możliwie, iż tylko mnie, gdyż nie ya jeste' yego zdrajcą - Mruknął Choi, dość odważnie, widząc, jak twarz wrogiego Kapitana staje się czerwona od obejmującego go wściekłości - Ay, pamiętasz jednak - Warknął słodko, przyglądając się dziwnemu ciału w swym objęciu - Mym prawem jest negocjować, więc uczyńmy to.
-W porządku więc - Mruknął Kapitan Silver Lady, ze gniewem wypisanym na swej twarzy - Negocjujmy. Dostaniesz ten okręt, lecz biorę Syrenę do siebie - Ciało Sana zamarło, jednak nie dał po sobie tego poznać, zachowując zimną niewzruszoną krew, kalkulując, jak wiele prawdy mogła mieć w tej chwili jego teoria.
-Nie pozwolę c'e go zabrać.
-A ya nie popłynę bez niego - Odgryzł się obcy Kapitan, a Choi wiedział, iż nie miał zbyt wiele do powiedzenia, aby przekonać go... Rzeczywiście był na boleśnie przegranej pozycji i wiedział, iż musi wdrożyć bardziej radykalne postępowanie, niżeli to, które już poczynił.
Bez słowa, czy wahania, przeciągnął swą dłoń po gardle Pirata, zabijającgo na miejscu, choć spazmy przechodziły przez krótkie sekundy jego dogorywające ciało. Spojrzał już odsłonięty na mężczyznę przed nim, którego oczy owtorzyły się szeroko w przeraźliwym zaskoczeniu, a dłoń osiadła na sercu... Czyli San miał rację, śmiejąc się głośno.
-A to więc tak - Prychnął w zrozumieniu, nim bez wahania rzucił swe ostrze w kierunku kolejnego z martwych zjaw, trafiając perfekcyjnie w sam środek jego skroni. Ciało padło zupełnie martwe, sprawiając, iż Kapitan padł na kolana, trzymając swe serce w boleści - Twy los jest związany z ich życiem, nieprawdaż? Oddałeś ich tym istotom, odbierając ich lata życia, żebyś to ty mógł posiąść ich przyszłe dni, kumulując ye i dzierżąc, pozostawiając po swej załodze jedynie poste skorupy bez duszy. Nie pomyślałeś jednak, iż mogą c'ę oszukać? Iż wraz ze śmiercią tych pustych naczyń, ty utracisz swe dni? - Zaśmiał się San, zanim skinął Wooyoungowi, aby pozostał na swym miejscu, kiedy sam ruszył do kolejnej z osób, bez wahania wyciągając ostrze przy jego boku, zanim bezmyślnie zatopił je w sercu śmiertelnej istoty, która nie otrzymała swego rozkazu, by móc, chociażby obronić się przed nadciągającym końcem.
Nim jednak zdołał dotrzeć do kolejnej, huk wystrzału i ból przeszył jego nogę, sprawiając, iż sapnął ciężko, spoglądając w dół na ranę swego przestrzelonego uda... Kula tkwiąca w środku szybko posłała go na belki i padł niezdolny, aby się utrzymać, zanim usłyszał paniczny krzyk Wooyounga za sobą.
-Brać go. Chcę go mieć żywego na Krwawej Marcie - Warknął Kapitan Silver Lady, zanim odetchnął ciężko, powstając ze swych kolan - Tak, masz rację. Odebrałeś mi właśnie ze dwieście lat mego życia, lecz nie martw się, nie potrzebuję ich. Tego, czego potrzebowałe' to syreny, a ty właśnie mi yą oddałeś - Prycnął Theodore, podchodząc bliżej Choia, którego ramiona zostały boleśnie ujęte w tył, skute za jego ramionami, a on zmuszony, aby powstać na schorowanej nodze, naciskając na ranę w jej wnętrzu - Zabrać ludożercę na pokład.
-A jeńcy, Cap? - Spytał jeden ze skorup dawnej załogi.
-Syrena musi coś jeść, nim dotrzemy do celu naszej podróży - Zasmiał się mężczyzna, zanim ruszył po desce, aby powrócić na swój okręt.
CZYTASZ
Beyond The Oceans // WooSan
Fanfiction"Moje serce bije wyłącznie dla ciebie" Bratnia dusza. Ktoś kto rozumie cię znacznie lepiej, niż ty sam siebie jesteś w stanie pojąć. Ktoś kto powinien znać, szanować i podzielać twoje pasje. I tak też było w tym przypadku. Obaj bowiem odnaleźli swe...