ℜ𝔬𝔷𝔡𝔷𝔦𝔞𝔩 𝔱𝔯𝔷𝔶𝔡𝔷𝔦𝔢𝔰𝔱𝔶 𝔰𝔷𝔬𝔰𝔱𝔶

195 20 12
                                    

San nie ryzykując wiele, chwycił mniejszego chłopca w swe ciasne ramiona, delikatnie ocierając jego słodką twarzyczkę, aby pozbyć się śladów krwi wokół miękkich i przyjemnie już odżywionych usteczek. Syrena jednak nie była zbyt skora, aby odejść od niego nawet o centymetr, wciąż przylegając mocno do jego piersi i pozwalając się nieść, zadowolony podgryzał lekko skórę jego szyi, dość nisko, gdzieś na złączeniu ramienia i gardła, ssąc ją namiętnie i łapczywie.

-Wooyoung, yak daleko chcesz dziś zabrnać?  - Spytał Choi, niosąc chłopca pod pokład z silną dłonią osadzoną równo pod jego plecami i udami, trzymając go mocno przy sobie na wypadek, jakby ten miał nagle zniknąć, czy wyparować z jego ramion i Syrena rozpływała się pod tą troską, samemu owijając małe palce wokół poplamionej tkaniny koszuli, aby trzymać się jak najbliżej bijącego serca swej bratniej duszy.

-Jak najdalej - Mruknał cicho malec, zupełnie niewzruszony, aby odlepić swoje usta od smakowitej szyi, czując się nienasyconym tak bardzo, iż puszczenie jej, czy odejście od mężczyzny graniczyło niemal z jego śmiercią... a przynajmniej niewyobrażalną agonią.

-Wiesz, że nie musimy? To dla c'ę duże zobowiązane na przyszłość, jesteś pewien, że...

-Nigdy nie byłem niczego bardziej pewien, Sannie - Jęknął chłopiec, przyciskając się, jak najbliżej ciała drugiego z dłońmi mocno owiniętymi wokół jego szyi, kiedy wtulił się uprzejmie w zagięcie jego szyi - Proszę Sannie, wiem, że to dla ciebie też dużo... Ale tylko ja będę tak fizycznie związany z tobą... chyba. Ale obiecuję, że dam ci swobodę. Jeśli nie będę dla ciebie wystarczająco dobry, będziesz mógł...

-Cicho. Wooyoungie. Przestań proszę - Chłopiec zamrugał zdezorientowany, spoglądając nieco w górę, lecz San był zbyt skoncentrowany na drodze, aby zwrócić jego uwagę - Nie chcę nikogo innego. Mówiłe' c'e kocham c'e i nie będę tego w żaden sposób ukrywać. Jesteś dla mnie ważny, dlatego nie chcę, byś później cierpiał, jeśli okaże s'ę, iż nie jeste' tym, którego tak naprawdę szukałeś.

Słowa były szczere. Wooyoung czuł to samym sobą i uśmiechnął się nieco głupkowato, rozluźniając się ponownie w ciepłym objęciu, zupełnie ukojony w falach swojego prywatnego Oceanu.

-Jestem pewny, San - Wyszeptał jedynie, przyglądając się ze swojego ukrycia w szyi mężczyzny, jak ten prowadził ich niemal do samego końca okrętu, pomiędzy wszelakimi drzwiami, do ostatniego z pokoi, nim nacisnął lekko utrudzon na srebrzystą klamkę.

Drzwi otworzyły się z lekkim jękiem niesfornych zawiasów, ukazując przestrzeń nieco ciasną, lecz piękną w oczach Wooyounga. Pomieszczenie z ciemnych, zbitych desek było w pełni przejęte przez wszelakie kufry oraz skrzynie, piętrzące się nieco ku górze, aby zakończyć się o głowę nad wysokością Sana. Na każdym jednak ich rogu tliła się niewielka, majestatyczna świeca, tańcząc aromatycznie swój płomienisty taniec, nieco mocniej przy donośnym podmuchu, który wemknął się wraz z lufcikiem pomiędzy framugą. Miejsce było przyjemnie czyste, a wprost przed nimi rozciągało się kilka, ciemnokolorowych koc, ułożonych zgrabnie, aby tworzyć coś na wzór miękkiego, ciepłego legowiska.

Wooyoung był zauroczony tym, co widział.

-Podoba c'e s'e? - Spytał cicho San, niskim, przyjemnym pomrukiem, sprawiając, iż zabójczy dreszcz przemknął równo po plecach chłopca, który pospiesznie pokiwał głowa, zbyt oczarowany magią przytulnego miejsca, aby wykrzesać z siebie jakiekolwiek słowo.

Zamiast tego zdecydował się na czyn, wyczekując chwili, kiedy Pirat zamknie za nimi drzwi, aby powoli wspiąć się po jego ciele, podciągając na swych ramionach i układając zgrabnie do chwili, aż jego słabe, ludzkie nogi swobodnie otuliły wąskie biodra mężczyzny, przyciskając go bliżej siebie, niżeli kiedykolwiek sądził, iż było to możliwe. Kochał tę bliskość, nie wahając się, aby złożyć delikatny, wpierw niepewny pocałunek na ustach swej nieświadomej bratniej duszy, zanim spojrzał do góry maślanymi oczętami szczeniaka, wyczekując w niecierpliwości odpowiedzi mężczyzny.

Lecz ta nadeszła szybciej, niż mógłby oczekiwać, a San ujął jego smukłe usta w łagodnym pocałunku, nie puszczając przez kilka krótkich chwil, nim powrócił w namiętnych, urokliwych ruchach pełnych finezji i poszanowania, które z każdą kolejną krótką chwilą nabierały intensywności swych uczuć. Wooyoung pozwolił powiekom opaść, aby powoli rozkoszować się w końcu prawdziwym ciepłem pocałunku, oddając się w całości, zbyt świadom, jak dobre to było... pod każdym możliwym względem. 

San był jego bratnią duszą, naturalnym kochankiem, kimś, kto żywił do niego szczere, nieskrępowane uczucia. San był mu przeznaczony i nie mógł zaprzeczyć jawnie temu faktowi, nigdy, nie, kiedy jego ciało stawało się niebezpiecznie ciepłe, oddane swemu partnerowi, robiąc wszystko, co tylko może, aby zadowolić go w pełni. 

Pirat zabrał ich nieco dalej, powoli pomagając mniejszemu ułożyć się wygodnie na stercie ciepłych kocy, zanim ponowił delikatny pocałunek z dokładnie tym samym zapałem, jakim został on przerwany... Tak, jakby nigdy to się nie stało. Małe dłonie Wooyounga otuliły się bezpiecznie na szyi swego kochanka, trzymając go wciąż nad życie i ciągnąć w dół, ku sobie, tak mocno, jak to tylko możliwe, pozwalając, aby wilgotny język wsunął się do środka.

-Jesteś taki piękny - Mruknął szczerze San w jego usta, zupełnie oszołomiony idealnym ciałem malca, zanim zszedł nieco niżej, pieszcząc wrażliwą, choć niesamowicie miękką skórę szczęki i ofiarowanej mu szyi chłopca, tak, jakby był najcenniejszą rzeczą... jego najcenniejszym skarbem, którego Pirat nigdy nie mógł potraktować gorzej, zbyt zakochany w jego blasku... - Gotowy? - Spytał pół szeptem, pół chrapliwie, uzyskując niemal zbyt szybko to, co potrzebował, słodkie skinienie młodej głowy, która jedynie czekała, aż mężczyzna zrobi z nim wszystko, co tylko zapragnie. 

San nie poważał już jego decyzji, palcami delikatnie rozpinając uprzęż, aby przez sekundę, czy dwie napawać się cudownym blaskiem małego serduszka.

-Jesteś już mój.

Beyond The Oceans // WooSanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz