Słodki, podstępny uśmiech rozpromienił na martwych ustach Sana, kiedy ten z ochotą przyglądał się, jak jego dawna załoga, jego przyjaciele i najszczersza rodzina wkraczają na pokład Silver Lady, katując każdego, kto stanął na ich drodze. Dostrzegł również Yunho, który nadzorował ich z góry, służąc pomocną kulą w razie wypadku, choć większość radziła sobie znakomicie, pomimo iż strona przeciwnika miała przynajmniej połowę, jak nie więcej ludzi przewagi.
Choi nienawidził faktu, jak bezczynny się czuł w tej chwili, obserwując, jak Jongho wkracza na pokład, atakując Theodora, aby odpędzić jego ciało, aby dać ich Kapitanowi przejście... I tak się stało, a już po sekundzie San napawał się widokiem swojego przyjaciela, który zmierzał ku niemu z wyrazem troski, pomiędzy nieubłaganą apatią.
-Koniec przerwy, mate - Prychnął Hongjoong, powoli obchodząc jego ciało, zanim użył swego kordelasa, aby rozciąć więzy i oswobodzić dłonie skute razem na plecach grubym sznurem. Kapitan wydawał się mlasnąć z niezadowoleniem na widok ran pokrywających plecy swojego załoganta, zanim spojrzał wprost jego oczy, kiedy San powoli wyswobadzał swoje usta.
-Francklyn również tam był, ale nie zyskał nieśmiertelności, a lata członków swojej załogi. Zabijesz ich, a i on umrze - Oświadczył Choi, dostrzegając, jak jego Kapitan wyciąga pomocną dłoń, więc mocno chwycił jego przedramię, wstając na równe nogi, choć ból przeszył całe jego ciało brutalnie, brnąć przy kuli wbitej głęboko w jego udo.
-Najpierw załoga, a później on. Jasne. Jesteś w stanie walczyć? - Spytał niemal troskliwie nieco niższy, blond włosy mężczyzna, przyglądając się młodemu ciału swego przyjaciela uważnie, dostrzegając wszelkie przecięcia i rozcięcia, nim otrzymał lekkie skinienie głowy.
-Na pokładzie jest Syrena. Musimy ya chronić - Wyszeptał San, ani na chwilę nie zapominając o Wooyoungu, który został od niego oderwany. Rozglądał się niewygodnie, dostrzegając celę nieopodal podnóża schodów, odnajdując tam swego chłopca, skurczonego i drżącego w przerażeniu, kiedy ciała upadały u jego boku, a krew tryskała na niego z każdej strony.
-Zajmę s'ę Theodorem, weź Jongho i zabierzcie go na nasz okręt - Rozkazał Kapitan, uderzając ostrzem o pierś Sana - Witaj z powrote' w załodze, przyjacielu - Hongjoong delikatnie poklepał napięte ramię wyższego mężczyzny, nim zostawił go nagle, odchodząc, by stoczyć swój bój.
-Gotów? - Choi nie mógł wyrazić słowami, jak bardzo tęsknił za członkami swej załogi, spoglądając na mężczyznę, który zjawił się u jego boku.
Obaj bardzo faworyzowali broń białą, wszelkiego rodzaju, ćwicząc razem i testując nowe ostrza, które trafiły się do ich dłoni. Jongho był najmłodszy na ich okręcie, choć wiek już dawno przestał grać rolę. Był też niemal tego samego wzrostu co San, a jego szerokie ramiona idealnie wyrównywały ich siły, czyniąc ich idealnymi partnerami do częstych ćwiczeń.
Pirat nie zmienił się niemal w ogóle od czasu nieobecności Choia. Jego gęste, ciemnobrunatne pasma krótkich włosów układały się wciąż w idealną grzywkę nad łukiem brwiowym... choć teraz starszy dostrzegał pojedynczą bliznę na jego smukłych ustach. Ciało miał jednak jak zwykle odziane w zestaw luźnej koszuli, która nie odsłaniała zbyt wiele ciała i coś na wzór fraka, lecz znacznie większego i postrzępionego nieco od biegu swych dni... był jednak faworytem w oczach jego przyjaciela, a więc ten nosił go dość często pomimo jego dość marnego stanu.
San skinął głową na zgodę, ruszając ciężkim krokiem, z sykiem bólu na swych ustach, kiedy stanął na ranionej nodze. Cierpienie jednak nie odebrało mu sił, aby dotrzeć do jego Syreny, bezmyślnie odpychając jednego z przeklętych załogantów, zadowolony, iż ma towarzystwo przy swym boku. Jongho był bowiem równie doświadczony, co i on, więc kiedy szarpnął w jego stronę ludzkie truchło, młodszy bez wahania przebijał je swym kordelasem, niemal natychmiast wyciągając go i siekając kolejnego ze swych wrogów, którzy napierali na nich niemal z każdej strony.
Choi nie poddał się jednak, robiąc zamaszysty ruch, aby odciąć głowę jednemu z potworów, zanim rzucił się na kolejnego, bezmyślnie przebijając jego prawe ramię, a kiedy broń upadła na ziemie z głośnym hukiem, pospiesznie chwycił ją w swą dłoń, używając obu skrzyżowanych mieczy, aby odciąć jego skroń.
Nie trwało długo, nim dojrzał niewielką klatkę zapewne na jakieś kuraki i poczuł prawdziwą wściekłość na nieludzkie traktowanie jego małego skarbu. Nie zważając więc już na swego kompana, wyciął ostatnie truchła ciał, znanim wbił jeden ze zdobytych kordelasów w kłódkę celi, odtwierając drzwi. Czuł ból, słysząc lekkie, smutne skamlenie, kiedy malec dociskał się plecami do przeciwległej ze ścian, nigdzie nie mogąc znaleźć spokoju, więc przebił skroń jeszcze jednego z bezmózgich istot, czując, jak Jongho staje u jego boku, chroniąc go przed ewentualnym atakiem, zanim postanowił znów uklęknąć, tym razem wolniej, walcząc ze swym bólem uda.
Spojrzał w głąb klatki, widząc, jak Wooyoung znów odskakuje gdzieś w bok, tym razem od innej ze ścian, gdzie waśnie upadło postrzelone ciało. Wystrzału nawet nie było słuchać przy tych wszystkich krzykach i wrzaskach, zapewne dodatkowo dokładając okrutną cegiełkę do przerażenia Syreny o węglowych pnączach na jej młodym ciele i srebrnej obroży na chudej szyi.
-Chodź, Wooyoung. Zabiorę c'ę w bezpieczne miejsce - San wyciągnął swą dłoń do chłopca, który spojrzał na niego nagle zaskoczony tak mocno, jakby właśnie na własne, żywe oczy dostrzegł zjawę, więc Choi postanowił posłać mu mały, smutny uśmiech, zanim skinął swą skronią, zadowolony, kiedy jego dłoń została ujęta przez znacznie drobniejsze paluszki o ostrych pazurach.
-San... ja...
-Później porozmawiamy, na razie musimy zdjąć obrożę i zabrać c'ę na Eternal - Zadecydował Choi, doskonale wiedząc, iż nie jest to odpowiednia pora na te dyskusje. I tak, czuł się zdradzonym, ponieważ był gotów powiedzieć wszystko Wooyoungowi w dniu, kiedy prawdziwie się połączą, a nawet jeśli nie, to nigdy by go jawnie nie okłamał, jednak był pewien, iż Syrena ma swoje powody i widział, iż cierpi przez swój błąd, więc w tej chwili nie zamierzał dokładać jej kolejnych okrucieństw - Yak myślisz, yak to zdjąć? - Spytał, szturchając obrożę, kiedy tylko wyciągnął malca z jego celi, pomagając mu wstać, choć sam cierpiał na ten ruch. Dostrzegał dziurkę od klucza gdzieś pośrodku jej, jednak nie wiedział, gdzie odnaleźć pasujący element - Jongho widziałeś Seonghwe? - Spytał szybko, rozglądając się bezmyślnie za mężczyzną, który bratał się magią, aż podążył spojrzeniem za wyciągniętym orężem, aż do jego szpica, dostrzegając ich drugiego maga dość nieopodal.
Mężczyzna był wysoki o szczupłej talii, lecz dość intensywnym spojrzeniu pełnym mordu, nigdy nie potrafiąc ukryć swych prawdziwych emocji, tak, jak robił to Wooyoung zupełnie otwarty na doczytanie... a przynajmniej tak sądził San, dopóki go nie okłamano. Najstarszy z nich miał włosy długie i czarne, opadające bezwładnie w dół jego skroni, aż do policzków z luźnym płaszczem na swym ciele, powoli przedzierając się przez ich wrogów, na wpół strzelając, na wpół wbijając ostrze w swych wrogów, uwielbiając łączyć w tej samej chwili oba te style.
Zauważając ich, mężczyzna zbliżył się znacząco, brnąć tak łatwo w ich stronę, jakby nigdy dotąd nie zmierzył się z żadnym z ich wrogów.
-T-ty też jesteś... syreną? - Oczy Sana otworzyły sie w szoku na słowa Wooyounga.
CZYTASZ
Beyond The Oceans // WooSan
Фанфикшн"Moje serce bije wyłącznie dla ciebie" Bratnia dusza. Ktoś kto rozumie cię znacznie lepiej, niż ty sam siebie jesteś w stanie pojąć. Ktoś kto powinien znać, szanować i podzielać twoje pasje. I tak też było w tym przypadku. Obaj bowiem odnaleźli swe...
