ℜ𝔬𝔷𝔡𝔷𝔦𝔞𝔩 𝔠𝔷𝔱𝔢𝔯𝔡𝔷𝔦𝔢𝔰𝔱𝔶 𝔭𝔦𝔢𝔯𝔴𝔰𝔷𝔶

159 16 5
                                    

-Twój Kapitan uwielbia bicz, nieprawdaż? - Uśmiechnął się podstępnie Theodore, zbliżając się niebezpiecznie w stronę Sana, kiedy jego zjawy przyszpilały jego ciało do uniesionej na ponad półtora metra, poziomej belki na dziobie pokładu, przywiązując jego ramiona do jej zwieńczeń - Zostaniesz ukarany za swe życie, lecz sposób poniesionej przez c'ę kary będzie zbliżony do tego, który preferuje twy ukochany Kapitan, a z racji, iż nie widzieliśmy s'ę przynajmniej z pięćdziesiąt lat... no cóż, chłopcy, wiecie co robić - Dodał, chwytając szczękę czarnowłosego Pirata, jednak Choi splunął na jego twarz z pogardą, godząc się na uderzenie w policzek zaciśniętą pięścią, która przełamała brutalnie jego skórę. 

Nie pozwolił sobie na jęk, spoglądając przez sekundę w dół, aby ukoić okrutną agonię, zanim spojrzał na Wooyounga, prowadzonego opornie przez dwie zjawy, walcząc z nimi z oczami pełnymi łez i strachem na pięknej twarzy.

Nie obchodziła go reszta załogi, która została przypięta do relingów. Nie obchodziło go niemal nic, prócz Wooyounga, który walczył teraz o swe życie tak mocno i rozpaczliwie, pragnąc oswobodzić się i uciec... możliwie...

-Ah aye, syrena... cóż, by z nią zrobić... - Prychnął Kapitan, szarpiąc skroń Sana za długie pasma jego włosów, zanim zmusił go do patrzenia, jak fioletowowłosy zmuszony zostaje, aby upaść na kolana - Będziesz patrzeć, jak yą zniewolę. Nie martw s'ę jednak nie zabiję yey jeszcze. Będzie mi potrzebna - Wymruczał, siłą puszczając głowę czarnowłosego Pirata, zanim zszedł znów w dół na pokład, gdzie u podnóża białych schodów leżało małe, zwinięte, skamlące w rozpaczy ciałko chłopca.

Wooyoung nie pozwolił się jednak dotknąć, szybko drapiąc swą dłonią o zaostrzonych paznokciach, tworząc długą linię po ramieniu Kapitana. Theodore warknął wściekle, zanim kopnął niewielką Syrenę w brzuch, sprawiając, iż ta pisnęła głośno, kuląc się pospiesznie. San walczył zaś z linami, nie potrafiąc oswobodzić się z ciężkiego, brutalnego objęcia.

-Waleczna. Podoba mi s'ę - Warknął, pochylając się do istoty, zupełnie nie zważywszy na krew na swej dłoni, zanim brutalnie chwycił szczękę malca w swe bolesne objęcie - Dwuoka... co to może znaczyć... - Zastanowił się, wpatrzony w różnokolorowe oczy malca, podziwiając jego nadludzkie piękno Syreny, zanim puścił ją, dostrzegając, iż jeden z jego załogantów wraca spod pokładu z czymś srebrzystym w swej dłoni. Mężczyzna... wróć, upiór dzierżył okrąg, wydając się stworzonym z najczystszego srebra, niosąc go wprost do wyciągniętej dłoni swego Kapitana - To ostudzi twy zapał - Mruknął, zanim skinął do swych zjaw, które bez słowa ujęły ramiona Syreny, przytrzymując mocno piszczącego chłopca, który rozpaczliwie starał się wyrwać z ich raniących objęć, zanim nałożył, zupełnie niewzruszony słabym oporem, zbyt dużą obrożę na cienką szyję malca.

Nagle ciało Syreny zamarło, sprawiając, iż San poczuł przerażenie w swym sercu, obserwując, jak gwałtownie chłopiec zaczyna drżeć niebezpiecznie, aż zwija się w ciasny kłębek, skomląc niemal w bólu, bądź najczystszej agonii. Choi nieustannie walczył z więzami, które rozrywały ego skórę, nie mogąc pogodzić się z faktem, iż chłopiec, którego obiecał chronić kosztem nawet swego życia, teraz cierpi tak okrutnie.

Był przerażony, dostrzegając, jak czarne pnącza zaczynają okrążać niewielkie ciałko, niemal pod skórą, choć dość płasko, jak węglowy tatuaż, pnąc się i okalając je tak mocno i ciasno ze swymi bolesnymi cierniami.

-Oho! Spójrzcie przyjaciele! Ktoś tu wiele nagrzeszył w swym życiu! - San zamarł na słowa Kapitana, nie rozumiejąc ich sensu, aż obolałe, pełne smutku spojrzenie winy spojrzało wprost w jego oczy... Wooyoung go okłamał. Nie wiedział dlaczego, nie wiedział nawet w jaki sposób, lecz czuł się oszukanym tak głęboko, iż nie mógł podważyć tej tezy - Oh, nie powiedziałeś mu o tym? - Zaśmiał się Kapitan zupełnie zadowolony, iż tajemnica wyszła na jaw... A Syrena nie skamlała już z bólu, zamiast tego pozostawała boleśnie nieruchoma i wpatrzona winie w Pirata, jakby nic dookoła się nie działo. Jakby byli sami na przeklętym okręcie, nieotoczeni brutalną bandą...

Aż ból rozszedł się okrutnie po plecach Sana, sprawiając, iż jego skroń odskoczyła do przodu, a oczy zamknęły się zupełnie, duszą w sobie wrzask agonii. Całe jego ciało napięło się, kiedy bat z wolna oderwał się od surowego mięsa, powoli opadając w dół, naciągając zranioną skórę.

-Raz - Mruknął Kapitan, z uśmiechem wpatrując się w swą ofiarę, która oddychała ciężko przez okrutny ból i był gotów znów ruszyć do góry, aby przyjrzeć się uważnie przedstawieniu, które miało mu być dane, nim zatrzymał się w połowie schodów - Ta obroża ludożerco - Spojrzał na obolałą syrenę u swych stóp - Nie pozwoli ce stąd odejść. Nie masz już swego ogona, więc nic nie próbuj - Prycjnął, zanim wspiął się ku górze po schodach, kiwając głową, aby kolejny bat padł znów na plecy mężczyzny, który szarpnął do przodu, naciągając swe liny - Odpłacisz mi się teraz za odebrane mi lata.

Na ustach Sana rozpromienił jednak uśmiech, nim okrutny śmiech wyrwał się z jego gardła... Theodor spojrzał tam, gdzie powiódł wzrok jego ofiary.

-Do dział, przebrzydłe szczury lądowe! Przygotować się na atak!

Beyond The Oceans // WooSanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz