ℜ𝔬𝔷𝔡𝔷𝔦𝔞𝔩 𝔠𝔷𝔱𝔢𝔯𝔡𝔷𝔦𝔢𝔰𝔱𝔶 𝔰𝔦𝔬𝔡𝔪𝔶

170 16 12
                                    

Wooyoung ujął mocno przy swej piersi bezwładne ciało swojej bratniej duszy, płynąć szybko, choć bezsensownie ku powierzchni, aby wydostać to, co pozostało po jego miłości... po jego ukochanym. Leczył jego rany, pomimo iż wiedział, iż na nic się nie zda, iż ciało jego bratniej duszy będzie znów zdrowe. Nie, kiedy jego organizm umierał, a oddech i tak był nieobecny w jego ludzkiej piersi. Kiedy stawał się tak zimnym w jego objęciu.

To nie miało znaczenia. Po prostu chciał widzieć swojego ukochanego bez bólu, bez cierpienia. Kiedy ten mógł odpocząć zupełnie wypoczęty i szczęśliwy. Może tak będzie, gdzieś tam z dala od Wooyounga, z dala od swej bratniej duszy, po drugiej stronie życia, bądź świata...

Chłopiec zapłakał boleśnie. Tak bardzo chciał choć raz ostatni powiedzieć mu, jak bardzo go kocha oraz jak bardzo żałuje, iż go okłamał. Tylko raz wykrztusić te słowa, zanim już nigdy więcej nie będzie mógł posłyszeć tego arkadowego głosu jego ukochanego... tyle że już nie mógł. Wtulając swą skroń mocno w ramię wątłego kochanka, zatracony zupełnie w uczuciu bólu tak bardzo, iż niemal nie zauważył, iż znajdował się już na powierzchni, miotany wśród porywczych fal. Uderzany z każdej strony przez natrętne wody, które szalały tak bardzo, jak emocje w jego wnętrzu, kołysząc go żywo i niekiedy przykrywając znów pod wodą, aby walczył z żywiołem, zmuszając swe ciało do unoszenia.

-San... - Zaskamlał bezmyślnie, czując bolesną rozpacz, która rozlewała się w jego naruszonym ciele - N-nie zostawiaj mnie - Błagał bezmyślnie, wiedząc, iż wszelkie jego prośby nie zostaną nawet wysłuchane... Nie czuł już bicia jego serca, nie czuł nawet ciepła jego ciała, tak, jakby to już dawno było martwym, pozostawiając go zupełnie samego... - Proszę - Wyszeptał ostatni raz, zanim ponowił pocałunek na zimnych, nieruchomych ustach kochanka, przytrzymując jego lodowate policzka, owijając ogon znów wokół jego ciała. Złote łzy tworzyły nowe oceany, kiedy wyciekały tak bujnie spod jego powiek i pozwolił im na to, czując się bezsilnym.

Nie mógł go uratować. Nie mógł ocalić swojego ukochanego przez okrutnym losem, a teraz został zupełnie sam, pozbawiony przywileju szczerego kochania, pozbawiony szczęścia swej bratniej duszy, zupełnie... sam.

Przywarł jeszcze mocniej do ukochanego, łkając ospale przy jego ciele, niezdolnym, aby opanować agonię swego umierającego serca. Już nie wyklinał swych bogów. Już nie błagał, aby wypuścili go ze swoich objęć, gdyż jedyne, co mu pozostało, to żałoba.

-San... ja... ja nie mogę bez ciebie żyć - Płakał maluch, wtulając się w jego pierś, aby użyć ją jako swe ostatnie koło ratunkowe i był pewny swych słów, wiedząc, iż jego serce nie wytrzyma tego bólu.

-Kto powiedział, że będziesz musiał? - Oczy Wooyounga otworzyły się szeroko zdezorientowane, kiedy spojrzał w te ciemniejsze, otwarte. San zakrztusił się lekko, wypluwając ze swych ust część słonej wody, zanim uśmiechnął się delikatnie, pozwalając chłopcu znów zaznać słodkiego pocałunku swego kochanka, owijając wątłe dłonie wokół jego karku, aby zmusić malca do ich bliskości... tak surrealistycznej w opinii Syreny.

-T-ty... ty... - Skamlał mniejszy, czując, jak fale uspokajają się nagle, stając się swobodnymi i powolnymi, dając im wytchnienie od brutalnego szarpania, które towarzyszyło od kilku ostatnich chwil niemal  nieustępliwie.

-Już dobrze, kochanie. Uratowałeś mnie - Szeptał San ochrypłym, wyraźnie obolałym głosem, delikatnie rozczesując długie, mokre loki Syreny - Uratowałeś...

-Tak bardzo się bałem! - Krzyknął chłopiec, szybko wtulając się w ciepłą pierś swego partnera, zupełnie zdruzgotany i zawiedziony, nie potrafiąc uchwycić odpowiedniego dechu, kiedy nagły przypływ dziwnych uczuć rozpierał jego serce - Nie mogę cię stracić. Nie możesz mnie zostawić. Nie mogę stracić swojej bratniej duszy...

-Ty co? - Nagle wszystko wokół wydało się martwym. Nie było słychać krzyku ptaków, czy umierających Piratów, nie było słychać naturalnego szumu groźnego Oceanu. Nic, oprócz ich oddechów, ciężkich i sapiących, kiedy tajemnica została wyjawiona.

-Przepraszam, że ci nie powiedziałem - Sapał chłopiec, wciąż mocniej przyciskając się do piersi swego kochanka - Przepraszam, że cię okłamałem. Moje serce nie błyszczało przez pocałunek, a dlatego, że jesteś moją bratnią duszą... część tego należy teraz do ciebie, Sannie. Zawsze tak było - Jęknął chłopiec, delikatnie uderzając się w miejsce, gdzie czuł największy ból. Największą agonię cierni, które nienawistnie zaciskały się wokół jego wrażliwego ciała - Przepraszam tak bardzo mi przykro, tak bardzo żałuję i wiem, że nie mam prawa prosić o twoje wybaczenie, ale...

-Dlaczego mi nie powiedziałeś? - Wyszeptał starszy, głosem dość spokojnym, pozbawionym złości, czy rozczarowania, którego San oczekiwał i się spodziewał.

-J-ja... ja bałem się. Myślałem, że mnie nie zrozumiesz... że nie będziesz mnie chciał, jeśli się dowiesz - Płakał chłopiec, zupełnie wyczerpany tym dniem, bólem i cierpieniem, którego zaznał... Chciał po prostu zasnąć w ciasnym objęciu swego mężczyzny i możliwie nigdy już się nie zbudzić do tych okrutnych koszmarów życia.

-Nonsens... dobrze o tym wiesz, Wooyoungie. Zawsze będziesz ze mną. Już nigdy nie pozwolę ce odejść. Jesteś na mnie skazany, chłopczyku - Zachichotał San, kradnąc pojedynczy pocałunek ze skroni swego kochanka, zanim przytulił go nieco mocniej, swymi wciąż dość mocno osłabłymi ramionami.

-Wiem, teraz wiem... byłem głupi. Wybaczysz mi? - Spytał chłopiec, spoglądając na swojego ukochanego szczenięcym wzrokiem, a San nie mógł mu odmówić. Nigdy.

-Oczywiście, Syrenko - Wyszeptał, zanim złożył delikatny, czuły pocałunek na ustach swej miłości - Kocham c'ę.

-Ja ciebie też Sannie...

-Ahoy. Potrzebujecie pomocy? - Obaj spojrzeli ku górze na jednego z załogi Eternal.

Beyond The Oceans // WooSanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz