ℜ𝔬𝔷𝔡𝔷𝔦𝔞𝔩 𝔱𝔯𝔷𝔶𝔡𝔷𝔦𝔢𝔰𝔱𝔶 𝔠𝔷𝔴𝔞𝔯𝔱𝔶

181 19 2
                                    

Wooyoung toczył w sobie wojnę, rozważając, czy powinien powstrzymać swą bratnią duszę, lecz podświadomie wiedział, iż było już za późno, a on podpisał układ o śmierci trzech potworów, którzy próbowali go zranić tak dogłębnie w każdy możliwy sposób. Niemrawo podczołgał się do rekinków okrętu, opierając się o ich deskowe wzniesienie, aby odebrać sobie, choć odrobinę bólu, obserwując swego mężczyznę uważnie, gdy ten wystąpił o krok.

San przypominał anioła śmierci, który omyłkowo dostał stanowisko stróża nad niewielką duszyczką zabłąkanej Syreny. Jego postura była mroczna. Ramiona szeroko rozłożone, niemal ciężkie od nieobecnych skrzydeł o węglowym pierzu. Hebanowe włosy opadły na jego twarz, kontrastując z zaledwie muśniętą dość intensywnie słońcem skórą jego ostrej szczęki, która zacisnęła się w oczekiwaniu na atak... Wydawał się czaić, tak blisko chwili, gdy jego ciało zepnie się, wyskakując z ukrycia na swe nowe ofiary...

Tak, Syrena widziała w nim drapieżnika i w jego oczach był jak ten z najstarszych, najbardziej doświadczonych, łącząc w sobie cechy młodego, silnego samca, a zarazem doznanego i wiekowego mordercę. San wydawał się być śmiertelną maszyną, którą przed zniszczeniem swego celu może powstrzymać jedynie śmierć... i... i jak Wooyoung dowiedział się tego popołudnia, był nim też on. Lub była to zaledwie zbyt śmiałą hipoteza.

Skupiając się na mężczyźnie, widział, jak ten pozwala sobie na jeden, ciężki oddech, nim nagle wyrywał w przód, niemal bezmyślnie chwytając ostrze z dłoni Smitha. Nie wyrwał go jednak, bezpośrednio celując go w brzuch pobitego już męża, zanim zatopił zaostrzony szpic w jego wnętrzu, wbijając go głęboko, aż rękojeść uniemożliwiła dalszego brnięcia. Nim krzyk nieokiełznanej agonii wyrwał się jednak z ust drugiego, dłoń Choia powędrowała na jego usta, tłumiąc walę wrzasku przez sekundę, nim wyciągnął ostrze, unosząc je wyżej, już bez oporu drugiego ciała, obserwując, jak to wchodzi gładko pomiędzy żebrami, przebijając pulsujące spiesznie serce marynarza.

Krew rozbryzgała się po całych panelach pokładu, jednak San nie wydawał się tym przejmować, ciągnąć za sobą ociekające ciemnym szkarłatem truchło, nim bez krzty zawahania wyrzucił je za burtę, nie przyglądając się nawet, jak to wpada do wody. Zamiast tego wystąpił o krok przed Wooyounga, obracając sztylet w swej dłoni, tak, by przyległ on nieco do jego przedramienia, trzymając rękojeść zupełnie odwrotnie z tępym czubem skierowanym w stronę obu, przerażonych bliźniaków.

Nie było już jednak chwili na osąd, kiedy skoczył na kolejnego, bez zastanowienia wbijając ostrze w jego gardło i przeciągając po nim, długim, płynnym ruchem, jakby ciało nie stanowiło żadnego oporu, aż błyszczący metal nie przeszedł na drugą stronę, rozciągając szyję na pół. Biedak nie mógł nawet krzyczeć, widząc, jak krew... życiodajna energia ucieka z jego ciała falami, niemal niczym rzeka, spływając gruntownie z jego ciała w dół, aby tworzyć głębokie, rozległe jeziora pod jego stopami. Aż oczy stały się puste, wraz z wyzbytym życiem w pustej skorupie. Truchło jego zwieńczyło się w sposób niemal identyczny, co jego poprzednik, zaznając ostatnich walorów życia w bezkresnym, zasolonym Oceanie. 

Ostatni z mężczyzn... potworów w oczach Wooyounga, stał zamrożony, tak, jakby nigdy nie był człowiekiem, a zaledwie jakąś podobną do niego formacją skalną, stanowiącą idealne odwzorowane rzeczywistej formy. Obaj jednak wiedzieli, iż ten oddech jest prawdziwszy, niżeli większości morskich, czy też oceanicznych stworzeń. Syrena przeniosła swoje spojrzenie w stronę bratniej duszy, dostrzegając, to, jak przeraźliwie wyglądał jego wybranek. Mord w ciemnych oczach. Skupienie wymalowane na zaciśniętej twarzy. Świerzbiące dłonie, aby wyłudzić jeszcze jedną śmierć z ostatniego ciała. Krew, licznie rozmazana na jego węglowej koszuli, czy białym policzku.

Wydawał się być nowym, biblijnym jeźdźcem Apokalipsy, utożsamieniem Zemsty w postaci najbardziej demonicznej i nieprzewidywalnej, pełnej mrocznych tajemnic o tym, gdzie i skąd pochodzi pragnienie zła. Pożądanie śmierci.

Wooyoung był przerażony, podświadomie ciesząc się, iż to nie na niego jest skierowane to spojrzenie, gdyż gdyby tylko napotkał te oczy śledzące jego ciało w tej chwili, mógł przysiąc, iż jego każdy cal nieświadomej duszy, uleciałby daleko i niespodziewanie, tam, gdzie nikt z żywych go już nie znajdzie.

-Wooyoung? - Wezwany chłopiec spojrzał na swą bratnią duszę, nie oczekując jednak ujrzeć tych właśnie ciemnych oczu, jednak nie wściekłych, czy morderczych, lecz szczerze prawdziwych i kochających... Syrena zawahała się zdezorientowana, rozważając dość uważnie, czy jednak nie postradała swego umysłu - Pamiętasz te cuda, o których mówiłe' podczas uczt w twym świecie? - Mniejszy pokiwał zaciekle głową, niemal natychmiast tego żałując, kiedy ból brutalnie rozpromienił po jego czaszce - Mam coś, co prawdopodobnie sprawi, iż poczujesz sie lepiej - Wooyoung obawiał się chytrego uśmiechu malującego w przerażającym grymasie jego rzekomo ukochaną i zaufaną bratnią dusze, która nagle chwyciła mężczyznę za szyję, obniżając go na kolana jednym, gładkim skinieniem głowy. Marynarz wydawał się bowiem już pogodzonym ze swym niechybnym losem, zwykle słuchając nowo wydanych, choć niestety niemych rozkazów - Głodny? - Spytał San, spoglądając na chłopca i może ten nie przyznałby, jak rzeczywiście głodnym był, gdyby nie jego żołądek, który niemal jak na zawołanie, odezwał się głośno i wyraźnie w przerażającej akustyce ciągnąc się dość długo - Nie martw s'ę, Syreno. Mam coś dla c'e w sam raz.

Nagle dłoń Sana nacisnęła na szczękę marynarza, zmuszając go tak zgrabnie,a by ten otworzył się usta i nie zawahał się chwycić go za język, bezmyślnie odcinając najbardziej z najbardziej ukrwionych części ludzkiego ciała. Dławy, przytłumiony krzyk rozpaczy wybrnął z ust, nim te zostały zaciśnięte przez dłoń Sana, powodując kolejną falę okrutniej paniki. Jednak Choi był zajęty zupełnie czym innym, pospiesznie wyrzucając za burtę ostałą w swej dłoni partię. Różowy język wpadł do Oceanu z lekkim pluskiem

Choi jednak nie wydał się wzruszony torturą, chwytając kołnierz mężczyzny, nim szarpnął go intensywnie w stronę Wooyounga.

-Proszę c'e bardzo. Rozkoszuj s'ę - Sapnął o spojrzeniu zupełnie nieobecnym.

Beyond The Oceans // WooSanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz