ℜ𝔬𝔷𝔡𝔷𝔦𝔞𝔩 𝔡𝔴𝔲𝔡𝔷𝔦𝔢𝔰𝔱𝔶 𝔬𝔰𝔪𝔶

234 17 2
                                        

-Kto chce spytać jako pierwszy? - Inigo i Wooyoung milczeli zawzięcie do chwili, aż starszy człowiek zasiadł na grubej, ciężkiej beczce pod sobą, rozluźniając swe odrętwiałe kończyny. 

Jego skroń wiodła za sobą wiele, niepojętych historii, a każde z tych opowiadań malowała kolejna, długa, postarzała i pomarszczona już od biegu długich, nieprzerywanych lat blizna. Oczy zaś... oczy to skarbnica wiedzy, źródło, przez które można dojrzeć najszczersze otchłanie ludzkiej duszy, wyczytać zamiary, plany... przyszłość oraz przeszłość, a te błyszczały porywczo wiedzą, której nie pojął nikt na tym okręcie. Jego ciało było ogromne, lecz porachowane o brakujących częściach ciała, czy też samej skóry, pozostawiając po sobie długie i głębokie wgłębienia w kończynach, czy piersi, które nie zagoiły się poprawie, pozostając nieszczęśliwie wściekłymi do końca dni swego właściciela.

Długa, gęsta, lecz przyprószona już w pełni białą, niemal alabastrową siwizną broda ciągnęła się nisko do jego piersi, ciągnąc się tak bujnie, iż Wooyoung wpatrywał się w mężczyznę z podziwem, a ten... ten wydawał się całkiem zadowolony, iż może podzielić się swą wiedzą, zapewne oczekując właśnie tego momentu w swym życiu, kiedy przekaże nowym... młodszym znacznie pokoleniom wszystko, co mógł dowiedzieć się przez swe życie, aby wspomóc ich w swym rozwoju.

-Chcieliśmy wiedzieć coś o Eternal - Na słowa Smitha wyraz twarz mężczyzny pociemniał, niemal mrocznie, a oczy stały się niemal nieobecnymi, sprawiając, iż Wooyoung dostrzegał w nich mętne, poryczę fale Oceanu, obijające się i napędzane przez okrutne, niechciane i wyparte wspomnienia, które teraz powróciły tak gwałtownie i nienawistnie.

-Eternal... - Szepnął głosem dziwnie zamyślonym i wyodrębnionym od aktualnej pory dnia, życia, czy godziny... niemal istniejącym w jego wyimaginowanej myśli, jakby nie do końca był pewien, iż rzeczywiście wypowiedział to słowo... Drżąc niemal zaraz potem w lekkich spazmach.

-Tak, ten okręt - Naciskał dalej Nigo, ponaglając go tak egoistycznie, a Wooyoung zmarszczył swe brwi, zastanawiając się, czy jego nowy wybawiciel nie dostrzega tej wewnętrznej walki, którą toczył stary człowiek. Poczuł się nieprzyjemnie, spoglądając na swego kompana, który wydał się jednak zupełnie niewyroszonym, otwierając swe oczy w ignoranckiej ciekawości.

-On chyba nic nie wie... Może poszukajmy kogoś innego - Spanikowała Syrena, nie chcąc, by Smith znów zaatakował tego bezbronnego człowieka, który wyraźnie cierpiał pogrążony w porywczych wspomnieniach i chłopiec wstał, gotów, aby odejść tak na swych niestabilnych nogach, kiedy dłoń nagle chwyciła jego nadgarstek.

-Nie szukajcie Eternal. Nie szukajcie Eternal! Trzymajcie się z dala tego przeklętego statku! Nikt nie ujdzie mu żywy! Nikt! Jego załoga jest przeklęta! Potępiona przez porywcze wody! - Mężczyzna o siwej brodzie i łysej, pozbawionej niemal w pełni już skroni wykrzykiwał rozpaczliwie te słowa, z oczami ciemnymi od żałoby, a Wooyoung znów zasiadł na swym miejscu, pozwalając cierpliwie, aby drugi zebrał swe myśli, nie krzycząc już, a mówiąc, jak miał szczerą nadzieję, gdyż nie chciał, aby kapitan usłyszał ich rozmów - Straciłęm wszystkich... wszystkich, których kochałem i na których mi zależało. Wszyscy zmarli potępieni, zabrani na dno ze swym statkiem... zabrani w głębiny Oceanu, przez okręt o żaglach węglowych i banderze kościstej przepasanej biczem.

-A jednak ich spotkałeś - Zdziwił się Smith, obserwując uważnie, jak Tan pospiesznie kiwa swą skronią, nie patrząc na nich a w dal szerokiej Wody, wpatrując się w odległy i nigdy niedościgniony horyzont, wyraźnie oszołomiony i przerażony, ze łzami w swych wypłowiałych od minionych lat oczach.

-Dwa razy. Ten okręt zabrał całą mą załogę, pozostawiając mnie jako jedynego... żywego... ostatniego spośród wszystkich mych przyjaciół. Nikt mi nie wierzył... nikt nie chciał uwierzyć, iż te demony wód istnieją... Sam, nie wierzyłbym nawet w jego istnienie, gdyby nie zawinął do portu tuż przed najsroższą ze wszelkich zim. Od tego czasu prześladują mnie ich twarze. Widzę ich każdego dnia. Nawet na tym okręcie... - Mamrotał w cichym bełkocie, wydając się zupełnie odciętym od otaczającego go rzeczywistości, a Wooyoung poczuł, jak porywczy dreszcz przebrnął niepokojąco po jego plecach.

-Co o nim wiesz, dziadku? - Dopytywał znów Inigo, a Syrena wciąż była zaskoczona brakiem szacunku, jaki wykazywał mężczyzna w stosunku do kogoś innego, niżeli on sam. Nie podobało mu się to... nie chciał, aby cierpiał na ich rozmowie ktoś, kto jest skory im pomóc zrozumieć.

-Swego czasu czytałem wiele, starając się jawnie udowodnić jego istnienie. Jednak ten okręt nie pozostawia po sobie zbyt wiele, aby ludzie... nie, nie ludzie, a zwykli zjadacze chleba, jawnie mogli o nim rozmawiać i głosić swe opowieści. To pływająca legenda, której nazwa budzi pogromu zaś u każdego, kto wypływa w morze. Dotarłem jednak do niektórych rękodzieł... ukradłem je z komnat wielkich władców, którzy zapisywali o nim wszelkie historie. Niegdyś go szukano. Niegdyś pragnięto odnaleźć okręt, jeszcze za czasów, kiedy jego Kapitan nie był nieśmiertelną duszą, przeklętą w odległych wodach za nieskończonym horyzontem - Wooyoung zmarszczył brwi na te słowa, wsłuchując się głębiej, zahipnotyzowany, choć, jak sądził w swój krnąbrny dość sposób, mężczyzna bredził już w zbyt wielkim szoku, bądź przez swój niemały wiek.

-Zbierz swe myśli i skup się, nim wypowiesz swe słowa - Narzekał Smith, wydając się oburzonym, iż myśli starego, bredzącego już mocno człowieka, były niespójne i pozbawione wyrachowania, a posiwiały, wyzbyty włosów zamknął swe otwarte dotąd, spierzchnięte usta, powoli przełykając, nim wlepił swe spojrzenie w ciało kompana Syreny.

-Potrzebuję trunków, kamracie, bez tego nie wykrzeszę z siebie słowa - Wooyoung zmarszczył swe brwi, obserwując cicho jednak, jak Nigo z wyraźną niechęcią wyciąga coś ze swej kieszeni, by następnie podać mężczyźnie srebrną piersiówkę, która mocno iskrzyła tak ponętnie i zachęcająco w ostrych promieniach słońca. Chłopiec poczuł nieodparte pragnienie z poprzedniego dnia, czując już, jak jego skóra zaczyna pękać u zwieńczenia jego zaciśniętych palcach na szczupłych udach. Obserwował więc ze smakiem, jak wiekowy już mężczyzna, przykłada zwieńczenie do swych ust, pozwalając, aby spasione i soczyste krople nietypowego brązu spłynęły w dół jego odchylonego gardła... Wydawał się tak boleśnie nieświadom, jak ten widok wysuszał do cna niewielką Syrenę u jego boku - Tak jest znacznie lepiej - Mruknął, nim paskudny, niehigieniczny bek, wyszedł z jego ust, gdy uderzył się pięścią w swą pierś, nie oddając jednak piersiówki jej należytemu właścicielowi.

Beyond The Oceans // WooSanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz