ℜ𝔬𝔷𝔡𝔷𝔦𝔞𝔩 𝔠𝔷𝔱𝔢𝔯𝔡𝔷𝔦𝔢𝔰𝔱𝔶 𝔡𝔯𝔲𝔤𝔦

157 17 2
                                    

Wooyoung był zdruzgotany, widząc swe ciało, pełne cierni zatrucia... Czuł je, wiedział, iż są, gdzieś kryją się pod jego skórą, jednak nigdy nie sądził, iż będą mogły zostać zobaczone, a jednak... Poczuł strach, widząc oczy Sana, wydawał się rozczarowany...

Aż nagle zaczęło dziać się coś, czego nie potrafił zrozumieć. Przeklęci ludzie biegali porywczo, przygotowując działa i swą broń, pozostawiając Sana samego, wciąż przywiązanego do beli, kiedy krew, grubymi, opasłymi kroplami ściekała po jego ciele, aby stworzyć okrutną, szkarłatną kałużę u jego stóp. Wooyoung wykorzystał chwilę, aby powoli wdrapać się po schodach. Nie silił się, aby wykorzystać swoje bezużyteczne nogi, zwykle wczołgując się ku górze, aby dotrzeć tam jak najszybciej.

I podołał, zupełnie ignorując wszelkie krzyki, czy panikę innych marynarzy, a nawet członków jego załogi, zatrzymując się w milczeniu tuż w miejscu, gdzie stała jego bratnia dusza. Nie błagał o przebaczenie. Nie pragnął prosić, aby San zrozumiał jego błąd. Zamiast tego milczał, powoli wyciągając swoje obolałe, drżące ramiona do więzów na porachowanych nadgarstkach Pirata, bezmyślnie rozcinając jedną ze stron.

Sapnął, zadowolony z siebie, upadając ponownie na drewo niegdyś białego pokładu, czując się dziwnie coraz to cięższym i bardziej zmęczonym. Jego ciało potrzebowało wody. Łaknęło jej coraz to bardziej i podświadomie wiedział, iż brakuje mu kilku godzin, zanim jego skóra zacznie pękać na swą suchość... choć może wcześniej, gdyż prawdziwie nie zaznał otaczającego uczucia Oceanu, a jedynie jego namiastkę. Ciernie wbijały się teraz mocniej, rozrastając się już widocznie na jego ciele, ekspansywnie zajmując je i boląc każdą kończynę z osobna, jednak nie narzekał, szybko czołgając się na drugą stronę, zanim ponownie wyciągnął się, aby rozciąć drugi wiąz.

Kolana Sana upadły boleśnie szybko na ziemię, niezdolne, aby podtrzymać się z kulą w swej nodze i ranami na swych plecach, a Wooyoung był zupełnie bezsilny, przyglądając się swej bratniej duszy, nie wiedząc, co uczynić, aby odebrać jego ból. Wpatrywał się więc w zwieszoną skroń swego mężczyzny, dostrzegając, jak pierś unosi się i opada w ciężkim oddechu, zanim głowa uniesie się lekko, nie spoglądając na Syrenę, a w dal... gdzieś odlegle.

Wooyoung powiódł za jego spojrzeniem, dostrzegając niewielką, czarną plamę na granicy horyzontu, która wydawała się powiększać wraz ze wschodzącym słońcem, które rozciągało się tuż za nim. Ta jednak zbliżała się szybko, wydając się ciągnąć za sobą wschód.

Krzyki zwiększyły się, a Wooyoung drżał intensywniej, bojąc się każdego z nich osoba, obserwując, jak przeklęci ludzie, zbierając się i szykują armaty, schodząc w dół pokładu. Było ich tak wielu... o wiele więcej, niżeli na okręcie Navy, który teraz kołysał się samotnie, wyniszczony i opadający w dół zapewne od zbyt wielu zniszczeń, tonąc w głębinie Oceanu po drugiej stronie burty.

-Okłamałeś mnie? - Wooyoung z przerażeniem spojrzał w kierunku Sana, zauważając, iż jego obolałe spojrzenie jest teraz w pełni skoncentrowane na ciele Syreny, a jego ramiona bezwładnie opadały na chorowite uda, jedynie potęgując wyraz okrutnego rozczarowania.

-Ja... - Chłopiec przełknął, nie wiedząc nawet jak usprawiedliwić swe słowa... czy powinien? Nie - Przepraszam... Ja nie chciałem, nawet nie wiem dlaczego... Bałem się, że mnie zostawisz, kiedy dowiesz się...

Nie dane mu było jednak dokończyć, kiedy jego szyja została ujęta, a on zmuszony, by ustąpić, ciągnięty w dół boleśnie po tych samych schodach, na które tak rozpaczliwie musiał się wspinać, aż jego ciało uderzyło o pokład pod spodem, zupełnie bezsilnie, tracąc Sana ze swego widoku... przynajmniej do chwili, kiedy nie został wrzucony, jak worek nieprzydatnych przedmiotów do niewielkiej celi, nie większej, niżeli połowa jego ciała, zmuszony do zgięcia się niewygodnie i skurczenia bazując tylko i wyłącznie na uniesieniu się gdzieś do połowy jego ramion i nie dalej, nie zdolny, by się wydostać, kiedy skrzeczące drzwiczki krat zamknęły się szybko, pozostawiając go uwięzionym przy jednym z relingów nieopodal schodów na dziub statku. Widział stąd swą bratnią duszę, ale tylko przy odpowiednim ułożeniu, dostrzegając, jak jeden z przeklętych nagle zawiązuje jego usta ciasno szarawą przepaską, nie będąc przy tym delikatnym.

Widział też, jak szarpią mężczyznę i zawiązują jego dłonie za jego plecami, zanim Wooyoung był w stanie dostrzec błysk lufy węglowego pistoletu przy skroni swego bratniej duszy. Zapłakał, chcąc wyrwać się z celi, lecz kiedy tylko zadrapał ciężko metal, pisnął na rozchodzący się, trzeszczący dźwięk kopnięcia o metal krat.

Dostrzegł nagle okręt o węglowych żaglach tuż nieopodal, który ustawiał się lekko, by zrównać się burtami i przylec, pozwalając na mniej więcej metr, bądź dwa odstępu na oko Syreny. Okręt przybyły był nieco mniejszy, zaledwie dwupoziomowy, pomijając pokład, z okiennicami wciąż otwartymi. Jego budowa była prostsza, drewno smukłe i stabilnie ułożone, niewielkie przyozdobienia złote, ale nieczęste, pozbawione licznych wieżyczek, czy szpicy, a linijne, zwieńczone zestawem wysokich, czerwonych okien, niewielkim uniesieniem na dziobie i znacznie większym na rufie. Jego węglowe żagle były zadbane i czyste, a bandera o białej czaszce z owiniętym wokół, niczym wąż biczu powiewała niemal szaleńczo na wzmożonym wietrze.

Z samego zaś przodu widniała figura smukłej Syreny, kiedy u zwieńczenia okrętu widniał złoty napis "Eternal".

Beyond The Oceans // WooSanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz