Chłopiec poruszył z wolna swym ogonem, rozkoszując się chłodniejszym prądem, który musnął jego rozpaloną żywo skórę w sposób tak pieszczotliwy dla niego młodego ciała.
Kochał tę słodką wolność, którą otrzymał nie wcześniej, niżeli dwie wyższe doby temu, mierzone czasem nad jego głową, otrzymując swoją cudowną pełnoletność. Mógł od tamtej pory zrobić niemal wszystko, czego pragnął. Pływać po ogromnym Oceanie, bez opieki swych braci, a nawet... choć do tego nie był już tak skorym, wybrać swojego partnera życiowego, w którym zakocha się i połączy już do końca swych dni.
Uśmiechnął się w zadowoleniu na wspomnienie tego ostatniego. Miłość Syreny nie była czymś zupełnie innym od każdego innego gatunku zwierzęcia. Nie była podobna do ryb, czy ludzi, którzy mogli złamać swe zaprzysiężone słowa. Oh nie, jego miłość była nieskończona, trwając nawet lata po rozłące, aż śmierć nie odbierze szczerym kochankom możliwości bycia ze sobą.
Uwielbiał wsłuchiwać się w tak wiele pięknych, cudownych opowieści swych braci i sióstr, które opowiadały o tym, jak niezwykłe jest to odczucie, jak bardzo wielkim zamiłowaniem są w stanie darzyć drugą osobę. Pragnął tego tak szczerze... Chciał to poczuć, czując, jak bardzo niewystarczające są te puste słowa.
Chwilowo jedynie rozkoszował się przyjemnościami Oceanu, który szumiał swą swobodą pieśń, kojąc i zachwycając swym niemym głosem każdego mieszkańca swych głębin, który był na tyle uważnym, aby słuchać jego symfonii. I Wooyoung to kochał. Szczerze uwielbiał swoje życie, dziękując swej Bogini, iż mu je nadała.
Spojrzał ku górze. Głębina była nieco ciemniejsza, a tam... tam błyszczało coś tak pięknie, takie okrągłe, lecz rozmazane magiczne przy delikatnych ruchach cudownego Oceanu. Nienawidził swojej ciekawości. Jego siostry i bracia powtarzali mu nieustannie, iż w końcu to go zgubi i dostanie się w ludzkie siła przez swoją naiwną nieuwagę, ale... chciał tylko raz ujrzeć to, co było nad taflą twej wody, która go wychowała.
Starsi z jego rodu opowiadali przecież, iż ich Najwyższa Matka, Ocean, nie była jedyną powierzchnią. Nad ich głowami miał kryć się nowy świat... nie, nie nowy, ale nie odkryty przez ich nowe pokolenia z racji, iż ma być tam niebezpiecznie, iż istoty, które zajmowały tamte... płaskie? Powierzchnie? Dla niego było to czymś niezwykłym. Czymś zupełnie abstrakcyjnym, jakby słuchał zaledwie baśni, głoszonych przez starszyznę swego królestwa. Jak świat mógł być płaskim. Jak dno ich Matki? Nawet ono nie było w pełni stabilne w tak wielu miejscach, niemal nie kończąc się. Wszystko bowiem poruszało się i przemieszczało tak zwinnie wraz z porządkiem zaplanowanym przez ich Matkę. Jak mogło być to stabilnym?
Czuł się jednak dziwnie, ponieważ choć sądził, że te opowieści były abstrakcyjnym, nieco zbyt przekoloryzowanym obrazem, który miał odstraszać młode Syreny od brnięcia wraz ze swą ciekawością, wciąż nie zmieniało to faktu, iż widział zniszczenia, widział wraki drewnianych struktur, a jego bracia i siostry niekiedy ginęli w niewyjaśnionych okolicznościach.
Raz będąc ciekawskim dzieckiem, postanowił podpłynąć bliżej powierzchni Oceanicznej, dostrzegając coś ogromnego... jak bala dawnych drewien, lecz wciąż świeża, porośnięta wodorostami i zielenią, brnąca półokrągłą konstrukcją po wodzie w sposób, jakby latała, unosząc się wciąż po drugiej stronie. Drugi świat był dla niego niezbadanym... praktycznie mitycznym miejscem, które tak bardzo chciał ujrzeć w prawdziwej okazałości. I tak wielu nazywało go szaleńcem z tego powodu, gdyż jak ktoś o jasnych myślach i spójnym umyśle, mógł ryzykować tak irracjonalnie wypłynięcie z ich bezpiecznego domu na nieznane prądy, nie mając pojęcia, co naprawdę dzieje się powyżej.
Ciekawość jednak wzięła w górę, a on ryzykownie machnął swym długim, błyszczącym ogonem, płynąć zgrabnie w wyższe, cieplejsze znacząco partie oceanu. Tu woda, która opływała tak idealnie jego ciało, była zupełnie inna... oczywiście temperatura nabierała swych stopni, a Starszyzna jego rodu mówiła, iż jest to wina tego ogromnego, białego punktu, który wznosił się o nieco różniejszych porach, lecz dość podobnych, aby uznawać go za wskaźnik czasu. Jednak oprócz tego czuł się inaczej. Nie była tak... tak pociągająca, żywa... tak, jakby jego Matka traciła coraz to więcej sił wraz ze zbliżaniem się ku powierzchni.
Przełknął, machając ogonem nieco szybciej, aby dotrzeć tam, gdzie czuł, iż odnajdzie coś ciekawego... coś przyjemnego. Brnął więc dalej, aż zaczął dostrzegać żywsze połyski białej kuli. Tu był najdalej... dotąd nie udało mu się przekroczyć fizycznie tej granicy, jeszcze kilka długości jego ciała od powierzchni. Bo co jeśli rzeczywiście było tam niebezpiecznie? Nie chciałby łamać zasad naszego rodu, zbyt szybko, ponieważ teraz odpowiadał za swoje czyny, a wygnanie oznaczało śmierć z samotności dla kogoś takiego, jak on. Nawet jeśli był jednym z przyszłych przedstawicieli ich Królestwa.
-Co robisz braciszku? - Prawie krzyknął, gdy jedna z jego sióstr, o kilka dób starsza, zjawiła się nieśmiało u jego boku, zapewne w celu, aby wbić mi jakiś mały szpikulec w plecy. Nie lubił jej. Ogólnie nie przepadał za wieloma ze swoich sióstr, ponieważ okazywały się najczęściej okrutnymi, upokarzając go na każdym kroku.
Rozumiał je jednak. Miały być piękne i rzeczywiście przekrzykiwały się w swej zachwycającej urodzie, tworząc wszelakie rywalizacje, aby otrzymać najlepszego partnera z tego, czy innych Królestw. A wtedy zjawił się on. Rewolucja. Nie podobało im się, iż wielu uznawało go za najładniejszego, ale on nie prosił się o ten tytuł, jednak to było poza jego kontrolą... niestety.
-Zwiedzałem - Odpowiedział szczerze, powoli ruszając z powrotem w głąb Oceaniczną, starając się wydać zupełnie nieporuszony jej nagłym zjawieniem i nienawidził faktu, iż popłynęła za nim.
Od ostatnim dni bowiem czuł się niezwykle zagrożonym. Zbliżało się święto Rivalry, kiedy najpiękniejsze z Syren sióstr i braci, będzie rywalizować ze sobą o przyszłych partnerów kilka tygodni przed rozpłodem. Niestety tak właśnie się stało, iż to ciche przekrzykiwanie się odnośnie swej niespotykanej urody, stało się prawdziwym festiwalem. Tym razem i sam Wooyoung będzie zmuszony wziąć w nim udział... choć nie chciał. Uważał bowiem, że miłości nie można wywalczyć siłą, nie można jej w żaden sposób zdobyć i tak wielu z jego pobratymców było niezadowolonych z podjętych decyzji, pozostając zupełnie pozbawionych możliwości rozłąki po rozstaniu.
Zastanawiał się, więc, czy nie uciec, obawiając się, iż po tym, jak zostanie przypisany do kogoś innego, straci tę błogą wolność, którą dopiero co otrzymał, spędzając resztę dni zupełnie nieprzeszczęśliwym do końca swych dni. Pragnął prawdziwej miłości ze swą bratnią duszą, a nie zostać dopasowanym z powodu wyglądu. To nie mogło zapewnić mu dobrej przyszłości.
A ku jego jeszcze większemu nieszczęściu, już ostatnim razem podczas trwania Rivalry został okrzyknięty najpiękniejszym ze wszystkich swych pobratymców, choć jego uroda nie rozwinęła się jeszcze dostatecznie...
-Jasne. Bo ci uwierzę. Chcesz wypłynąć na powierzchnie, przyznaj - Prychnęła jego siostra, jednak zignorował ją, nie odpowiadając. Zamiast tego zamarł, słysząc krzyk, który przedzierał się boleśnie przez pobliskie śpiewy Oceaniczne. Szybko spojrzał ku górze, czując, jak jego serce pulsuje w jego nagiej piersi, na widok jednej ze strukturowych bal, poruszających się po płaszczyźnie... jednak nie to go zainteresowało. Nie. Jego oczy powiodły wprost do długich, splecionych ze sobą sznurów i stworzenia, małego żółwia morskiego, ich naturalnych przewodników podczas rozwoju młodych lat, uwięzionego boleśnie we właśnie plątaniny...
-Musimy mu pomóc! - Krzyknął nieco mocny, nie pozwalając się zatrzymać, nie, kiedy ich przyjaciel płakał tak tragicznie, błagając o pomoc w dogłębnym przerażeniu.
CZYTASZ
Beyond The Oceans // WooSan
Fanfiction"Moje serce bije wyłącznie dla ciebie" Bratnia dusza. Ktoś kto rozumie cię znacznie lepiej, niż ty sam siebie jesteś w stanie pojąć. Ktoś kto powinien znać, szanować i podzielać twoje pasje. I tak też było w tym przypadku. Obaj bowiem odnaleźli swe...
