Rozdział 63

150 21 0
                                    

 Od tamtej pory Harry nie dostał żadnego zadania od Dumbledorea, co miało swoje plusy, ponieważ mógł na spokojnie zająć się nauką. Jednak wtedy jego obsesja na punkcie Malfoya wzrosła i nie ważne, co by się stało, Harry zawsze oskarżał za to ślizgona. Susan uważa, że jest to trochę dziwne, że nie pojawiał się na niektórych zajęciach, a jeśli już się pojawił, to cały czas siedział cicho, nie zwracając uwagi na nauczyciela, zupełnie pogrążony w swoich myślach.

Jednak nie obchodziło jej to tak, jak Harry'ego, który za wszelką cenę chciał przekonać innych, że on knuje coś złego. Na ferie cała czwórka została w zamku, tylko ze względu na Harry'ego, który musiałby wrócić do wujostwa, a tego nie chciał. W pierwszy dzień wolnego dostali paczki ze słodyczami od rodziców Potterów. Susan dostała całą paczkę swoich ulubionych kwaśnych, pomarańczowych żelków, o których musiał powiedzieć jej rodzicom Cedrik. Dostała również domowej roboty ciasteczka z czekoladą, które jadła, kiedy była u swojego chłopaka na wakacjach, podejrzewała, że musi być to prezent od mamy Cedrika. Obok, przy ciasteczkach znajdowała się mała notka, na której znajdował się podpis Pani Diggory, a to potwierdziło jej podejrzenia.

Całe dwa tygodnie spędzili na uczeniu się do różnych sprawdzianów, a także na pisaniu zadanych im wypracowań, przynajmniej Hermiona i Susan. Ron i Harry nie mieli takiego zapału do nauki jak one, nie uczyli się, a wypracowania spisali od Susan, która pomimo swojej bariery, pozwoliła im to zrobić, jednak pod warunkiem, że przekształcą każde zdanie, żeby nie wyglądało podobnie.

Po feriach uczniowie wrócili do nauki, a na korytarzach coraz częściej było widać patrolujących aurorów, których było znacznie więcej niż na początku roku. W Hogwarcie było znacznie ponuro niż dwa, czy trzy lata temu i to wszystko przez powrót Voldemorta i dokonywanych przez śmierciożerców morderstw, które były opisane w Proroku codziennym. Hogwart już nie był taki sam. Wszystko toczyło się według rutyny szkolnej, przez pięć miesięcy było tak samo. Nadszedł czerwiec, a pogoda zaczęła robić się bardzo ładna i można było spędzać czas na dziedzińcu i choć na trochę zapomnieć o nauce.

  W dormitorium gryfonek rozbrzmiał głośny, ciągły, piskliwy dźwięk, oznajmiający, że trzeba szykować się na zajęcia. Susan przetarła sennie oczy, podnosząc się do pozycji siedzącej, rozejrzała się po dormitorium, zauważając, że Hermiona też się obudziła. Obie wstały i weszły razem do łazienki, aby nie tracić czasu. Podczas gdy Susan, próbowała związać swoje włosy w perfekcyjnego kucyka, Hermiona myła zęby nad zlewem. Kiedy skończyła, zamieniła się miejscem z Susan. Obie gryfonki zrobiły sobie takie same fryzury, a Susan za pomocą swoich czarów odziała je w mundurki. Obie żałowały, że ich szkolne ubranie nie składa się z krótkich rękawków, zwłaszcza w takim ciepłym czerwcu, jaki był obecnie, tylko spódnica była w miarę do wytrzymania. Kiedy były wyszykowane, spakowały do swoich toreb potrzebne im podręczniki, a także czyste rolki pergaminów, aby mogły na nich zapisywać świeże notatki z dzisiejszych lekcji. Pierwszą lekcją, jaką miały było zielarstwo, jednak za nim mieli się na nią udać, należałoby się udać na śniadanie i uzupełnić pustkę w żołądku, a także pobudzić mózg do działania. Wzięły swoje spakowane już torby i ruszyły do wyjścia z ich dormitorium, po czym przeszły przez pokój wspólny, gdzie niektórzy uczniowie czekali na swoich przyjaciół, aby najwidoczniej też iść na śniadanie. Gryfonki razem wyszły przez portret w ścianie i po paru minutach szybkiego marszu były w wielkiej sali.

Standardowo usiadły na swoich miejscach, które znajdowały się pośrodku stołu. W sali znajdowało się dużo uczniów, najwięcej było puchonów, zaraz potem gryfoni i krukoni, najmniej natomiast było ślizgonów. Przy stole z nauczycielami znajdowali się wszyscy nauczyciele, no może oprócz profesor Trelawney, która pewnie jak zawsze zobaczyła swoim wewnętrznym okiem, że jeśli do nich dołączy to stanie się coś złego, jak to miała w zwyczaju. Jej zachowanie wywoływało niesamowitą irytację w profesor McGonagall, uczniowie skłamaliby, gdyby powiedzieli, że relacja pomiędzy nauczycielką wróżbiarstwa a nauczycielką transmutacji nie jest śmieszna, zawsze, kiedy Sybilla zaczęła opowiadać o swoich przepowiedniach, Minerwa robiła taką minę, jakby ktoś zapytał się jej, czy czary naprawdę istnieją.

Susan i Hermiona nałożyły sobie do misek trochę owsianki, po czym zaczęły ją jeść.

-Dzisiaj po zajęciach idziemy do biblioteki. - oznajmiła Hermiona.

-Dziękuję, za prawo wyboru. - powiedziała sarkastycznie, jednak z uśmiechem Susan.

-I tak nie masz nic lepszego do robienia.

-Niestety. - powiedziała Susan, spoglądając dyskretnie na stół ślizgonów. - Zobacz dyskretnie na Parkinson, znowu klei się do chłopaków. Ladacznica. - Hermiona natychmiast obróciła się za siebie, a Susan kopnęła ją pod stołem. - Powiedziałam dyskretnie, a nie, że masz wlepić w nią ślepia.

-Nic się takiego nie stało. - odpowiedziała spokojnie Granger.

-Jakby ciebie zauważyła, to by nam nie dała spokoju, razem z tymi swoimi żmijami! - wykrzyczała półszeptem Potter.

Hermiona i Susan kontynuowały swoje śniadanie, plotkując przy tym trochę, a także wyzywając ślizgonów. Kiedy były w połowie owsianki, dosiedli się do nich Harry i Ron, którzy z kolei wzięli tosty, posmarowane kremem czekoladowym. Ich rozmowa głównie toczyła się wokół nowych ataków śmierciożerców. Kiedy zjedli, wyszli z sali i udali się na pierwszą lekcję.

--------------------------------------------------------

Hej kochani witam was w kolejnym rozdziale. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Zachęcam do gwiazdek i komentarzy. Do zobaczenia.

                                                          ~Kornelia.

I need love - Siostra wybrańca//Cedrik DiggoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz