Rozdział 81

113 19 0
                                    

Hogwart stał się bardzo ponurym miejscem, na korytarzach w czasie przerw, nie słychać było radosnych rozmów, zamiast tego panowała grobowa cisza, która przerywana była jedynie przez stukot butów uczniów, którzy przemieszczali się na kolejne lekcje, bądź do wielkiej sali na posiłek.

Wszyscy nauczyciele, którzy nauczali również za czasów starego dyrektora zamku, starali się dopilnować, aby wszyscy uczniowie pozostali bezpieczni mimo kilku nowych nauczycieli, którzy nie kryli się z faktem, iż są po stronie Voldemorta, a zwłaszcza przed rodzeństwem Carrow, którzy mieli bardzo surowe metody nauczania. Na ostatniej lekcji OPCM z najstarszym rocznikiem kazali im testować na sobie jedno z zaklęć niewybaczalnych Imperius, co dla kilku z nich skończyło się złamaną ręką, lub skaleczeniem na twarzy, które było karą za odmówienie wykonania zaklęcia.

Susan należała to osób, które odmówiły, ponieważ nie będzie ona kontrolowała życiem swoich przyjaciół. Wtedy tylko nieliczni z ślizgonów postanowili skorzystać z okazji i użyć zaklęcia i właśnie dzięki temu otrzymali dodatkowe punkty dla swojego domu.

Susan opisywała wszystko, co działo się w zamku w listach, które wysyłała do swoich bliskich, a oni w zamian odsyłali jej odpowiedzi z różnymi poradami i nowymi informacjami, jakie wiedzieli w sprawie jej brata. Susan przeczuwała, że jak na razie wszystko idzie po ich myśli.
********
Piątkowy grudniowy wieczór był naprawdę spokojny jak na zamek pełen śmierciożerców. Susan siedziała obok Ginny na kanapie, dyskutując o zbliżającym się wyjeździe do domu na święta, obie postanowiły, że nie zostaną w zamku i pojadą zobaczyć swoje rodziny, które się o nie martwiły. Ich rozmowę przerwało trzech pierwszoklasistów, którzy stanęli przed nimi i wpatrywali się w dwie gryfonki, jakby były ruchomym obrazem.

-W czymś wam pomóc chłopcy? - zapytała miło Susan.

Żaden z chłopców nic nie powiedział, zupełnie jakby się bali, jedynie przepychali się ramionami.

-Właściwie, mamy prośbę. - powiedział nieśmiało niski blondyn.

-Jaką?

-Bo chcieliśmy wypożyczyć z biblioteki książki, a już jest późno i nie możemy wychodzić z pokoju wspólnego, a potrzebujemy ich, ponieważ po świętach mamy oddać wypracowanie i jeden chłopak powiedział, że mamy pójść z tym do prefekta naczelnego no i właśnie dlatego przyszliśmy do ciebie.

-Jakie macie te książki? - zapytała Susan, a jeden z pierwszorocznych wyjął z kieszeni pomiętą kartkę i wręczył ją Susan, która zobaczyła, że są już na niej wypisane nazwy książek i nazwiska chłopców. - Zostańcie tutaj, zaraz wrócę.

Susan skinieniem głowy dała znać swojej przyjaciółce, żeby ta na nią poczekała i żeby pilnowała trójkę młodszych gryfonów.

Potter, wychodząc z pokoju, udała się w kierunku biblioteki, jednak zanim tam doszła, musiała pokonać labirynt schodów, które jak zawsze płatały figle. Susan uporała się z magicznymi schodami i po paru minutach znajdowała się już na pierwszym piętrze, przed wejściem do biblioteki. Susan weszła przez otwarte drzwi do pomieszczenia, po czym podeszła do lady, za którą siedziała starsza kobieta.

Pani Pince spojrzała na gryfonkę z lekkim uśmiechem, po czym bardzo miło, jak na nią zapytała.

-Co dla ciebie?

-Chciałabym wypożyczyć kilka książek, na te nazwiska. – powiedziała Susan, wręczając kobiecie kartkę, którą dostała od młodych gryfonów.

-Ach ty pierwszaki, zawsze wszystko na ostatnią chwilę robią i jeszcze wysyłają innych. Oszaleć z nimi można. Pewnie przerwali ci jakąś ważną rzecz? – zapytała, przygotowując książki.

-Właściwie, to nie, a poza tym lepiej, żebym to ja poszła, niż oni i dostali szlaban, który nie wiadomo, jakby się skończył.

-Rozsądne z twojej strony, zresztą jak każdy gryfon.

Susan jedyny uśmiechnęła się do kobiety, po czym wzięła przygotowane przez starszą kobietę książki i wyszła z pomieszczenia, wracając do swojego pokoju wspólnego.

Kiedy skręcała w następny korytarz, zauważyła dwóch uczniów domu Salazara, którzy majstrowali coś przy ścianie. Gryfonka zaczęła iść w ich stronę, aby upomnieć ich, żeby wrócili do swojego pokoju wspólnego, ponieważ na pewno nie mieli siedemnastu lat, ani nie byli prefektami, Co oznacza, że o tej godzinie nie mogli znajdować się na korytarzu bez żadnego opiekuna.

-Co tutaj robicie? – zapytała Susan, stając obok ślizgonów, którzy wystraszeni szybko odwrócili się w jej stronę z przerażeniem w oczach. – Jest po osiemnastej, a czas na wychodzenie był do siedemnastej trzydzieści.

-My tylko chcieliśmy się przejść. – powiedział jeden z chłopców, jednak Susan wcale mu nie uwierzyła.

-Przykro mi, ale muszę odjąć wam po pięć punktów ze złamanie zasad, a teraz chodźcie, odprowadzę was do waszego pokoju. – powiedziała Susan, a ślizgoni jedynie cicho zaczęli iść obok niej.

Susan nie specjalnie chciała jeszcze schodzić do lochów ze stosem książek i spotkać tam zapewne uczniów w swoim wieku, którzy wolą przebywać na korytarzach niż w pomieszczeniu pełnym pierwszaków, który cały czas byli ciekawi i magicznego świata.

Kiedyś znaleźli się już w lochach, pierwszą rzeczą, jaką zobaczyła, była trójka stojących ze sobą ślizgonów, którzy  jak tylko zobaczyli gryfonkę idącą z dwójką ich domowników, od razu odepchnęli się od ściany i zaczęli iść w ich stronę. Susan dyskretnie przewróciła oczami na działania ślizgonów, ponieważ wiedziała, że bez obraźliwych słów w jej stronę się nie obędzie.

-Potter, co tutaj robisz? Aż tak wstydzisz się swoich szlamowatych przyjaciół, że postanowiłaś zmienić dom? - zapytała kpiąco Parkinson.

-Nie jestem samobójcą Parkinson.– odpowiedziała jej tym samym tonem Susan.

-Czego tutaj szukasz? - tym razem zapytał Zabini, który jak dotychczas stał cicho razem z Malfoyem po lewej stronie dziewczyny.

-Pilnujcie lepiej swoich pierwszaków. – powiedziała spokojnie Susan, a wtedy trójka ślizgonów spojrzała na dwójkę ich podopiecznych.

-Zjeżdżaj już stąd parszywy mieszańcu. – syknęła Pansy.

-Lepiej uważaj na słowa. – syknęła Susan.

-Bo co mi zrobisz? – zapytała Parkinson z pewnym siebie uśmiechem.

-Odejmę ci punkty. – powiedziała Susan.

-Nie zrobisz tego. – powiedziała lekko przestraszona Parkinson.

-Właśnie że zrobię. – powiedziała z szerokim uśmiechem Susan. –Przez ciebie Slytherin traci100 punktów za obrazę perfekta naczelnego.

Parkinson wybałuszyła oczy, niedowierzając własnym uszom, myślała, że Potter jest zbyt miękka, aby odjąć im punkty, jednak ta pokazała, że się myliła.

Zabini i Malfoy odciągnęli Parkinson w stronę pokoju, zabierając ze sobą pierwszaków, a Susan usatysfakcjonowana ruszyła w przeciwną stronę.

-------------------------------------------------------

Hej kochani witam w kolejnym rozdziale. Zachęcam do gwiazdek i komentarzy. Do zobaczenia.

                                                            ~Kornelia.

I need love - Siostra wybrańca//Cedrik DiggoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz