Rozdział 75

136 23 0
                                    

Susan próbowała wymyślić sposób na wydostanie się z lochów, jednak każda próba ucieczki kończyła się niepowodzeniem. Od momentu, w którym została zamknięta sama w ciemności, tylko dwa razy przyszedł do niej Peter Pettigrew na polecenie swojego Pana, aby dowiedzieć się, czy dziewczyna zacznie z nimi współpracować. Susan nie miała w planach tak łatwo się poddać, jak na gryfona przystało będzie walczyć do samego końca.

Susan siedziała pod ścianą, w ciemności, wciąż ubrana w sukienkę, którą miała na weselu. Siedziała zamknięta w lochu już czwarty dzień, prawie w ogóle nie zmrużyła oka, pozostawając cały czas czujną. Potter próbowała również skontaktować się z Cedrikiem, jednak to również nie wychodziło, dziewczyna powoli opadała z sił, a także opuszczała ją nadzieja, na ponowne spotkanie z bliskimi. Siedząc samotnie, miała bardzo dużo czasu na rozmyślanie. Po jej głowie kręciła się myśl, czy jej brat i przyjaciele są cali i zdrowi. Susan znała cały plan, jaki wymyślił jej brat i oczywiście wiedziała, gdzie się znajduje, jednak za nic w świecie nie wydała by go i nie spisała na pewną śmierć, choć by, nie wie, jak ją torturowali, nie piśnie ani słowa.

Susan uniosła głowę, na dźwięk brzęczenia kluczy w zamku. Chwilę później przed jej celą stanęło dwóch śmierciożerców, którzy otworzyli kraty do pomieszczenia i niezbyt delikatnie złapali Susan, żeby ta wstała, po czym zaczęli ciągnąć ją w górę schodów. Potter znała już tę drogę i wiedziała, gdzie zmierzali.

W sali nie znajdowało się już tylu śmierciożerców, co pierwszego dnia, kiedy się tam zjawiła. W pomieszczeniu stały tylko cztery osoby. Bellatrix wraz ze swoim mężem, z którym Susan miała przyjemność walczyć, oraz Lucjusz Malfoy z synem przy swoim boku. Wszyscy patrzyli na nią z pogardą w oczach, oprócz młodego Malfoya, który swoje spojrzenie utkwione miał w podłodze. Susan nie okazywała żadnych emocji, aby nie dawać im żadnej satysfakcji i pokazać, że jest twardsza, niż myśleli.

Mężczyźni popchnęli Susan tak, że wylądowała u stóp czarownicy, która uśmiechnęła się kpiąco.

-Mała Potter, nadal będziesz milczeć? - zapytała, a Susan nie obdarzyła jej nawet spojrzeniem. Wtedy kobieta zniżyła się na poziom Susan i złapała jej twarz, obracając tak, żeby ta na nią spojrzała, wbijając jej boleśnie paznokcie w policzki. -Gdzie jest twój braciszek?

Susan cicho zaskomlała z bólu, po czym bezgłośnie odpowiedziała.

-Nie wiem.

Nagle po pomieszczeniu rozniósł się dźwięk uderzenia w policzek.

-Kłamiesz! Zapytam jeszcze raz ty parszywy mieszańcu, gdzie jest Potter.

-Naprawdę nie wiem. - skłamała po raz kolejny Susan.

Bellatrix kipiała ze złości. Susan rozdrażniła ją do granic możliwości. Kobieta jednak wyprostowała się, po czym znów przybrała na twarz ten swój psychopatyczny uśmiech.

-Skoro nie chcesz po dobroci, załatwimy to inaczej. - na jej słowa Susan napięła się niezauważalnie, a przez jej kręgosłup przeszedł dreszcz strachu. - Draco, podejdź tutaj. - powiedziała, a chłopak posłusznie podszedł do swojej ciotki. - Pamiętasz, jakie zaklęcie ostatnio ćwiczyliśmy? - zapytała, a chłopak lekko skinął głową. -Przyszedł najwyższy czas, abyś pokazał wszystkim efekty. Do dzieła Draco.

Czarownica stanęła z boku, zostawiając chłopaka, który stanął przed Potter, wtedy ich spojrzenia pierwszy raz tego dnia się skrzyżowały i wtedy Susan nie znalazła w jego spojrzeniu pogardy, którą zawsze obdarzał jej brata, zamiast tego zobaczyła w nich smutek i żal. Wiedziała, że wcale nie chciał tego robić, jednak nie miał żadnego innego wyboru.

Ponieważ gdyby go miał, nie skrzywdziłby osoby, którą kocha.

Chłopak uniósł swoją różdżkę, gotowy do rzucenia zaklęcia. Jednak przed tym Susan usłyszała w swojej głowie jego głos.

~Przepraszam. ~

-Crucio.

Całe pomieszczenie wypełnił krzyk bólu Susan. Potter wiła się na podłodze z bólu, a pozostali czarodzieje uśmiechali się usatysfakcjonowani jej cierpieniem.

Draco nie mógł już więcej patrzeć, jak Susan cierpi i przerwał zaklęcie. Susan odetchnęła z ulgą, kiedy ból zadawany przez zaklęcie zakończył się, jednak nadal w kościach czuła jego nieprzyjemne działania.

-Zabrać ją, jeśli będzie się stawiać, nie hamujcie się. - powiedziała Lestrange, a po chwili ci sami mężczyźni, którzy przyprowadzili Susan do pomieszczenia, zabrali ją z powrotem do jej celi w lochach posiadłości.

Susan obolała i przestraszona cofnęła się pod samą ścianę, przyciągając kolana do klatki piersiowej. Chciała, żeby to się już skończyło, chciała siedzieć bezpieczna, ze swoją rodziną, jednak, jak na ten moment były to zwykłe marzenia, które nie wiadomo, czy się jeszcze spełnią.

Susan nie wiedziała, ile dokładnie upłynęło minut, a może i godzin, kiedy usłyszała otwieranie się drzwi od lochów, a następnie szybki kroki, które zatrzymały się przed jej celą. Gryfonka myślała, że to znowu jakiś śmierciożerca, który przyszedł, aby zabrać ją na przesłuchanie, na którym ponownie miała doznać okropnego bólu, jednak kiedy podniosła głowę, doznała niemałego szoku, ponieważ przed kratami zobaczyła stojącego najmłodszego Malfoya. Chłopak otworzył kraty, po czym w końcu się odezwał.

-Chodź Susan, mamy mało czasu.

Susan chwilę się zastanawiała, o co mu chodzi, jednak postanowiła się jego posłuchać i z lekkim trudem wstała z ziemi, stając z nim twarzą w twarz.

-Posłuchaj mnie, jak na razie nikogo tutaj nie ma, jednak oni wrócą. Musisz mnie pozbawić przytomności, a potem uciekaj schodami do góry, powinnaś zauważyć wyjście, kiedy będziesz na zewnątrz, biegnij do bramy, a potem uciekaj i nie oglądaj się za siebie. Rozumiesz? - powiedział Draco, a Susan była nie w małym szoku, że ślizgon jej pomaga, lecz skinęła głową na zgodę. - Dobrze, masz może ci się przydać. - dodał, wyciągając z kieszeni spodni różdżkę, nie była, ona zwykła, ponieważ to była jej różdżka. -Przepraszam, za wszystko, co zrobiłem, a teraz rób, co ci powiedziałem.

Susan spojrzała na Malfoya i cicho powiedziała.

-Dziękuję.

Po tych słowach uniosła swoją różdżkę i jednym zaklęciem posłała blondyna na ścianę, pozbawiając go przytomności. Szybko ruszyła do wyjścia z lochów, pośpiesznie wbiegła po schodach, wkraczając do dużego holu, na którego końcu znajdowały się drzwi wejściowe.

Bez zastanowienia Susan szybko do nich podbiegła i poczuła dużą ulgę, kiedy okazało się, że są otwarte i mogła przez nie uciec.

Przypływ adrenaliny w jej krwi był tak duży, że nie czuła bólu panującego w jej ciele. Biegła w linii prostej do bramy, która z każdą sekundą była coraz bliżej, a kiedy się przy niej znalazła, wyszła na zewnątrz posiadłości, ciesząc się, że jest wolna, jednak nie trwało to długo, ponieważ tuż za nią deportowało się trzech śmierciożerców, którzy jak tylko zobaczyli dziewczynę, od razu zaczęli ją gonić.

Susan poczuła, że jej moc ogarnia z powrotem jej ciało i postanowiła to wykorzystać, aby pozbyć się trzech czarodziejów.

Kiedy mężczyźni padli nieprzytomni na trawę, Susan znów zaczęła szybko biec, aż straciła z oczu dom Malfoyów. Właśnie wtedy ból na nowo przeszył jej ciało, jednak nie zamierzała się poddać izamykając oczy, wyobraziła sobie miejsce, w którym właśnie chciałaby się znajdować.

-----------------------------------------------------------

Hej kochani witam w kolejnym rozdziale, mam nadzieję, że się spodoba. Zachęcam do gwiazdek i komentarzy. Do zobaczenia.

~Kornelia.





I need love - Siostra wybrańca//Cedrik DiggoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz