Rozdział 58

169 21 0
                                    

Przez następny tydzień nie wydarzyło się nic złego, może poza lekcjami Obrony Przed Czarną Magią ze Snapem, który nadal pałał nienawiścią do gryfonów i robił wszystko, aby na każdej lekcji upokorzyć co najmniej jednego ucznia domu lwa. Przeważnie był to Harry albo Ron. Susan i Hermiona miały szczęście, bo w przeciwieństwie do dwóch chłopaków słuchały profesora i brały aktywny udział w lekcji. Snape, mimo, że należał do Zakonu feniksa, nie wiedział o tym, że James i Lily znów są wśród żywych, stało się tak za sprawą dyrektora Hogwartu, który jak się okazało, o wszystkim wiedział, mimo że nikt mu o tym nie powiedział, jednak co się dziwić, to w końcu Dumbledore. Mężczyzna zalecił, aby nic mu nie mówić, ponieważ ta informacja może zostać przekazana Voldemortowi i wtedy wszyscy będą w niebezpieczeństwie, a zwłaszcza Susan może zyskać większe zainteresowanie wśród śmierciożerców. 

 W sobotę odbywały się eliminacje do drużyny quidditcha, w których brało udział wielu uczniów z gryffindoru w tym także Ron oraz Cormac McLaggen, któremu w oko wpadła Hermiona i wcale się z tym nie krył, tylko w najróżniejsze sposoby próbował się do niej zbliżyć, jednak ta zawsze znajdywała wymówkę, a kiedy chłopak dalej na nią naciskał, pojawiała się Susan, która szybko ratowała swoją przyjaciółkę. 

Susan została poproszona przez swojego brata, aby pomogła mu w wyborze obrońcy, poprzez rozstrzygnięcie meczu. Obecna była również Ginny, która zajęła miejsce Angeliny, jako ścigająca. Hermiona siedziała na trybunach, obserwując wszystko z daleka. Kiedy tak siedziała, zauważyła, jak Cormac gapi się na nią, jakby była jakąś przekąską, a kiedy chłopak zauważył, że to ona patrzy na niego, puścił jej oczko. Susan obserwowała wszystko ze swojego miejsca, nie kryjąc swojego wyrazu twarzy, który wyrażał odrazę do chłopaka. W tym samym czasie Harry próbował mówić do grupki uczniów, jednak nikt go nie słuchał.

-Zamknąć się! –krzyknęła Ginny, a na boisku zapanowała grobowa cisza i wszyscy zwrócili swoją uwagę na Harry'ego.

-Więc jesteśmy tutaj, aby wybrać nowego obrońcę, który może być tylko jeden i to od was zależy czy nim będziecie, czy nie. Zagramy mały mecz, Ginny i Susan będą robiły swoje, jako ścigające i każdy z was będzie miał po dziesięć minut, aby przepuścić jak najmniej rzutów. Najlepiej, żeby nie przepuścić żadnego. To tyle mojego gadania, kto idzie pierwszy? – Harry zakończył swoją, wypowiedz pytaniem i wtedy na ochotnika zgłosił się niezbyt wysoki pulchny gryfon, który wyglądał, jak dojrzały ziemniak.

Susan od pierwszych minut gry wiedziała, że chłopak pomimo swojej budowy nie nadaje się na obrońcę, ponieważ miał problemy ze zlokalizowaniem lecącej piłki, co skutkowało, że nie obronił ani jednej bramki. Następni ochotnicy radzili sobie lepiej niż pierwszy gryfon. Kiedy pozycję na bramce zajął adorator Hermiony, Susan i Ginny próbowały zagrać troszeczkę nieczysto i podkręcać rzucanego przez nie kafla, tłumacząc się tym, że taka sytuacja może się zdarzyć na prawdziwym meczu, a w rzeczywistości obie nie chciały, żeby akurat Cormac został ich obrońcą. Takie same poglądy miała Hermiona, która widząc, że chłopak za dobrze sobie radzi, wyszeptała pod nosem ,,Confundus'' sprawiając, że gdy kafel rzucony przez Susan leciał prosto na niego, bez możliwości wlecenia do obręczy, przesunął chłopaka w bok, zdobywając bramkę. Zdezorientowany chłopak rozejrzał się dookoła, po czym spojrzał pytającym wzrokiem na Susan, która tylko wzruszyła ramionami, udając, że nie wiedziała, co się stało. Zdenerwowany McLaggen zleciał w dół, lądując na boisku. Jego miejsce zajął ostatni już w kolejce Ron, który wyglądał, jakby miał zaraz zemdleć. Kafel ruszył w górę, przerzucany pomiędzy dwiema gryfonkami. Kiedy Ginny była blisko bramki Susan podała jej piłkę, a ta rzuciła ją na zachodnią obręcz, którą Ron sprawnie obronił. Kolejne bramki szły bardzo sprawnie i bez żadnych zakłóceń. Po upływie wyznaczonego czasu dla każdego gracza Harry kazał swojemu przyjacielowi wylądować na ziemi i dołączyć do pozostałych, którzy właśnie zmierzali w ich kierunku z miotłami w rękach, jedni dumni z siebie, że chociaż obroniło parę bramek, a niektórzy tak jak pulchny gryfon z kwaśną miną, wyraźnie rozczarowani z siebie.

Harry, Susan i Ginny na chwilę od nich odeszli, aby podsumować wyniki, i nie mieli żadnych wątpliwości do tego, kto zostanie obrońcą.

-Szło wam naprawdę nieźle, niektórym wręcz znakomicie, jednak obrońca może być tylko jeden i razem z dziewczynami ustaliliśmy, że najlepiej poradził sobie Ron, nie przepuścił ani jednej bramki, i to właśnie on zostanie naszym obrońcą. – powiedział Harry, a chłopacy zaczęli gratulować Ronowi, do którego ta wiadomość jeszcze nie dotarła, ponieważ stanął w miejscu, nie wykonując żadnego ruchu, a oczy miał szeroko otwarte.

Susan pokazała Hermionie znak, że to Ron wygrał kwalifikacje i mogła przysiąc, że na jej twarzy oprócz szerokiego uśmiechu zauważyła również wyraz ulgi. 

Susan od dłuższego czasu podejrzewała, że jej przyjaciółce podoba się Ron. Coraz częściej zaczęła się o niego martwić i przejmować jego niepowodzeniami i sukcesami. Susan tylko czekała, aż jej przyjaciółka się przełamie i powie mu, co do niego czuje, ponieważ wiedziała, że na pewno nie zostanie odrzucona, tak samo Susan widziała tę chemię pomiędzy jej bratem a Ginny, tylko u nich problem polegał na tym, że Harry boi się jej odrzucenia, a także nie chce pakować jej w kłopoty, za to Ginny czekała aż to on zrobi pierwszy krok i zaprosi ją na randkę. Susan wiedziała, że obie pary się ze sobą zejdą, ale to kwestia czasu. Młoda Potter cieszyła się, że ten etap już dawno miała za sobą.

-------------------------------------------------

Hej kochani mam nadzieję, że rozdział przypadł wam do gustu. Zachęcam do gwiazdek i komentarzy. Do zobaczenia.

                                                      ~Kornelia.

I need love - Siostra wybrańca//Cedrik DiggoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz