Był sobie ślub,
był sobie bal
była i też panienka.
Był sobie król(ból),
był sobie paź
była i tez królewna.
Dał sobie król(ból),
tak jak by czar, który tu dał mu cuda.
Złamał się w łzach,
złamał się w snach.
Spadła mu z nieba lutnia.
Słyszał jej głos, słyszał jej śpiew.
Syty po kromce chleba.
Ruszył na dach,
noga na próg chciał skoczyć
zamknąć ślepia.
Ruszył na próg,
na krawędź wstał,
by jechać i zamknąć teatr,
dziwnie mu los szeptem na wskroś wmalował krzyk na ścianę.
Pragnął jej wzrok dotknąć jak mąż,
ciągnąc jak wąż niebieską jej firanę.
Swój świat ułożyć w spektakl,
gdy ten był lekko nieposkładany.
Przytulił ją, w objęcia wziął,
by chwilę być kochanym
i tak wciąż stał pieszcząc jej głos,
śpiewem cichym do serca.
Noc milczy wciąż,
myśli ich gąszcz.
Szepcze Melpomene swe dzieła.
Zbyt mało wie,
zbyt mało śpi,
bo myśli o przyjacielu,
który z nią stał,
w deszczu z nią gnał.
Syrena utopi wielu.
CZYTASZ
Karygodnie Trochę Trudna Poezja
Poetry(Jestę poetę) Kamil bo tak mnie nazwano. Moją poezje nazwij proszę jak chcesz :) Ja nazywam ją poezją surrealistyczną, ale są wiersze też inne oczywiście. Byłbym wdzięczny za jakąkolwiek reakcje.