❝ THREE ❞

411 22 15
                                    

Will Byers:

Obudzony poranną strugą światła która wdarła się poprzez okno nie mogłem już zasnąć, mama Mike'a odwiozła mnie do domu wczoraj i nawet nie pamiętam kiedy odleciałem. Poprzedniego dnia utwierdziłem się w przekonaniu, że mój własny przyjaciel jest nieziemsko piękny i jest idealnym przykładem na to, że da się być jeszcze bardziej przystojnym niż było się dotychczas.

Spojrzałem na zegarek który wskazywał dziewiątą rano, mozolnie przekręcając się z boku na bok uznałem, że dłuższe kręcenie się bez celu niczego nie zmieni dlatego wstałem i udałem się do kuchni gdzie krzątała się już moja mama

— Dzień dobry Kochanie – kobieta uśmiechnęła się do mnie i podała mi talerz z dwoma grzankami na których ułożone było usmażone jajko oraz herbatę -– jeśli będziesz chciał w lodówce leży świeżo skrojona sałatka owocowa

— Dziękuję mamo – powiedziałem spokojnie i zacząłem jeść. Mama odwiesiła ścierkę na wieszak i usiadła przy stole naprzeciwko mnie

— I jak było wczoraj? Robicie jakieś postępy? Biedny Wheeler napewno zmaga się z piekłem.. to straszne kiedy nie pamiętasz większości swojego życia

— Spokojnie, to dopiero pierwsze takie spotkanie jeszcze dłuuuga droga przed nami – wziąłem porządnego gryza kanapki i popatrzyłem na rodzicielkę

— Jak dobrze macie siebie nawzajem, naprawdę robisz wiele dobrego dla tego chłopaka – pogładziła mnie po czuprynie i spojrzała pytającym wzrokiem – Will obciąłeś włosy? To na pewno nie moja robota

— T-tak wczoraj... Ale! Były naprawdę długie... chciałem coś zmienić – popatrzyłem na nią słodkimi oczami na co brunetka tylko cicho westchnęła i odeszła od stołu wcześniej całując mój czubek głowy

Powoli dokończyłem tosty oraz herbatę po czym wstawiłem brudne naczynia do zlewu. Szybkim krokiem udałem się do mojego pokoju naszykować nowe ubranie i ogarnąć się po spaniu, Johnatan z tego co mi wiadomo został u Nancy na noc bardzo współczuję Mike'owi, że jednym z jego pierwszych nowych wspomnień będzie mój dyszący brat tuż za jego ścianą no ale nic się na to nie poradzi, miłość nie wybiera.

Wszedłem do toalety i znów zacząłem się szykować tym razem bez natarczywego walenia mi po cholernych drzwiach, nadałem włosom objętości i sprawdziłem czy materiał t-shirtu dobrze na mnie leży po czym wyszedłem z pomieszczenia zamykając za sobą drzwi i znów wchodząc do mojego azylu. Zbliżyłem się do biurka i wyciągnąłem ołówki zasiadając na krześle, chwilę zastanawiałem się co narysować myśląc w tym samym czasie o przyjacielu kiedy to wpadłem na pomysł

Schyliłem się i wyciągnąłem plik kartek z segregatora, wziąłem pierwszą z nich i zacząłem kreślić najróżniejsze kształty które w całości miały utworzyć piękny rysunek przedstawiający mnie oraz niego siedzących na naszej ulubionej górce podczas pikniku. Cieniowałem włosy oraz starałem się zachować odpowiednie proporcje rysunku tak żeby niczego nie popsuć, wkładałem w tą pracę całe moje serce starając się oddać jak najwięcej piękna i szczegółów które zapamiętałem. Zostawiłem kartkę którą u dołu podpisałem małym druczkiem 17 maja.

Byl to jeden ze szczęśliwszych dni w moim życiu, popatrzyłem na rysunek i uśmiechnąłem się sam do siebie na myśl o tym, że stworzyłem całkiem ładny obrazek który natychmiast odłożyłem w bezpieczne miejsce miałem pewien plan który postanowiłem, że zrealizuje z nadzieją na powodzenie.

Kiedy tak zatraciłem się w rysunkach spojrzałem na zegarek i zobaczyłem, że siedzę nad nimi już trzecią z kolei godzinę. Serce na chwilę przystało bić a ja przypomniałem sobie, że powinienem wychodzić bo byłem umówiony z Jane na zakupy w odbudowanym już Starcourt. Sięgnąłem po skórzaną torbę i zapakowałem do niej najpilniejsze rzeczy, na głowę naciągnąłem czapkę oraz nałożyłem kurtkę jeansową z puszkiem w środku którą odziedziczyłem po bracie kiedy jemu przestała się podobać.

Affection. ┆彡 BylerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz